Shi #1: Na początku był gniew...

Na drodze gniewu

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Shi #1: Na początku był gniew...
Istnieją twórcy, którzy słynne słowa Alfreda Hitchcocka o rozpoczynaniu od trzęsienia ziemi odczytują i wcielają w życie niemal literalnie. Tak też uczynił Zidrou w Shi #1: Na początku był gniew...

Na kartach pierwszego z czterech tomów cyklu Shi dzieje się dużo – plansze wypełniono po brzegi ciekawymi wydarzeniami, kąśliwymi dialogami i pięknymi grafikami. Towarzyszy im jednak pewien chaos i ogólne poczucie zagmatwania, ponieważ po paru stronach rozgrywających się w 2013 roku, pełniących funkcję wspomnianego trzęsienia ziemi, akcja przenosi się ponad 150 lat w przeszłość. Najpierw więc spotykamy szefa koncernu zbrojeniowego, Lionela Barringtona, który nie poniósł odpowiedzialności za spowodowaną przez inteligentną minę śmierć siedmioletniego chłopca. Po intensywnym i przykuwającym uwagę wstępie, przenosimy się do Londynu roku 1851, gdzie ma miejsce Wystawa Światowa, swoisty pomnik wystawiony dorobkowi kulturowemu i postępowi naukowo-technicznemu ówczesnej ludzkości.

Zarówno wady, jak i zalety przedstawionej w Shi opowieści są widoczne od pierwszych chwil. Mocne i angażujące sceny jak te z wprowadzenia przeplatają się z bardziej stonowanymi, tworząc czasem wrażenie zlepku wydarzeń, jakie dopiero z czasem zbiegają się w spójny obraz. Odpowiedzi padają skąpo, podczas kiedy pytania rodzą się właściwie na każdym kroku. Scenarzyście nie można zarzucić braku pomysłów. W końcu zaczynamy od spotkania szefa firmy produkującej broń, później odwiedzamy Wystawę Światową, salony angielskiej arystokracji i ciemne uliczki Londynu, po drodze poznając garstkę interesujących osobowości. Duży wpływ na odbiór bohaterów mają dialogi, które Zidrou pisze ze sporym wyczuciem. Na wyróżnienie zasługuje córka pułkownika Winterfielda, Jennifer, wykreowana na kobietę silną i nieprzestrzegającą konwenansów w równym stopniu poprzez działania i mocne, a niekiedy zabawne czy figlarne kwestie. Bardzo łatwo ją polubić, gdy podejmuje działania nie zważywszy na zajmowaną pozycję społeczną albo kąśliwie odgryza się szowinistycznym mężczyznom.

Na kartach komiksu niemal cała męska populacja została sportretowana w negatywnym świetle, zaś kluczowe postacie, Jennifer oraz Japonka pozująca do zdjęć podczas Wystawy Światowej, cierpią i sprzeciwiają się wobec męskiej dominacji w społeczeństwie. Szybko staje się to jednym z najważniejszych elementów komiksu, jaki z pewnością doczeka się jeszcze rozwinięcia w kolejnym tomie. Podobnie jak tajemnice samych arystokratów, którzy wykorzystują salonowe spotkania nie tylko jako okazję do wypalenia wspólnego cygara.

By jednak Jennifer miała się przeciw czemu buntować, Zidrou i José Homs (Millennium) musieli wykonać sporo pracy, by oddać ducha epoki. Pierwszy z nich zadbał o posmak dawnych czasów widoczny w dialogach i wplecenie w fabułę zwyczajów (głównie elit) tamtego okresu. Drugi zaś zatroszczył się, aby czytelnicy mieli na czym zawiesić oko. Spod jego rąk wyszły ładne, a niekiedy wręcz piękne plansze, utrzymane w różnych kolorach. Czasem więc nasz wzrok pieszczą detale i iluminacje Wystawy Światowej, innym razem odczuwamy chłód wąskich uliczek Londynu. Od strony technicznej, warto wspomnieć jeszcze o twardej oprawie albumu.

Wiele elementów składa się na końcowy rezultat Na początku był gniew... Udana oprawa graficzna to jedno, ale fabuła jej nie ustępuje, dzięki czemu Shi zalicza mocne otwarcie. Historia kobiet w zmaskulinizowanym świecie zaczyna się odrobinę chaotycznie, ale już na tym etapie jest to wciągający tytuł z wyrazistymi charakterami. Warto dać mu szansę.

 

Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za przekazanie komiksu do recenzji.