» Recenzje » Spust

Spust


wersja do druku

Rysunkowe zapiski onanisty pasjonata

Redakcja: Mały Dan

Spust
Joe Matt jest miłośnikiem oraz twórcą komiksów, autorem scenariuszy oraz ilustratorem. Sęk w tym, iż jego pasja oraz talent stopniowo popadają w niepamięć za sprawą stałego regresu oraz twórczej impotencji. Joe bowiem większość czasu spędza w domu na kompilowaniu filmów pornograficznych oraz onanizowaniu się. Sytuacji nie poprawiają relacje z otoczeniem, bowiem nawet dla najbliższych przyjaciół Joe to outsider, w sposób niewybaczalny trwoniący swój artystyczny potencjał, a ponadto bez żadnych skrupułów wyciągający całkiem spore kwoty za komiksowe stripy pozyskiwane w antykwariatach.

Spust to kolejne – po Jesteś moją matką? – dzieło o charakterze autobiograficznym wydane nakładem Timof Comics w ostatnim czasie. I podobnie jak to miało miejsce w przypadku Alison Bechdel, autor otwiera przed czytelnikami wrota swojej przeszłości niczym drzwi kramu na bazarze. Można wejść do środka, można dotknąć i obejrzeć z bliska. Jednakże w warstwie fabularnej to chyba już wszystkie podobieństwa. O ile bowiem Bechdel pochłonięta była swoją twórczą pracą, stanowiącą o sensie jej istnienia, o tyle Matt pogrążony jest w pełnej degrengoladzie, a narysowanie choćby jednego kadru to dla niego wysiłek iście tytaniczny.

Ale to nie jedyna myśl porównawcza, która nasuwa się w trakcie lektury. Jesteś moją matką? to utwór wprost przeintelektualizowany, wypełniony psychologią po brzegi. Spust – jakże trafny tytuł! – to rzecz o najniższych hedonistycznych pobudkach i wynikających z tego konsekwencjach: braku umiejętności funkcjonowania w społeczeństwie oraz niemożności nawiązania "normalnych" relacji damsko-męskich. Zresztą podejście autora do świata w komiksie jest aż nadto wyraziste, nawet jeśli zostało to przerysowane dla celów fabularnych.

Joe Matt to postać bez dwóch zdań tragiczna i – przynajmniej na początku – wywołująca u czytelnika uczucie współczucia. Można oczywiście doszukiwać się alegorii odnośnie kierunku, w którym mogłoby podążyć społeczeństwo, a przynajmniej wiele jednostek składających się na ową większą całość, gdyby tylko miały taką możliwość. Aczkolwiek podążenie tą ścieżką może okazać się wejściem w ślepą uliczkę. Sam bohater prawdopodobnie bardzo wiernie odzwierciedla swojego fizycznego reprezentanta, co samo w sobie może zostać uznane za walor komiksu, jednakże Matt nie jest osobą na tyle ciekawą, by nurzać się w historii jego wytrysków.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Niestety, już w mniej więcej jednej czwartej komiksu można spodziewać się w jakim kierunku podąży opowiadana historia, a od półmetka nie pojawia się żaden wątek, który wnosiłby do historii cokolwiek nowego. Owszem, scenariusz postępuje do przodu, a Mattowi przybywa lat, jednakże czytelnicy mają do czynienia z kręceniem się wokół jego własnego ogona i wykorzystywaniem tych samych motywów aż do znudzenia. Bo przez ile stron można opowiadać czytelnikowi, iż filmy porno oraz masturbacja są najważniejszą czynnością w życiu? W pewnym momencie komiks przestaje wręcz ciekawić, schematy są cyklicznie powtarzane, brakuje smaczków, ciekawostek lub choćby interesujących dialogów, mimo iż te ostatnie na początku są naprawdę atrakcyjne.

Warto w tym miejscu wspomnieć o dziele zatytułowanym Na własny koszt autorstwa przyjaciela Joe Matta, Chestera Browna. W tamtym komiksie kwestie intymności służyły wyższym celom, a mianowicie wnikliwej analizie relacji damsko-męskich, zarówno tych przyjacielskich, jak i tych na linii klient-prostytutka. Brown postawił przy tym szereg postulatów, wniosków oraz pomysłów wzywających do unormowania procederu. I o ile można się z nimi zgadzać bądź nie, o tyle nie można kwestionować ich obecności w pamiętniku Browna. W przypadku Spustu podobna okoliczność nie zachodzi. Zamiast niej czytelnicy otrzymali komiks wypełniony po brzegi hedonistycznymi uciechami najniższego pokroju.

Nieźle wypada strona graficzna. Ilustracje, mimo iż proste, a w porównaniu do produkcji masowych wręcz ascetyczne, pasują do tematyki, znakomicie oddając stan emocjonalny bohaterów, w tym "Wielkiego Masturbatora". Uzależnienie od pornografii, wielokrotne zażenowanie w trakcie rozmów z przyjaciółmi i świadomość własnego upadku, oddane zostały na wskroś przejmująco i dosadnie. Co więcej, wszechobecne okulary Matta sprawiają wrażenie, jakby pełniły funkcje nie tylko korekcyjne, ale i chroniły autora przed spojrzeniem czytelnikom prosto w oczy. Niestety oprawa graficzna nie jest w stanie sama w sobie pociągnąć historii do przodu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Ostatecznie Spust mocno rozczarowuje. Wydawnictwo Timof Comics przyzwyczaiło czytelników do komiksów przynajmniej bardzo dobrych, jeśli nie wybitnych. Na tym tle dzieło Joe Matta - schematyczne, przewidywalne, orbitujące przez ponad sto stron wokół tego samego problemu, przez większą część lektury wnoszące do tematu niewiele nowego - wybada bardzo blado. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu jest to klasyka… Chapeau bas dla czytelników, którzy znajdą tutaj jakąś ciekawszą głębię. Ja niestety nie znalazłem niczego podobnego…

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


6.0
Ocena recenzenta
6.5
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Spust
Scenariusz: Joe Matt
Rysunki: Joe Matt
Wydawca: Timof i cisi wspólnicy
Data wydania: 5 września 2014
Tłumaczenie: Magda Kożyczkowska
Liczba stron: 128
Format: 160x230 mm
Oprawa: miękka
Druk: kolorowy
ISBN: 978-83-63963-53-8
Cena: 42,00 zł



Czytaj również

Shangri-La
O końcu i początku
- recenzja
Rewolucje #8: W kosmosie
Kosmiczne Rewolucje
- recenzja
Szczurwysyny
O konflikcie w innym zakątku świata
- recenzja
Szósty rewolwer #1: Zimne martwe palce
Czarna magia na Dzikim Zachodzie
- recenzja
Palestyna
Słodka herbata i gorzka historia
- recenzja
Wampir
Fernand - Symfonia miłości
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.