Shangri-La

O końcu i początku

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Shangri-La
Za kilkaset lat wyniszczona Ziemia nie będzie się dłużej nadawała do życia, a resztki ludzkości zamieszkają na stacji kosmicznej, kontrolowanej przez korporację Tianzhu Enterprises.

Taką wizję przyszłości roztacza Matieu Bablet w komiksie Shangri-La, opublikowanym w Polsce nakładem wydawnictwa Timof. Zarząd wspomnianego Tianzhu Enterprises nie prowadzi rządów twardej ręki – nie musi, ponieważ w społeczeństwie z powodzeniem zaszczepiono konsumpcjonizm, który w ograniczonej przestrzeni urósł do miana jedynego celu egzystencji. Praca jest konieczna, aby spełniać "własne" zachcianki, generowane przez wszechobecny marketing i propagandową wizję szczęścia. Nieliczni chcą stawić opór rządzącym, co nie jest łatwe na stacji, której niemal każdy skrawek pozostaje monitorowany przez Tianzhu. W międzyczasie naukowcom udało się "uczłowieczyć" zwierzęta, co poskutkowało obecnością na ogół pogardzanych przez ludzi animoidów. Badacze idą jednak dalej, pragnąc z niczego stworzyć człowieka i stać się równymi bogu. W takiej scenerii poznajemy Scotta, sprawdzającego serię wybuchów mogących zagrozić istnieniu kolonii.

Powyższy opis może budzić zdziwienie, lecz autor nie wzbraniał się przed uchwyceniem mnogości tropów rodem z literatury fantastycznonaukowej. Naukowcy bawiący się w bogów? Są. Nierówności rasowe? Tak. Negatywny wpływ technologii na człowieka? Wiadomo. Wyniszczona i nienadająca się do życia Ziemia? A jakże. Miękka dyktatura w wydaniu korporacyjnym? No ba! A skoro dyktatura, to nie mogło zabraknąć zawiązującego się ruchu oporu. Jednak Bablet niejednokrotnie ugina się pod ciężarem własnych pomysłów; czuć, że jako scenarzysta nie nabrał jeszcze wprawy i swobody w snuciu opowieści, dzięki którym uniknąłby chociażby nagłych zmian tempa, nienajlepiej rozmieszczonych przeskoków między wątkami, a nade wszystko przesadnie bezpośredniego wyłożenia własnych przemyśleń i wskazywania czytelnikowi palcem, kiedy powinien poddać się refleksji.

Pomimo niedociągnięć warsztatowych, Shangri-La to zajmująca pozycja, przykuwająca uwagę nawet w słabszych momentach. Bablet korzysta ze znanych motywów fantastyki naukowej i dystopii, krytykuje styl życia oparty na niepohamowanym konsumpcjonizmie, pokazuje zatracanie indywidualności na rzecz dopasowania się do bezrefleksyjnie działającego stada oraz negatywne emocje, dla których należy znaleźć ujście w zamkniętej, mieszanej społeczności. Śledzimy narastające wyobcowanie jednostki, poszukiwanie sensu we własnych działaniach, nieoczywiste motywy niektórych ugrupowań i nie zawsze możemy dokonać łatwej klasyfikacji na dobrych i złych. Autor częstuje czytelnika zwrotami akcji, przełamującymi żonglerkę znanymi motywami. Udowadnia przy tym, że nie tylko jest wielbicielem fantastyki naukowej, ale ma także pomysły na dołożenie własnej cegiełki do nieustannie eksploatowanego gatunku, co tylko rozbudza oczekiwania względem jego kolejnych utworów, jako że liczy sobie dopiero 33 wiosny.

Graficznie to komiks cieszący oczy czytelnika, szczególnie w scenach otwierających i zamykających album, kiedy więcej jest jaskrawych kolorów, co ma zresztą odzwierciedlenie fabularne. Większość czasu spędzamy z bohaterami na stacji korporacji Tianzhu, odmalowanej w znacznie bardziej ponurych barwach. Bablet sprostał jednak zobrazowaniu ścisku i braku przestrzeni życiowej, co i rusz przypominając o osaczających mieszkańców produktach, komunikatach i reklamach Tianzhu. Dobre słowo należy się także licznym niemym kadrom, serwowanym z wyczuciem – zwłaszcza tym prezentującym osamotnienie jednostki w przestrzeni kosmicznej. Nie wszystko udało się zrealizować równie dobrze – artysta rysuje bardzo charakterystyczne twarze, a właściwie jedną twarz z drobnymi modyfikacjami. Cierpią na tym zwłaszcza kobiecie postacie, niewiele odbiegające fizycznością od męskich bohaterów. Czytając album z doskoku łatwo się pogubić, tym bardziej, że ważną rolę w historii odgrywa dwójka braci.

Bablet nie dotrzymuje wszelkich obietnic złożonych na wstępnych etapach komiksu, lecz nie odziera to Shangri-La z najważniejszych zalet: rozbudowanej, pesymistycznej wizji resztek ludzkości (i nie tylko ludzkości) prowadzących konsumpcjonistyczne życie pod ścisłą kontrolą korporacji. Nie wszystko udało się zrealizować z równie wielką gracją, aczkolwiek nie ma powodów do nadmiernego narzekania, ponieważ do naszych rąk trafia smakowita fantastyka naukowa z dystopijnymi wtrętami, którą polecam wszystkim miłośnikom dobrych komiksów, jednocześnie wyczekując polskich wydań innych tworów Bableta, na czele z traktującym o sztucznej inteligencji Carbon and Silicon i czerpiącym z mitologii greckiej Adrastee.