Świat Dryftu #2: Opowieść o czarodziejach

Pięknie i magicznie

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Świat Dryftu #2: Opowieść o czarodziejach
Pamiętacie lata osiemdziesiąte, kiedy ze względu na deficyt czytało się wszystkie dostępne komiksy? Czasy szczęśliwie minęły i można teraz wybierać wedle gustów. Jednak pewna rzecz pozostaje dla mnie kryterium obowiązkowym: komiks musi oferować interesującą historię albo być piękny. Najlepiej oczywiście, aby oba warunki zostały spełnione. Jak w tym względzie wypada Świat Dryftu?

Może zabrzmi to pokrętnie, lecz najłatwiej napisać, że druga część opowieści o Świecie Dryftu oferuje dokładnie to samo co pierwsza, tyle że kontynuuje zainicjowany wcześniej wątek. Cóż się kryje pod tym lapidarnym stwierdzeniem? Ano tyle, że na czytelnika czeka kwintesencja lekkiego fantasy podszytego humorem: fantazyjna kraina zamieszkiwana przez widowiskowe istoty, do tego wyzwanie będące udziałem głównych bohaterów oraz potyczki, tym razem magiczne. Smoków co prawda nie ma, ale i tak jest wartko oraz efektownie.

W pierwszym tomie Ken Broeders uwiódł wyobraźnię czytelnika oprawą graficzną; teraz przyszła pora na fabularne rozwinięcie opowieści. Kluczowe pytanie, z jakim autor pozostawił nas pod koniec poprzedniej części, dotyczyło obecności człowieka w wykreowanym świecie fantasy. Rąbek tajemnicy został właśnie uchylony i trzeba przyznać, że Broeders umiejętnie poradził sobie z połączeniem wątków. Od strony warsztatu autor wie, jak utrzymać tempo, ma też pomysł na swój autorski cykl, aczkolwiek tuzem kreowania fabuły raczej nie jest. Historia niczym nie zaskakuje, chociaż też niczym nie razi, największym zaś smaczkiem są soczyste zdania wypowiadane przez bohaterów. Lektura zajmuje nie więcej niż dwa kwadranse, które do tego upływają błyskawicznie.

W czym tkwi największa siła komiksu? W tym, że obok opowieści, czytelnicy otrzymali drugie tyle materiałów dodatkowych. Powtórzę opinią z recenzji pierwszego tomu: w sposób widoczny Świat Dryftu narodził się w głowie jak fantazyjna kraina, pełna osobliwej architektury, istot odbiegających wyglądem od szablonowych wyobrażeń na ich temat, tonąca w pastelowych barwach. Broeders miał wizję artystyczną, którą przekuł w piękny komiks, zaś przebogate materiały dodatkowe: szkice, ilustracje próbne oraz omówienie ewolucji artystycznej poszczególnych postaci, oddają siłę weny i potrzebę podzielenia się nią z odbiorcami.

Tak więc czytelnik najpierw podziwia świetne ilustracje, gdzieś tam mimochodem zwraca uwagę na wydarzenia dziejące się na planszach, później zaś drugie tyle musi (a raczej: chce!) poświęcić na odkrywanie kulisów powstawania opowieści. Broeders z taką samą wprawą potrafi kreślić architekturę, jak bawić się perspektywą ujęcia. Nie waha się rysować niemalże filmowych zbliżeń, podkreślających emocje targające bohaterami; potrafi oddać tak idyllę, jak i grozę sytuacji.

Gdyby Świat Dryftu był brzydki, to szybko przepadłby w odmętach zapomnienia. A tak? Czytelnik szybko przechodzi przez opowieść po to, by na spokojnie powrócić do ilustracji. Mam jednak wrażenie, że ostatni tom przyniesie interesujące zakończenie i komiks zaskoczy czymś więcej niż głównie estetyką.