» Recenzje » Rycerze Świętego Wita

Rycerze Świętego Wita


wersja do druku

Męczennik Czyngis-chan

Redakcja: Kuba Jankowski

Rycerze Świętego Wita
Z poprzedniego wydanego w Polsce komiksu Davida B. – Uzbrojonego ogrodu – biła obca aura. Zbudowana była na kilku poziomach: narracyjnym, wizualnym i znaczeniowym. Składały się na nią hipnotyczne monologi głosu znikąd, łączenie średniowiecznej perspektywy dwuwymiarowej z cartoonowym przerysowaniem i hermetyczne przesłanie formujące się na przecięciu odniesień do historii Europy i Arabii, okultyzmu oraz herezjografii. Rycerze świętego Wita pozwalają osadzić sięgnięcie po te mało oczywiste konteksty w, nomen omen, kontekście porażającej autobiografii Davida.


Waga tłumacza

Oryginalny tytuł komiksu brzmi l'Ascension du Haut Mal, co przetłumaczyć można jako Wstąpienie Wysokiego Zła czy po prostu Wstąpienie epilepsji. W Stanach Zjednoczonych wydano go jako Epileptic. Kultura Gniewu zdecydowała się na tłumaczenie Katarzyny Koły, która wybrała formę diametralnie różną od dwóch wcześniejszych wydań.

Najprostszy do interpretacji jest tytuł amerykański. Osią komiksu jest bowiem historia relacji Davida (urodzonego jako Pierre-François) z jego chorym na epilepsję bratem – Jeanem-Christophem.

Oryginalny tytuł francuski odnosi się albo do wejścia w życie wielkiego zła/epilepsji, albo do metafory wspinaczki, która powraca w Rycerzach jak refren. Na fantasmagorycznych obrazach obserwujemy co pewien czas wizję głównego bohatera, w której jego brat wspina się na wielki czarny szczyt, ale ciągle nie może wejść na samą górę. "Tego dnia mój brat wznawia wspinaczkę na Epilepsję" – mówi narrator zaraz po tym, jak atak choroby przerywa względny spokój Jeana-Christophe’a i jego rodziny.

Jeśli trzymać się jedynie znaczenia haut mal jako epilepsji, tytuł należałoby tłumaczyć jako Wstąpienie epilepsji. Wówczas odnosić go można do charakteru tej choroby, która wkracza w życie chorego z powalającą siłą, wywracając wszystko do góry nogami.

Polski tytuł najmocniej naprowadza na przesłanie całej historii, przede wszystkim dlatego że zawiera liczbę mnogą – mówi o "rycerzach". Mimo że fabuła koncentruje się na chorobie Jean-Christophe’a, opowiedziana zostaje z perspektywy Davida. Jej treść stanowi opis relacji dorastającego bohatera-narratora z jego chorym bratem, wpływu, jaki epilepsja wywiera na ludzi wokół, nie tylko na samego chorego. To raczej historia zdrowego chłopaka próbującego znaleźć strategię walki, czy choćby przetrwania, wobec porażającej dolegliwości najbliższej mu osoby i autoanaliza pozabiologicznego "zarażenia się" cudzym schorzeniem.

Skąd w polskim tytule imię świętego? Tańcem świętego Wita określano pląsawicę Sydenhama – chorobę nieco podobną do epilepsji. Sam Wit, żyjący na przełomie II i III w. n.e., jest uznawany za patrona epileptyków. Podobnie zresztą jak inny święty urodzony niewiele wcześniej – Walenty, współcześnie uznawany też za opiekuna... zakochanych. [url=http://pl.wikisource.org/wiki/Druga_Litania_do_świętego_Walentego]Druga litania[/url] do tego ostatniego wzywa go pod imionami lekarza chorych czy pogromcy złych mocy. Może wykorzystanie w tytule jego imienia byłoby równie celne co przywołanie Wita, ale czy Rycerze świętego Walentego brzmieliby odpowiednio poważnie? Chyba jednak nie. Więc punkt dla tłumaczki.


Rycerze

David, jeszcze zanim mianował się Davidem, a światu znany był jako Pierre-François, uwielbiał rysować bitwy. Pasjonował go Czyngis-chan, Kubilaj-chan, czołgi, rycerze i samuraje. Wytwarzał obrazy na miarę Panoramy Racławickiej, na których miecze siekły na lewo i prawo, strzały przyćmiewały wiszące gdzieś wysoko ponad kartką niebo, a trup kładł się gęsto jak jesienne liście na trawniku rezydencji rodziny Beauchardów.

Podobne kadry odnajdujemy w Uzbrojonym ogrodzie. Dla interpretacji Rycerzy świętego Wita okazują się one kluczowe – stanowią odpowiedź wyobraźni chłopaka na to, co dzieje się z jego bratem. Dostarczają też ciekawego przykładu, jak pokrętnie biografia może przekładać się na twórczość artysty, gatunki i konteksty, które porusza.

O ile oczywiście zaufać autoanalizie, którą David B. roztacza na kartach Rycerzy.... Jego odczytanie własnych doświadczeń w epilogu wydaje się bardzo jednoznaczne i klarowne. Jako składnik artystycznej autobiografii sprawdza się doskonale – spaja opowieść, nadaje jej przesłanie, które pozwala odnieść problemy bohatera do tych, których doświadczać może wiele osób cierpiących niekoniecznie z powodu epilepsji. Ale ufać Davidowi w tym, jak relacjonuje poszczególne wydarzenia, jak przedstawia fakty i jak przedstawia siebie samego – tutaj powinniśmy wykazać się większą rezerwą.


Rówieśnicy rewolucji

Żeby wyleczyć syna, rodzice nie wahają się sięgać po najbardziej oryginalne sposoby. Obok lekarzy, którzy wydają się najmniej godni zaufania, odwiedzają masażystów, makrobiotyków, antropozofów, magnetyzerów, kapłanów voodoo, wywołują duchy przy pomocy tabliczki ouija... i tak dalej.

Wydarzenia roku 1968, które wywarły piętno na takich rewolucjonistach myśli jak Michel Foucault, Jaques Derrida czy Roland Barthes, przewijają się w tle jako niezrozumiałe zjawisko z dzieciństwa głównego bohatera. One jednak wydają się kluczowe dla zrozumienia fenomenu francuskiej rodziny, która mimo osadzenia w racjonalnym, wydawałoby się, paradygmacie, decyduje się na szalone koncepcje, których jedyną miarą jest skuteczność – dopóki powstrzymują ataki epilepsji Jean-Christophe’a, dopóty są dobre.

Jeśli gdzieś w komiksie przejawia się opinia na temat uzdrowicieli, okazuje się zaskakująco wyważona. W warstwie wizualnej popada ona raczej w próby odczytań, nie zaś krytykę czy karykaturę. Faktycznym problemem, który wynika z korzystania z uzdrowicieli każdego typu, jest to, że dostarczają złudnej nadziei. Najcięższe dla chorego i jego rodziny okazuje się podtrzymywanie wzajemnej miłości mimo wszystkich zawodów, które na siebie sprowadzają, mając nadzieję, że kolejny cudotwórca może faktycznie się nim okaże.

Prawdziwa karykaturyzacja spotyka dopiero lekarzy konwencjonalnych przedstawionych jako upiory, którym mniej zależy na wyleczeniu pacjenta, bardziej zaś na zaspokojeniu własnego głodu eksperymentu. Traktują Davida jako ciekawy przypadek, daleko im do bardziej holistycznego ujęcia powszechnie przyjętego w innych paradygmatach.

Rycerze świętego Wita są ambiwalentni zarówno w stosunku dla bohaterów drugoplanowych, jak i do autora-narratora-bohatera. Przerażająca kreska Davida jest zaskakująca – pomimo gładkich krawędzi i cartoonowego przerysowania uderza prosto między oczy. Kadry są zarysowane raz gęściej, raz luźniej – w zależności od zagęszczenia sytuacji. Narracja wciąga, hipnotyzuje i nie daje odpocząć – to wielka historia, która nigdy nie odpuszcza dramatyzmu, podzielenie jej na części nie oznacza, że którakolwiek z nich jest samodzielną całością – przejścia pomiędzy tomami są ledwie zauważalne, linie cięcia dopasowane są raczej do przechodzenia między etapami czasu w świecie przedstawionym niż do rozwiązań dramatycznych. Cliffhangery zawodzą podobnie jak kolejne cudotwórcze eksperymenty rodziny Beauchardów. A finałowe odkupienie przychodzi gdzie? Zobaczcie sami.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
10.0
Ocena recenzenta
8.06
Ocena użytkowników
Średnia z 9 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Rycerze świętego Wita
Scenariusz: David B.
Rysunki: David B.
Wydawca: kultura gniewu
Data wydania: grudzień 2012
Liczba stron: 392
Format: 200×265 mm
Oprawa: twarda
Druk: czarno-biały
Cena: 119 zł
Wydawca oryginału: L’Association



Czytaj również

Hasib i królowa węży
Szkatułka z baśniami
- recenzja
Varia #2
Omnia Varia
W komiksowie 2012
Rok 2012 okiem szefa działu komiksowego
Uzbrojony ogród
Heretycka biblia pauperum
- recenzja

Komentarze


earl
   
Ocena:
+2
Jedna z najlepszych recenzji jakie czytałem ostatnimi czasy na Polterze.
20-01-2013 17:24
Repek
   
Ocena:
+1
Chwalić beacona mi nieco nie wypada, ale powiem tyle, że żałuję, że już wyczerpałem komiksowy budżet na ten miesiąc. Ale wiem, od czego zaczynam zakupy w lutym.

Pozdrawiam!
20-01-2013 19:48
Kuba Jankowski
   
Ocena:
+1
Nie ma to jak skuteczna recenzja :)
20-01-2013 20:01

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.