Thorgal. Louve #7: Nidhogg

Co dwie głowy, to nie jedna

Autor: Shadov

Thorgal. Louve #7: Nidhogg
Thorgal. Louve #7: Nidhogg Yanna le Pennetier i Romana Surżenko to kolejna porcja szalonych przygód młodej córki wikinga Thorgala Aegirssona i księżniczki Aaricii, jednak tym razem o wiele lepszych niż w poprzednim albumie. Bez wątpienia pochłoną fanów oryginału.

Wcześniejszy tom równoległej do Thorgala serii o Louve, chociaż nienajgorszy, zdecydowanie nie dostarczał takich wrażeń jak najnowszy, zatytułowany Nidhogg. Przede wszystkim #7 kończy wątki rozpoczęte w poprzednim albumie (Królowej czarnych elfów), gdzie Louve zgodziła się pomóc Thjaziemu i pokazała mu miejsce ukrycia gwiezdnej kołyski Thorgala. Niestety, ta podstępem została skradziona przez czarne elfy.

W Nidhoggu Louve, chcąc pomóc Tjahziemu w odzyskaniu skradzionego przedmiotu i powstrzymaniu upadłych elfów przed ścięciem korzeni Yggdrasilla, udaje się do Międzyświata, aby odszukać zesłanego tam za karę węża Nidhogga i prosić go o pomoc. Tymczasem wyklęty pomniejszony bóg Asgardu – Vigrid (skazany na wygnanie i ciało czarnego elfa) – wraz z księżniczką Yasmino (zaklętą w małpkę) udają się do krainy świetlistych elfów, aby prosić je o pomoc w walce z nadchodzącym zagrożeniem.

W najnowszym albumie historia jest o wiele ciekawsza, czytelnik dostaje kilka zwrotów akcji, wzruszające epizody i kilka miłosnych wątków, które świetnie dopełniają powieść. Śledzimy nieprawdopodobne przygody małej Louve, która jest bardzo odważna jak na swój wiek, i dowiadujemy się o kilku ciekawostkach z życia Vigrida oraz Yasmino. Na pochwałę również zasługuje fantastyczna scena finałowa. Świetnie domyka przygody Louve związane z królową czarnych elfów i Nidhoggiem oraz pozostawia nutkę nostalgii. Owszem, momentami odnosi się wrażenie, że niektóre wątki są lekko rozwlekłe, jednak nie psuje to w znaczący sposób całej fabuły. Pozostaje po przeczytaniu jedynie niedosyt, ponieważ odnosi się wrażenie, że scenarzysta mógł zmieścić o wiele więcej na 48 stronach Nidhogga.

Czytelnik nie śledzi jednak tylko przygód Louve: w albumie często zmieniają się lokacje i postacie. Mamy okazję spojrzeć na wydarzenia z perspektywy Aaricii i Vigrida, dzięki czemu historia jest bardziej otwarta i zrozumiała dla czytającego, zwłaszcza że w serii Thorgal. Louve nie da się uniknąć wielu zależności pomiędzy bohaterami. Z każdą sceną mamy okazję poznać następne mniejsze lub większe sekrety protagonistów.

O ile nowi bohaterowie na pewno urozmaicają całą historię, to dla osób nie mających styczności z cyklem mogą być dezorientujący. Kilku z nich na stronach Nidhogga przybywa „znikąd” i kontynuuje wątki z poprzednich albumów, jak Królestwo Chaosu. Jeśli ktoś nie czytał wcześniejszych zeszytów, to trudno będzie mu osadzić wydarzenia z siódmego tomu w całej serii, zwłaszcza że często owe wątki zawierają się jedynie na dwóch/trzech stronach.

Kolorystycznie jest podobnie do poprzedniego tomu. Nadal zachwycają przyjemne pastelowe kolory oraz lekkie rysunki, dość szczegółowo przedstawione przez Romana Surżenko. Świetnie radzi sobie z kreśleniem postaci, ich twarzy, sylwetek. Słabiej natomiast prezentują się tła, tutaj twórca nie przywiązuje już takiej wagi, jeśli chodzi o urozmaicenie, często kadry są zwyczajnie puste i najbardziej jest to widoczne, kiedy Louve trafia do Międzyświata.

Ostatecznie Thorgal. Louve #7: Nidhogg warto ocenić jako album bardzo dobry, zwłaszcza że Królowa czarnych elfów należała do słabszych pozycji. Nidhogg świetnie kończy kolejne intrygujące przygody młodziutkiej i niesfornej córki Thorgala. Pozostaje po nim apetyt na kolejne ciekawe postacie i zdarzenia, których w serii zarówno tej głównej, jak i pobocznej nie brakuje. Jeśli więc ktoś zastanawiał się nad kupnem, to polecam, warto przyszykować na półce miejsce dla najnowszej części Louve