Rat Queens #6: Piekielny szlak

Rozstania nadszedł czas

Autor: Shadov

Rat Queens #6: Piekielny szlak
Rat Queens w szóstym tomie nie straciło nic ze swej wyjątkowości grubiaństwa, szyderstwa i klimatu wyluzowanych, szalonych Królowych Szczurów. Brzmi to nieco nietypowo, ale wierzcie, że “chamska” seria Kurtisa J. Wiebe’a jest świetna i dopracowana pod wieloma względami.

Zła kopia Hannah uciekła i wydawać by się mogło, że ów problem spędza Królowym sen z powiek, ale nic z tych rzeczy. Owszem, harde panie mają zamiar zająć się tą sprawą, ale najpierw pragną nieco odpocząć oraz poświęcić uwagę innym zadaniom. I taka okazja się nadarza, kiedy w odwiedziny do domu Hannah wpada Sadie, dawna znajoma, teraz seksowna hybryda druidki i sowy. Kobieta ma problem z pewną grupą trolli i pragnie prosić Hannah, Violet, Dee i Betty o pomoc.

Szósty tom Rat Queens zaczyna się mocnym wejściem Sadie: jej wygląd, zachowanie i dialogi to wręcz idealne uosobienie wyluzowanej imprezowiczki, ale znającej swoją rolę i wartość. Dla Królowych to, jaką stała się hybrydą jest dużym zaskoczeniem, równocześnie jest też powodem wielu dwuznacznych dialogów, które towarzyszą dalszym rozmowom bohaterów. Niemniej dziewczyny hardo włączają koleżankę do swojej paczki, co jeszcze bardziej podnosi barwność całej ekipy. Kurtis J. Wiebe przerzuca całą uwagę na postać druidki, sprawiając, że czytelnik nie tylko otrzymuje bardzo solidną porcję nowości, ale też odświeżenie relacji i dialogów. Hannah, Violet, Dee oraz Betty nadal mają cięte języki, wciąż ich moralność jest wątpliwa i lubią sobie poszaleć. Niemniej to właśnie ich awanturnicze charaktery w połączeniu z równie silną Sadie dostarczają przyjemność z niemal każdej wspólnej potyczki protagonistek. Ich barwność zarówno fizyczna, jak i siła psychiczna stanowią idealny przykład tego, jak wyjątkowa pod względem stworzonego świata jest seria i jak niezwykli są bohaterowie. To idealny przykład, jak negatywne cechy postaci potrafią sprawić, że "kocha się" je jeszcze bardziej. Wiebe od pierwszych zeszytów wprowadził wielką swobodę i różnorodność gatunkową. Nie ma tu ograniczeń i nic nie stoi na przeszkodzie, aby Violet dzieliła miłość z trollem Davem, druidka była pół sową, a trolle trudziły się magią i zamienianiem innych w mięsne zwłoki, tzw. mięsowce.

W dialogach uwidacznia się największy atut opowieści, czyli bardzo dosłowny i wulgarny humor bohaterek. Główną jednak przewagą tego tomu nad wcześniejszymi jest spójność fabularna. W końcu nie trzeba domyślać się przebiegu wydarzeń i zastanawiać się nad tym, co jest konsekwencją czego. Autor prowadzi intrygę, w której centrum stawia tajemniczą hordę trolli, równocześnie nie odmawia poszczególnym bohaterkom swoich pięciu minut. Niestety, z drugiej strony czuć, że brakło czasu na rozwinięcie, co poniektórych wątków, jak kraina bogów, do której trafiła Dee, czy syn trolla Dave’a.

W przypadku każdego albumu Rat Queens nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać po ilustracjach. Ze względu na osobliwy charakter przygód dziewczyn, ilustrator i kolorysta nieraz i nie dwa musieli się nagimnastykować: oddać narkotyczne stany upojenia głównych bohaterek, magiczne miejsca, dziwnych bohaterów i czasami absurdalne wręcz pomysły na fuzje, połączenia wymiarów, czy inne fantazyjne wizje scenarzysty. Tak też jest i w tomie szóstym, gdzie za ilustracje i kolory odpowiada Owen Gieni. Niejako wieńcząca część przygód dziewczyn to ponownie karuzela “szaleństwa” kolorystycznego i pomysłów, jak chociażby kreacja Sadie, mięsowców, czy Dee. Artysta z jednej strony fenomenalnie tworzy hybrydy, niemal ciężkie do wyobrażenia, a z drugiej poprzez mimikę, gesty i ruchy nadaje im niezwykłej naturalności, zwłaszcza widać to w przypadku wspomnianej Sadie, która zdecydowanie w tym tomie jest gwiazdą.