Thanos powstaje

Historia Szalonego Tytana spisana na nowo

Autor: Rafał 'Venomus' Pytlak

Thanos powstaje
Thanos. Szalony Tytan. Nosiciel Rękawicy Nieskończoności i Kochanek Śmierci. Przez dekady fani uniwersum Marvela mogli śledzić przygody fioletowoskórego złoczyńcy z Tytana, największego księżyca Saturna. W ostatnich latach trafił on nawet na kinowe ekrany jako główny gracz stojący za planami podboju Ziemi i jednocześnie nemesis drużyny Avengers. W oczekiwaniu na kolejne wielkie wydarzenie komiksowe, jakim jest Nieskończoność, Dom Pomysłów postanowił odświeżyć origin Thanosa, uwspółcześnić jego życiorys i ożywić niektóre motywy, przy okazji dając nowym czytelnikom szansę na poznanie tego "wielkiego fioletowego gościa w fotelu”.

W pięcioczęściowej miniserii Jason Aaron (scenariusz) i Simone Bianchi (rysunki) postawili sobie poprzeczkę dość wysoko. Wszak duet zabrał się za historię jednego z największych superzłoczyńców i komiksowych ikon zła - stojącą w jednym szeregu z Apocalypse i Victorem Von Doomem - po czym chciał sprawić, aby czytelnik zrozumiał jego motywy, a może nawet zawiązał jakąś nić zrozumienia dla Szalonego Tytana. I na tym ambitnym zadaniu autorzy polegli dość sromotnie.

Thanos w swych dziecięcych latach w niczym nie przypomina nihilisty i mordercy, jakiego znają i kochają jego fani. Aaron pozmieniał sporo faktów z życia protagonisty odmieniając kolejność wydarzeń i pomijając niektóre postaci z jego otoczenia, ale dając w zamian tajemniczą przyjaciółkę. Owa młoda dama okaże się być najważniejszą postacią, jaką nasz fioletowy kolos kiedykolwiek spotkał, choć jej tożsamość nie będzie zagadką dla nikogo, kto wie kim jest tytułowy bohater. Na kolejnych planszach śledzimy zatem Thanosa, który przez całe lata przemierza kosmos, popełniając coraz większe zbrodnie w imię swojej miłości.

I tu pojawiają się zgrzyty, bowiem całość wypada dosyć płytko i jednowymiarowo. Thanos praktycznie z miejsca zmienia się z zagubionego młodzieńca pragnącego dowiedzieć się, dlaczego tak bardzo różni się od wszystkich, których zna, w maniakalnego mordercę działającego na skalę galaktyczną, wyżynając populację jednej planety za drugą. Rys psychologiczny postaci w żadnym momencie nie zostaje pogrubiony. Przez spory odcinek historii można doznawać swoistego déjà vu. Oto na pacyfistycznej planecie z wysoko rozwiniętą cywilizacją nagle pojawia się odmieniec, który zadecyduje o losie wszystkich jej mieszkańców. Wypisz, wymaluj! Prawie jak pewien bardzo popularny Czernian od konkurencyjnego DC Comics. Nieco inny początek, ale patent ogólny ten sam. Nie ma tutaj miejsca dla dużych zwrotów fabularnych czy zaskoczeń, całość jest bardziej jazdą na szynach – jednotorową i bez zbędnego wychylania się. A dodatkowo wieloletni fani Thanosa będą kręcić nosem na skalę zmian w retconie, który zafundował swoim czytelnikom Marvel.

Kreska Simone'a Bianchi'ego z jednej strony dobrze buduje klimat historii, prezentując w jednej chwili sprane kolory odpowiednie dla jakiejś krypty w otchłani kosmosu, by w drugiej ukazać nasycenie kolorów w miastach pełnych kosmitów najróżniejszych gatunków. W odbiorze nieco przeszkadza rozmycie rysunku oraz zlewanie się szkicu i kolorów, a te dwa aspekty warstwy graficznej można było mocniej podkreślić i oddzielić od siebie wyraźniejszym konturem. Jednym słowem dobra rzemieślnicza robota, chociaż bez wspinania się na wyżyny artystyczne.

Thanos powstaje to komiks, który trudno jednoznacznie ocenić. Z jednej strony są tutaj dobre i klimatyczne momenty, w których czytelnik zostaje wciągnięty w tok akcji. Z drugiej odbiorca jest co chwilę zasypywany całą masą głupotek i sztamp, których jest zbyt wiele nawet jak na komiks z gatunku peleryny i maski. Jeśli ktoś chciałby odświeżyć sobie żywot Szalonego Tytana przed październikową premierą Nieskończoności lub w ogóle nie wie kim jest Thanos, wtedy może sięgnąć po tę publikację. Dla reszty nie jest to zakup obowiązkowy i może sobie odpuścić tę nierówną lekturę.