Stwory nocy i inne historie

Komiks dla tych co Gaimana dopiero poznają

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Stwory nocy i inne historie
Neil Gaiman jest bodaj jednym z najważniejszych pisarzy fantasy ostatnich kilku dekad. Kolejne jego książki i komiksy rozchodzą się jak świeże bułeczki. Jedną z ostatnich pozycji, jaka trafiła do rąk fanów, jest zbiór Stwory nocy i inne historie.

Omawiany album to ponad 250 stron lektury zamkniętych w twardej oprawie. W sumie dało to sześć opowieści będących adaptacjami opowiadań, które pierwotnie ukazały się w zbiorach Dym i Lustra oraz Rzeczy ulotne. Jako że tematyka, jak i artystyczna stylistyka bywają w takich zbiorach bardzo zróżnicowane, toteż przejdźmy po krótce przez poszczególne utwory.

Może nie powinienem tak stawiać sprawy, ale otwierający tom tekst Arlekin i Walentynki jest jednocześnie najlepszym utworem. Literacki pierwowzór czytelnik znajdzie w bardzo przeciętnym zbiorze opowiadań Rzeczy ulotne, zaś komiksowa adaptacja wyszła spod pióra samego Gaimana.

Jest to absolutnie przewrotna historia arlekina, żartownisia, który podarował serce nie tej kobiecie, której powinien. Co z tego wynika? Cóż, warto to sprawdzić osobiście. Dość powiedzieć, nietuzinkowe opowiadanie przyozdabiają bardzo fajne, oryginalne ilustracje Johna Boltona, które wyglądają tak, jakby na zdjęcia nakładano kreskę w postaci kredek. Efekt? Równie znakomity jak w przypadku scenariusza.

Drugie z opowiadań, Morderstwa i Tajemnice polscy czytelnicy mogli przeczytać już na początku XXI wieku, kiedy to ukazało się jako samodzielne wydawnictwo. Zaadaptowaną i narysowana przez P. Craiga Russela historię można też znaleźć w tomie opowiadań Dym i lustra, a opowiada ona o pierwszym morderstwie, jakie wydarzyło się w niebie. Anioł o imieniu Raguel otrzymuje od Lucyfera zadanie rozwikłania zagadki i ukarania winowajcy.

Co z tego wynika? Zupełnie przyjemna w odbiorze historia, chociaż przez większość czasu niespecjalnie zawikłana i z kilkoma typowo gaimanowskimi – w znaczeniu: zupełnie zbędnymi – wtrętami. Jej mocnymi atutami są niewątpliwie tematyka, umiejętne granie okołoanielskimi skojarzeniami oraz bardzo mocna końcówka, kiedy to Raguel odkrywa intrygę i motywacje sprawcy. Z tym utworem warto się zapoznać, czy to poprzez lekturę niniejszego opracowania, czy też sięgając po publikację sprzed dwóch dekad.

Graficznie Morderstwa i Tajemnice prezentują się przeciętnie: ani ładnie, ani brzydko. Russel nie stroni od dużych ilości tuszu, grafiki zaś są sterylnie czyste, drugi plan zaś w ogóle nie istnieje. Z drugiej strony rysunkom nie można też postawić żadnych zarzutów. Ot, ilustracje o których szybko się zapomina.

Kolejne dwa utwory: Cena oraz Córka sów zebrane zostały zbiorczo w rozdział Stwory nocy. Oba teksty również znajdują się w tomie Dym i lustra i trzeba przyznać, że oba są dobrymi adaptacjami króciutkich, bo kilkustronicowych utworów literackich. Gaiman, który tym razem osobiście popełnił scenariusz, na przestrzeni kilkunastu stron stworzył przesiąknięte nadnaturalną tajemnicą utwory, błyskawicznie zawiązane i bardzo sprawnie spuentowane.

W pierwszym utworze czytelnicy obserwują losy walecznego kocura, chroniącego rodzinę przed groźną zjawą, w drugim zaś stają się obserwatorami przemocy, jaką doświadczyła sierota porzucona w odosobnionym klasztorze. Warto od razu dodać, że ich ilustrator, Michael Zulli także spisał się na medal.

Zulli zilustrował również kolejny utwór, Fakty w sprawie odejścia panny Finch, zaś komiksową adaptację scenariusza przygotował Todd Klein. Czytelnicy odnajdą utwór we wspomnianym wyżej zbiorze opowiadań, tu zaś do rąk odbiorców trafiła wierna adaptacja opowiadania.

I po raz kolejny, lektura pozwala niemalże namacalnie posmakować wyobraźni Gaimana, kiedy to czytelnicy wraz z bohaterami udają się na dziwaczne przestawienie będące osobliwym, w założeniu przerażającym, cyrkiem. Przechodząc do kolejnych komnat, czworo znajomych staje się uczestnikami na poły strasznych, na poły kiczowatych widowisk, co trwa aż do ostatniego pomieszczenia, kiedy to jedno z nich znika. Niestety finisz opowiadania jest nie tyle abstrakcyjny czy też zaskakujący, ale dość groteskowy, nawet jak na historie, które narodziły się w głowie Brytyjczyka.

Album wieńczą Zakazane narzeczone niewolników bez twarzy w sekretnym domu nocy straszliwych żądz. Adaptacją i zilustrowaniem historii zajął się Shane Oakley i cóż, utwór wywołuje ambiwalentne odczucia. Z jednej strony jest to kapitalne zobrazowanie procesu twórczego i burzy mózgu będącej zapewne udziałem każdego z pisarzy, z drugiej strony nieokiełznany chaos narracyjny utrudnia lekturę opowiadania. Tutaj nie pomagają nawet świetne – mogące kojarzyć się z dorobkiem Franka Millera – grafiki. Gwoli wyjaśnienia, literacki pierwowzór znajduje się w zbiorze Rzeczy ulotne.

Zasadniczo problemem recenzowanego zbioru, jak i ogólnie twórczości Neila Gaimana – niezależnie czy mowa o pierwowzorach książkowych, czy komiksowych adaptacjach – jest zwyczajne opatrzenie się ze stylem brytyjskiego twórcy. Niby niczego nie można zarzucić jego opowieściom, za każdym razem pisarz dowodzi swojej niezwykłej wyobraźni, zaś tematycznie utwory są różnorodne. Jednakże sposób prowadzenia narracji, w większości przesadnie bajkowy i nieco zbyt senny oraz przewidywalność momentów, w których nastąpią zwroty akcji, sprawiają, że wymyślne historie nie bawią, lecz miejscami wręcz nużą. Gaiman już jakiś czas temu zjadł własny ogon, popadł w schematyczność oraz powtarzalność i niestety jest to widoczne w kolejnych publikacjach i nie są w stanie zapobiec temu interpretatorzy, czyli autorzy komiksowych scenariuszy.

Powyższa konstatacja wcale mnie nie cieszy, zwłaszcza w kontekście recenzowanego zbioru, który w większości jest niezły, miejscami wręcz bardzo dobry; graficznie zresztą też cieszy wzrok. Przekonany jestem, że jeśli ktoś nie przedawkował jeszcze Gaimana lub jest dopiero na początku tej znajomości, wówczas będzie świetnie się bawił w trakcie lektury. Natomiast czytelnicy, którzy już jednak odczuwają pewien przesyt lub niebędący zadeklarowanymi fanami wszystkiego, co sygnowane nazwiskiem Brytyjczyka, powinni najpierw nabrać apetytu na lekturę komiksowych adaptacji opowiadań, nawet jeśli to zajmie troszkę czasu. W przeciwnym wypadku poziom satysfakcji z lektury będzie niższy, niżby powinien.