Szumowina (wyd. zbiorcze) #1: Cocainefinger

Bohater jakiego nie chcieliśmy

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Szumowina (wyd. zbiorcze) #1: Cocainefinger
Superbohaterów zajmujących się ratowaniem świata zazwyczaj charakteryzuje pewne wyidealizowanie: są nie tylko silni, ale również bystrzy oraz szlachetni. Czasami jednak los świata spada na barki osób, którym nijak nie powinno powierzyć się takiego zadania.

Ernie Ray Clementine spokojnie mógłby zostać uznany za brakujące ogniwo w teorii Darwina. Bo jak zaliczyć do homo sapiens jednostkę w sposób perfekcyjny łączącą w sobie analfabetyzm, narkomanię, chamstwo, niepohamowaną chuć oraz obleśny wygląd. A jednak, los płata najprzedziwniejsze figle i wskutek niesamowitego zbiegu okoliczności Clementine wchodzi w posiadanie niezwykłych zdolności, które zadecydują o bezpieczeństwie cywilizowanego świata.

Rick Remender stała się chyba jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób na polskim rynku wydawniczym, a wszystko to za sprawą wydawnictwa Non Stop Comics oraz kilku autorskich serii: Deadly Class, Głębi czy Tokyo Ghost. Teraz przyszła kolej na kolejny cykl, a mianowicie Szumowinę, opowieść o antybohaterze pełną głębią, bawiącą się konwencją superbohaterską, łączącą rzeczy przyziemne z interesującymi przemyśleniami.

W trakcie lektury trudno oprzeć się narastającemu wrażeniu, że bezpośrednią inspiracją dla kreacji świata była seria animacji – czy patrząc szerzej, cała nisza zabawkarska - ze świata G.I. Joe. Terrorystyczna organizacja Scorpionus razem z fantazyjnie poprzebieranymi członkami oraz równie oryginalnie wyglądającym szefem, jako żywo przypomina dawną Cobrę, zwalczaną przez świetnie wyszkolonych i równie interesujących wizerunkowo agentów.

Ale to nie koniec odniesień, na których bazie powstała Szumowina. Koncepcja antybohatera nie jest niczym nowym, jednak Clementine'a niezwykle łatwo jest ustawić tuż obok filmowego Hanckoka. Obaj panowie nadużywają alkoholu, trudno też mówić w ich przypadku o jakichkolwiek walorach intelektualnych czy też innych cnotach charakteru. A mimo to za sprawą losu obaj obdarzeni zostali mocami niedostępnymi zwykłym śmiertelnikom, z czego potrafią zrobić lepszy bądź gorszy użytek.

Trzeba jednak przyznać, że główny bohater przebija swoich "kolegów" pod niemalże każdym względem. To nie tak, że mu w życiu nie wychodzi, albo pod wpływem impulsu podejmuje błędne decyzje. Nie, Clementine to człowiek z gruntu zły, chociaż nie w sensie chęci zadawania cierpienia bliźnim, lecz hołubienia najbardziej prymitywnym potrzebom, pogrążania się w narkomanii, opryskliwości, braku wykształcenia oraz wyjątkowo ograniczonej perspektywie postrzegania otoczenia.

Pierwsze rozdziały Szumowiny co prawda od razu inicjują przewodni wątek dwóch walczących ze sobą organizacji, jednakże znacznie większy nacisk kładą na kreację głównego bohatera, co zresztą po części jest przerażające, a po części uczciwie śmieszne. Z jednej strony starsi czytelnicy przed oczyma będą mieli smutne losy wokalisty Dżemu, Ryszarda Riedla, bo skojarzeń nie można się pozbyć ani na chwilę. Z drugiej – Clementine jest tak bardzo groteskowy, tak niesamowicie przerysowany, że ciężko nie uśmiechnąć się pod nosem. Jednocześnie ekspresyjno-wulgarny charakter świetnie wypełnia pierwsze strony, nadając ton historii.

Później historia mocno ewoluuje, i to pod kilkoma względami. Wspomniane przed chwilką gagi dość szybko przestają bawić, głównie z racji przewidywalności oraz wtórności; niestety efekt zaskoczenia odgrywa tutaj istotną rolę. Opowieść wynosi się też z dusznej knajpki i ciasnych ulic ku wielkomiejskim wieżowcom o bogatej posesji, co związane jest bezpośrednio z walką pomiędzy organizacjami. Na tym etapie dominują typowe elementy akcji, wzbogacone o wstawki wynikające z wątpliwego charakteru Clementine'a. I o ile trudno jest cokolwiek zarzucić scenariuszowi – to sprawnie zrealizowane rzemiosło – to nie sposób napisać o jakichś oryginalnych treściach, poza może samą sylwetką antagonisty.

Olbrzymimi jednak zaskoczeniem okazują się ostatnie rozdziały. Clementine co prawda jest jaki jest, stanowiąc uosobienie hedonisty perfekcyjnego, istotą dbającą tylko o zaspokojenie najbardziej prymitywnych żądz. Jednakże z jego ust padają znaczące frazy, wykraczające poza konflikt pomiędzy faszystowskim Scorpionusem, a obrońcami świata. Ten prostak i analfabeta celnie uderza w systemy władzy, co do zasady niewiele przejmujące się losem zwykłych obywateli. Z jednej strony – jeśli weźmie się pod uwagę osobowość mówcy – brzmi to groteskowo, z drugiej zaś fakt, że wyzwanie władzy rzuca właśnie ktoś taki, sprawia, że wydźwięk słów jest mocniejszy.

Komiks bardzo interesująco prezentuje się od strony artystycznej. Każdy z epizodów wchodzących w jego skład został zilustrowany przez innego grafika, co dało możliwość posmakowania różnych stylów. Spośród tej piątki dwójka artystów zasługuje na szczególne pochwały: Lewis Larosa, autor ilustracji do zeszytu otwierającego oraz dobrze znany z serii Deadly Class Wes Craig. Ten pierwszy urzeka misternymi kadrami, doskonale oddającymi charakter głównego bohatera, zaś dzięki świetnemu operowaniu perspektywą oraz głębią można odnieść wrażenie trójwymiarowości ilustracji. Craig z kolei jest jakością samą w sobie, świetnie radząc sobie z nadawaniem scenom niesamowitej dynamiki.

Nie będzie chyba specjalną niespodzianką, jeśli napiszę, że to dopiero początek znajomości z Clementinem, scenarzysta zaś w sposób jawny daje do zrozumienia, że nowe, epickie wątki są tylko kwestią kolejnych tomów. Niniejsze wydanie zbiorcze na pewno zachęca do sięgnięcia po kontynuację, co w dużej mierze zawdzięcza oryginalnej kreacji oraz osobliwej charyzmie głównego bohatera. Co prawda mam pewne obawy, czy Remender będzie potrafił coś nowego wykrzesać z Clementine'a, co może być czynnikiem decydującym o atrakcyjności serii, jednakże ten autor jak mało kto w ostatnich latach zasłużył na kredyt zaufania.