Royal City #1. Krewni

Rodzina i miasto na krawędzi

Autor: Daga 'Tiszka' Brzozowska

Royal City #1. Krewni
Co o życiu może wiedzieć postać być może nieżywa? Tego dowiemy się, być może, z Royal City, wydawanego przez NSC komiksu obyczajowego.

Royal City – pod tą nabzdyczoną nazwą kryje się nieduże, dogorywające miasteczko. Przemysł umiera, młodzi uciekają, bezrobocie rośnie, a dookoła jest brzydko. Tam właśnie Peter Pike, ojciec rodziny, dostaje zawału. Wszyscy jego bliscy gromadzą się, żeby czuwać przy łóżku w szpitalu. Przyjeżdża Patrick – niespełniony pisarz i autor jednego bestselleru; przychodzi Tara, agentka nieruchomości usiłująca zmienić coś w mieście nawet kosztem przyszłości swojego małżeństwa; nie przychodzi Richard, syn marnotrawny, uzależniony od alkoholu i nie tylko; w końcu pojawia się Tommy, ostatni z rodzeństwa, który każdemu objawia się w innej postaci i w innym wieku.

W pierwszym albumie Royal City akcja wlecze się bez pośpiechu, pozwalając nam zagłębić się w stosunki rodzinne Pike’ów i w sytuację podupadającego miasteczka. Jako czytelnicy powoli odkrywamy, jakie trupy trzymają w szafie członkowie klanu, jakie nieszczęścia ich czekają i o co chodzi z Tommym. Jeśli oczekiwaliście galopujących wydarzeń i zwrotów akcji, pościgów, strzelanin czy chociażby dramatycznych kłótni z rzucaniem talerzami o ścianę – zawiedziecie się. Można powiedzieć, że to cały tom ekspozycji – dobrze wykonanej, interesującej i wciągającej.

Najciekawiej prezentuje się w tej menażerii Tommy. To tajemnicza, efemeryczna postać – szybko orientujemy się, że najwyraźniej nie ma go wśród żywych, ale jednocześnie jest z nimi bardzo blisko związany i nie ma najmniejszego zamiaru zejść ze sceny. Dlaczego? Nie wiadomo. Jasne jest jednak, że ten wątek metafizyczny będzie miał ogromny wpływ na całokształt serii, a obecny-nieobecny Tommy odegra dużą rolę w życiu swoich krewnych. To chyba najciekawszy element Royal City, spajający komiks i nadający mu dramatyzmu wykraczającego poza motywy rodem z rodzinnej telenoweli.

Jeśli chodzi o warstwę graficzną, fani Jeffa Lemire’a na pewno z miejsca rozpoznają i pochwalą charakterystyczny styl rysunku twórcy. Ci, którzy z autorem nie mieli jeszcze nic wspólnego, mogą się nieco zdziwić. Lemire ma nietypową kreskę – naturalistyczną, pozornie nieładną, tu doprawioną barwami w odcieniach chorobliwych żółci, błękitów i brązów. Wszystko to służy podkreśleniu sytuacji rodziny Pike’ów i samego Royal City – jedno i drugie jest w kryzysie i w trakcie rozpadu. Moim zdaniem wszystko tu do siebie pasuje – tematyka historii, kreska autora, barwy, razem tworzą dograną opowieść, która – sięgając po środki wyrazu znane z komiksu, ale też filmowego kadrowania – nie pozwala się oderwać.

Trudno jeszcze powiedzieć, co dokładnie Lemire chce nam opowiedzieć w Royal City. To wstęp do dalszej rodzinnej dramy i do zapewne ważniejszych wątków, które zostaną podniesione w kolejnych tomach. Na razie wiadomo, że dostaliśmy naprawdę dobry komiks, w którym nic się nie dzieje – i to świadczy o wysokim poziomie autora. 

Za udostępnienie egzemplarza dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics.