» Recenzje » Storm #10: Powrót czerwonego księcia. Maszyna von Neumanna

Storm #10: Powrót czerwonego księcia. Maszyna von Neumanna


wersja do druku

Storm, na którego warto było czekać

Redakcja: Agata 'aninreh' Włodarczyk, Daga 'Tiszka' Brzozowska

Storm #10: Powrót czerwonego księcia. Maszyna von Neumanna
Ponad dwa lata polscy czytelnicy musieli czekać na kolejny tom zbiorczy przygód Storma. W końcu jednak cierpliwość została wynagrodzona i na półki księgarskie trafił dziesiąty album serii. Czy zapewnił rozrywkę na miarę talentu autorów? O tym słów kilka poniżej.

Pandarwia jest galaktyką niezwykłą w skali kosmosu. Zamiast kosmicznej pustki, przestrzeń pomiędzy planetami wypełnia powietrze, a układ zamieszkują najdziwniejsze rasy, łącznie z inteligentnymi, w pełni autonomicznymi maszynami. I właśnie z jednego z takich niezwykłych światów napływa sygnał, sprawiający, że Nomad bez chwili wahania i wytchnienia rusza ku – jak się okazuje – macierzystej planecie, na której bynajmniej nie jest jednym z szeregowych obywateli. Co łatwe do przewidzenia, Storm i Rudowłosa nie pozostawiają przyjaciela samemu sobie, za co jednak mogą zapłacić najwyższą cenę.

Później przyjaciele muszą stawić czoła zagrożeniu przybywającemu z kosmicznej pustki – do Pandarwii zbliża się olbrzymi obiekt, mogący unicestwić cały układ. Storm i przyjaciele otrzymują misję zapobiegnięcia katastrofie. W trakcie jej realizacji bohaterowie spotkają dawnych przyjaciół oraz wrogów, odwiedzą Eden oraz zstąpią do przedsionka dantejskiego piekła. Wpierw jednak porozmawiają z królikiem znanym z opowieści o Alicji w Krainie Czarów oraz powalczą z Indianami na ulicach miasteczka Dzikiego Zachodu.

Powrót Czerwonego Księcia oraz Maszyna von Neumanna – bo takie noszą tytuły opowiadania zamieszczone w albumie – mimo że diametralnie różne w treści, to niewątpliwie są znakomitym przykładem twórczości u autora, Martina Lodewijka. W pierwszym z nich fani poznają prawdziwą tożsamość Nomada, jego rodzinę oraz łaczące ich skomplikowane relacje, charakterystyczne dla planety pochodzenia bohatera. Nie trzeba być geniuszem, by po tytule opowiadania domyślić się, że Nomad jest tytułowym następcą tronu, łatwo też przewidzieć, że jego powrót nie wszystkim będzie odpowiadał. Z tej sytuacji wywiązuje się świetnie poprowadzona i emocjonująca intryga, w której co prawda trudno doszukiwać się głębszych treści, a rezultat przepychanek jest przewidywalny, jednakże wartki scenariusz gwarantuje mnóstwo świetnej zabawy.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Zupełnie inny charakter ma druga z historii, początkowo przypominająca nocną marę, do której trafiła trója protagonistów. Wkrótce jednak sen szaleńca ustępuje realnemu spotkaniu z samą boginią Pandarwią oraz misją, z początku mogącą wydawać się po prostu kolejnym wyzwaniem, z jakim muszą zmierzyć się bohaterowie. Jednak ani oni, ani czytelnik nie będą przygotowani na to, co zaserwuje wyobraźnia Lodewijka: asteroida okazuje się wytworem ziemskiego umysłu, zainspirowanego Boską Komedią Dantego.

Karkołomne na pierwszy rzut oka połączenie nowoczesnego komiksu oraz średniowiecznego utworu – a warto dodać, że istotną rolę w Maszynie von Neumanna odgrywa Marduk oraz Rak*el – dało scenarzyście szansę, by popisać się nie tylko wyobraźnią, ale i wpleść w swoją opowieść mnóstwo nawiązań tak do poprzednich odsłon, jak i do utworu włoskiego poety oraz ilustracji wykonanych w wieku XIX przez Gustave’a Dorego. Efekt takiego połączenia jest wyborny, o czym przekonać się może każdy miłośnik cyklu. Maszyna von Neumanna to, na razie, zdecydowanie najgłębszy i najbardziej dojrzały scenariuszowo epizod serii.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

W tradycyjnej już, bardzo obszernej przedmowie redaktorzy przybliżają kuluary powstawania Powrotu Czerwonego Księcia. Od tego to epizodu podjęto decyzję o odejściu od sztywnych harmonogramów narzucanych Donowi Lawrence’owi na rzecz pełnej swobody działania artysty. Z jednej strony wydłużyło to cykl edycyjny, bowiem epizod powstawał przez ponad półtora roku – chociaż złożyło się na to wiele przyczyn – z drugiej jednak efekt prac jest oszałamiający.

Storm zawsze był dziełem pieszczącym zmysł wzroku, jednakże tym razem artysta przeszedł sam siebie: kadry ociekają detalami i każdy mięsień emanuje siłą, zaś mimika bohaterów, również tych drugoplanowych, tak niezmiernie ważna, by oddać targające nimi emocje, narysowana została nie tylko sugestywnie, ale i misternie.

Cudownie też prezentują się plenery, chociaż w tym elemencie bardziej zapada w pamięć Maszyna von Neumanna, gdzie Lawrence pokusił się o niezwykle rzadki jak na siebie, dwustronicowy kadr. Zresztą, tak Eden, jak i piekło zainspirowane pracami Gustave’a Dorego, ilustratora Boskiej Komedii Dantego, prezentują się niesamowicie, dowodząc niezwykłej wyobraźnie Lawrence’a.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jak wspomniałem na wstępie, fani musieli czekać aż dwa lata na dziesiątym tom zbiorczy Storma. Po jego lekturze nie wyobrażam sobie, by wydawca zwlekał aż tyle czasu z publikacją kolejnych odsłon. Powrót Czerwonego Księcia oraz Maszyna von Neumanna stanowi crème de la crème przygód Storma, Nomada oraz Rudowłosej, a każda kolejna strona dostarcza rozrywki najwyżej jakości. Czasami zdarzają się komiksy dobre, ale przeciętnie ilustrowane, bądź też śliczne, lecz będące wydmuszkami. W tym jednak przypadku można pokusić się o stwierdzenie, że dziesiąty album Storm jest, jeśli nie idealny, to niewątpliwie bliski tego.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
9
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Storm #10: Powrót czerwonego księcia. Maszyna von Neumanna
Scenariusz: Martin Lodewijk
Rysunki: Don Lawrence
Seria: Storm
Wydawca: Kurc
Data wydania: 15 września 2022
Liczba stron: 108
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy



Czytaj również

Storm #9: Pokręcony świat. Roboty z Danderzei
Pociąg ku przygodzie
- recenzja
Storm #7: Zabójca z Eribanu. Ogary Marduka
Lodewijk w mistrzowskiej formie
- recenzja
Storm #6: Labirynt śmierci. Siedmiu z Aromatery
Żaglowcem przez gwiazdy
- recenzja
Storm #1: Świat na dnie / Ostatni zwycięzca
Każda przygoda ma swój początek
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.