The very best OFF The Ziniols vol. 1

Nie fałszują

Autor: Kuba Jankowski

The very best OFF The Ziniols vol. 1
Poważnie zastanawiałem się, czy w czasie zapoznawania się z tym komiksem, post-rockowy zespół Tides from Nebula będzie dobrą ścieżką dźwiękową. Ostatecznie postanowiłem uczynić z niego tło lektury, choć w sumie The Ziniols to trochę inna bajka. No i sama publikacja jest też czymś więcej niż tylko komiksem. Oprócz subiektywnego wyboru tego, co przez trzynaście lat (!) najlepszego (?) przewinęło się przez strony Zinio/Ziniola, dostajemy również garść opowieści o tym wszystkim, co tworzeniu magazynu towarzyszyło. Jest to niezwykle cenna część dokumentalna tej publikacji. Dopiero z perspektywy czasu można sobie uświadomić, jak wielu twórców w Ziniu/Ziniolu stawiało kolejne kroki w komiksowej karierze. Morfołaki i Fastchnaspiel to tylko dwa z uznanych tytułów, które można było śledzić na łamach zina. W tym zbiorku ich nie znajdziecie, co spiritus movens pisma, Dominik Szcześniak, tłumaczy istnieniem publikacji albumowych tychże tytułów.


I do tańca, i do różańca

Ta antologia – jak na dobrą antologię przystało – czaruje przede wszystkim różnorodnością. Są tutaj historyjki, które prostymi środkami, bezkompromisowo zmierzają do celu, zaskakując przy tym nieprzewidywalnymi rozwiązaniami (np. Mocz w zupie). Znajdziemy też opowiastki w stylu "nie ma zmiłuj, zero świętości" (w tym wyborni Rosencranz i Santana), "fabułki" brutalne i bazujące na ostrej puencie (m.in. Małe faux pas, Greps miłosny), miniaturki, żeby "wykrzyczeć" z siebie coś bliżej niesprecyzowanego (Nienawidzę), czy też rzeczy klasycznie przesadzone ku uciesze czytelnika (genialna w prostocie Curva) i typowo eksperymentalne (zwracam uwagę na bezbłędnie rozrysowany i rozkadrowany Eksperyment), a także nagłe zmiany klimatu (nie ma lepszego przerywnika niż Jezioro śmierci).

Jedna rzecz jest dla mnie jednak niewybaczalna. Drwić z Tajemnicy złotej maczety nie wypada, to był pierwszy komiks, który czytałem (no, powiedzmy, bo czytała mi go babcia, kiedy jeszcze czytać nie umiałem). Za to jest minus, taki minus na poważnie. Na koniec dostajemy Blakiego 2001-2002, o którym Dominik Szcześniak tak pisał w Cyfrowym Ziniolu: "Nie jest to Blaki wydany przez Timofa. Nie jest to również Pan Blaki spod skrzydeł Znaku, ani Blaki: Paski Kultury Gniewu. Mówiąc inaczej: jest to inny Blaki [...] Według mnie jest to najlepsze, co Blaki kiedykolwiek miał do zaoferowania, ale całkiem prawdopodobne, że jestem w tej opinii odosobniony." No właśnie, ja tej opinii nie podzielam, bo dla mnie Blaki to jest właśnie ten timofowy, przede wszystkim ten. A ziniolowy? Dla mnie to tylko preludium, całkiem ciekawe, czegoś większego.

Paradoksalnie, chwili oddechu w tym albumie nie zapewniają (dosyć męczące w nadmiarze) krótkie historie, ale dłuższe fabuły, np. Rafała Trejnisa. Osiągają one dosyć zróżnicowany efekt końcowy, ale czytając obecnie, na przykład, tworzone w duecie z Dominikiem Szcześniakiem "kompletne" Fotostory, widać, do czego autorowi służyły – do pracy nad warsztatem i stylem. A temu – w mojej opinii – ziny służą najlepiej.


Posłuchać? Przegrać sobie od kolegi? Kupić? Ściągnąć?

Ja polecam jednak kupno, gdyż w "kasetowym" opakowaniu czeka was mała niespodzianka. Natomiast sam sobie zadaję pytanie, jak mogłem przeoczyć te nagrania?! Nie chodziłem w szkole na religię i zawsze wybierałem się w tym czasie na bazar z pirackimi kasetami za dziesięć tysiaków (innych, to znaczy oryginalnych, praktycznie wtedy nie było). Nigdy na Z. nie trafiłem... A, chyba już wiem, dlaczego. Jeszcze go wtedy nie było, w przeciwnym razie pewnie bym poznał te dźwięki wcześniej. Zapewne i ty, czytelniku, po kolejnej zabójczej puencie (polecam: Latające szlugi, Alkohol niszczy rodzinę) spytasz sam siebie podczas lektury, "gdzie ja byłem, kiedy ten magazyn wychodził?" Teraz wszyscy mamy okazję nadrobić zaległości, ale...

...uważam, że przesiew materiałów mógł być większy, bo bez niektórych rzeczy ten zbiorek by się obył. Może należało też nanieść jakieś poprawki w tekstach? Albo wpłynąć na ich czytelność? Remastering wypada słabo, o ile w ogóle był w planach.

Nic to, kiedyś ta kaseta może być sporo warta. Zwyżki cen winyli też nikt nie podejrzewał.