Superman Action Comics #2: Nadejście Lewiatana

Organizacja ponad organizacjami

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Superman Action Comics #2: Nadejście Lewiatana
Dawno minęły czasy, kiedy komiksowi superbohaterowie mierzyli się jedynie z arcyłotrami czy kosmitami. Na przestrzeni lat stopniowo do głosu dochodziły tajne organizacje, które potrafiły namieszać w przygodach nawet najpotężniejszych herosów.

Jedną z takich organizacji jest Lewiatan, powołany do życia przez Briana Michaela Bendisa, który po latach współpracy z Marvelem zmienił „koszulkę klubową" na tę z logo DC Comics. Wspomniana grupa nie przebiera w środkach i likwiduje podobne jej organizacje, jak Deo czy Argus. Do walki z przywódcą nowego tworu staje nie byle jaka ekipa – Amanda Walker, Lois Lane, Question i w końcu także Człowiek ze Stali. Tylko czy supermoce tego ostatniego okażą się wystarczające w obliczu przeciwnika, który przebywa zarazem wszędzie i nigdzie?

Od początku powierzenie postaci Supermana Bendisowi wydawało się słuszną decyzją, a Amerykanin nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań. Przede wszystkim wiele miejsca poświęcił Clarkowi Kentowi, z naciskiem na jego relację z ukochaną Lois Lane, choć jednocześnie uniknął ckliwości. Znaczącej roli doczekała się porządnie napisana Lois oraz kilka innych postaci, którym przyznano spory wpływ na historię – włącznie z przywódcą organizacji Lewiatan, póki co bardzo tajemniczym, ale i tak przyzwoicie przedstawionym antagonistą. Cieszy, że postacie pozbawione trykotów nie są tutaj jedynie uzupełnieniem dla konfrontacji Lewiatana z Supermanem. Pomogły w tym chociażby sceny pokazujące intensywne życie redakcji Daily Planet, choć z drugiej strony są one przeładowane pod względem dialogów.

Bendis poradził sobie ze stworzeniem ciekawej historii, jednak w paru miejscach odbyło się to kosztem logiki. Wszakże trudno wyobrazić sobie sytuację, kiedy to Superman i jego towarzyszka zostawiają kobietę kierującą Oddziałem Samobójców (tak, tym oddziałem) praktycznie samą w ich kryjówce, naiwnie licząc, że ta nic nie zmajstruje pod nieobecność gospodarzy. Podobnych zagrywek jest wprawdzie tylko parę, ale bardzo skutecznie wtrącają zgrzyty przy lekturze. Ponadto w Nadejściu Lewiatana najważniejsze figury zajmują swoje pozycje i mocno odczuwa się, że dopiero w kolejnej części komiksu rzucą się sobie do gardeł. Ostatnia kwestia wiąże się ze znajomością odbiorców z uniwersum DC. W komiksie pojawiają się bowiem postacie mało znane dla osób sięgających po DC okazyjnie, jak m.in Bones, Question, Amanda Waller, Jimmy Olsen czy Tygrys.

Od strony graficznej to solidnie przygotowane superhero. Steve Epting i Yannick Paquette zadbali, aby nawet przy nadpodaży kwestii dialogowych warto było wodzić wzrokiem po obrazkach. Warto nadmienić, że kreska obu artystów najlepiej prezentuje się na ciemniejszych ilustracjach, przez co dużych zasług upatruję w pracy Brada Andersona i Nathana Fairbairna. Dzięki ich staraniom wiele kadrów nabrało charakteru.

Nadejście Lewiatana jest dokładnie tym, na co wskazuje tytuł – to wprowadzenie do właściwej konfrontacji. Wprowadzenie ciekawe i warte uwagi, ale jednak niepozbawione wad, w tym naiwnych rozwiązań fabularnych, psujących odbiór całości. Niemniej fani Człowieka ze Stali i nastawionego na akcję komiksu superbohaterskiego odejdą od lektury zadowoleni.