Ragnarok #05
Zdawać by się mogło, że po czwartym tomie cykl niczym już nie zaskoczy swoich czytelników. A jednak! Myung-Jin Lee przeszedł samego siebie, przełamał wszystkie konwencje i zasady zdrowego rozsądku i stworzył dzieło, które nagromadzeniem rewelacyjnych zwrotów akcji, wielowymiarowych bohaterów i pereł humoru pokonało nawet film Mumia 2.
Główną zasadą budowy scenariusza Ragnaröka jest eskalacja. Już pierwszy tom zaczął się z przytupem. Przytupem tak mocnym, że po nim należało przepędzić stadko słoni, żeby móc wywołać jeszcze jakiś dreszcz emocji u czytelnika. W ten sposób bardzo wyczerpało się spektrum tematów, jakie dawał gatunek fantasy połączony z wątkami mitologicznymi. Skoro już na początku odbyły się boskie interwencje, zabijanie smoka czy wyrzynanie armii broniącej ładu na świecie, zdawać by się mogło, że kończą się zalążki konfliktów oraz drastycznie spada liczba postaci, które mogłyby w nich brać udział. Pojedynek głównych bohaterów, wypełniający treść czwartego tomu był wręcz nieprzekonujący na tle wcześniejszych wydarzeń. Można by wręcz odnieść wrażenie, że odwrócono porządek: Chaos i Loki powinni zmierzyć się na początku historii, zbratać się w boju w obliczu innego, wspólnego przeciwnika, zasmakować zagrożenia, żeby na końcu wspólnymi siłami go pokonać. Nic bardziej mylnego!
Autor dostrzegł, że wyczerpał już przyjęta początkowo konwencję, więc przewartościował ją i wyszedł poza. Skoro bohaterowie zmierzyli się już ze smokiem, bóstwami, walkiriami i sobą nawzajem, czas wyciągnąć jeszcze cięższą artylerię i nasłać na nie kleszczopodobny statek kosmiczny, wypełniony wszelkiego rodzaju zombiakami, mackami, kościotrupami i… bohaterami filmu The nightmare before Christmas (swoją drogą to naprawdę dobry dowcip rysunkowy. Tym lepszy, im bardziej kontrastujący z treścią komiksu. Podejrzewam że był to wkład własny sfrustrowanego asystenta-rysownika).
Szczegółowe opowiadanie fabuły komiksu mija się z celem, gdyż trudno jest się na niej skupić przez więcej niż trzy strony, żeby nie zacząć podejrzewać siebie o niezdrowe skojarzenia i konstrukcje myślowe. Można nakreślić kilka jej pretekstowych punktów, ale doszukiwanie się związków między nimi to sprawa dla psychoanalityka. A zdarzyło się tak: dobrzy bohaterowie zostali uwięzieni w mieście Prontera, Chaos przypomina sobie dzieciństwo, a bogini Himmelmez prowadząc niezbyt błyskotliwe przepychanki słowne z Sarą Erine, przeprowadza kosmiczny nalot na miasto, pod którym leży ukryte serce boga Ymira. Łączenie tych elementów w fabułę mija się z celem, gdyż ta – parafrazując klasyków – rozpada się niczym chamski sen niemożliwego snu. Być może skojarzenia z onirycznymi majakami wraz z ich irracjonalną logiką są najlepszym porównaniem. Zwłaszcza, że gdy przyjmiemy taką tezę, możemy podejść do Ragnaröka psychoanalitycznie i na sposób freudowski wyłuskiwać z niego libidalne wątki. Nawet jeśli nie spełnimy tym samym oczekiwań autora, to przynajmniej otrzymamy odrobinę rozrywki, której ten nam poskąpił.
A oto kilka z "freudyzmów":
- kompleks Edypa – uosabiany jest oczywiście przez Chaosa. Biedak niewiele pamięta ze swojej przeszłości, a w jedynych dostępnych mu przebłyskach swojej historii widzi przystojnego, potężnego, muskularnego mężczyznę, który zajął w jego życiu rolę ojca. Do tego znamy matkę Chaosa, która zdaje się być ucieleśnieniem kobiecości w stylu drag queen. Napięcie w tym trójkącie narasta, cóż może się jeszcze wydarzyć, gdy Chaos odzyska pamięć?!
- zazdrość o fallusa – i to pokonana! Laur zwycięzcy idzie do Skuraia, pogromcy kukiełkarzy! Jemu wolno się przeginać, kokietować, malować i oddawać afektowanej egzaltacji, gdyż jest posiadaczem jedynego na świecie, ogromnego i niezaspokojonego… miecza Talatsu. Takiego oręża pozazdrościłby nawet Conan
- vagina dentata – czy zwróciliście uwagę na bikini Fenris Fenrir? Niezależnie od tego, czy ma na sobie swój pancerz bojowy, czy strój na plażę, na jej łonie zawsze pojawia się pysk uzębionego potwora o wytrzeszczonych oczach. Zapewne jest to komunikat, kierowany do macho takich jak Skurai, jasno mówiący, że zimna walkiria nie takim dawała radę.
- penis dentatus – czyli mój faworyt i szczyt absurdu autora komiksu. Kosmiczny pojazd złej bogini ląduje nad Prontera, a na jego kolcoidalnych nogach, na których osiadł, pojawiają się paszcze. Z paszczy wynurzają się grube, budzące skojarzenia macki, których końce również uzbrojone są w uzębione otwory gębowe. Z nich zaś, niczym "miliony powodów" wylewają się umarlaki. Uzębiony członek, symbol bycia zjedzonym od środka w obrazowy i dosadny sposób pokazuje, jak państwo Wolsunga zostanie zaatakowane i zniszczone, począwszy od jego stolicy.
Czasami pofolgowanie swojej wyobraźni może zaowocować wnioskami bardziej soczystymi niż te, które przewidział autor. Nie myślmy jednak, że go przechytrzyliśmy! Nieraz udowodnił nam, iż jego wyobraźnia nie zna pojęć "granica" ani "umiar". Szósty tom cyklu Ragnarök jeszcze nas zaskoczy. Czy to przeżyjemy w pełni władz umysłowych, tego nie można obiecać.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Główną zasadą budowy scenariusza Ragnaröka jest eskalacja. Już pierwszy tom zaczął się z przytupem. Przytupem tak mocnym, że po nim należało przepędzić stadko słoni, żeby móc wywołać jeszcze jakiś dreszcz emocji u czytelnika. W ten sposób bardzo wyczerpało się spektrum tematów, jakie dawał gatunek fantasy połączony z wątkami mitologicznymi. Skoro już na początku odbyły się boskie interwencje, zabijanie smoka czy wyrzynanie armii broniącej ładu na świecie, zdawać by się mogło, że kończą się zalążki konfliktów oraz drastycznie spada liczba postaci, które mogłyby w nich brać udział. Pojedynek głównych bohaterów, wypełniający treść czwartego tomu był wręcz nieprzekonujący na tle wcześniejszych wydarzeń. Można by wręcz odnieść wrażenie, że odwrócono porządek: Chaos i Loki powinni zmierzyć się na początku historii, zbratać się w boju w obliczu innego, wspólnego przeciwnika, zasmakować zagrożenia, żeby na końcu wspólnymi siłami go pokonać. Nic bardziej mylnego!
Autor dostrzegł, że wyczerpał już przyjęta początkowo konwencję, więc przewartościował ją i wyszedł poza. Skoro bohaterowie zmierzyli się już ze smokiem, bóstwami, walkiriami i sobą nawzajem, czas wyciągnąć jeszcze cięższą artylerię i nasłać na nie kleszczopodobny statek kosmiczny, wypełniony wszelkiego rodzaju zombiakami, mackami, kościotrupami i… bohaterami filmu The nightmare before Christmas (swoją drogą to naprawdę dobry dowcip rysunkowy. Tym lepszy, im bardziej kontrastujący z treścią komiksu. Podejrzewam że był to wkład własny sfrustrowanego asystenta-rysownika).
Szczegółowe opowiadanie fabuły komiksu mija się z celem, gdyż trudno jest się na niej skupić przez więcej niż trzy strony, żeby nie zacząć podejrzewać siebie o niezdrowe skojarzenia i konstrukcje myślowe. Można nakreślić kilka jej pretekstowych punktów, ale doszukiwanie się związków między nimi to sprawa dla psychoanalityka. A zdarzyło się tak: dobrzy bohaterowie zostali uwięzieni w mieście Prontera, Chaos przypomina sobie dzieciństwo, a bogini Himmelmez prowadząc niezbyt błyskotliwe przepychanki słowne z Sarą Erine, przeprowadza kosmiczny nalot na miasto, pod którym leży ukryte serce boga Ymira. Łączenie tych elementów w fabułę mija się z celem, gdyż ta – parafrazując klasyków – rozpada się niczym chamski sen niemożliwego snu. Być może skojarzenia z onirycznymi majakami wraz z ich irracjonalną logiką są najlepszym porównaniem. Zwłaszcza, że gdy przyjmiemy taką tezę, możemy podejść do Ragnaröka psychoanalitycznie i na sposób freudowski wyłuskiwać z niego libidalne wątki. Nawet jeśli nie spełnimy tym samym oczekiwań autora, to przynajmniej otrzymamy odrobinę rozrywki, której ten nam poskąpił.
A oto kilka z "freudyzmów":
- kompleks Edypa – uosabiany jest oczywiście przez Chaosa. Biedak niewiele pamięta ze swojej przeszłości, a w jedynych dostępnych mu przebłyskach swojej historii widzi przystojnego, potężnego, muskularnego mężczyznę, który zajął w jego życiu rolę ojca. Do tego znamy matkę Chaosa, która zdaje się być ucieleśnieniem kobiecości w stylu drag queen. Napięcie w tym trójkącie narasta, cóż może się jeszcze wydarzyć, gdy Chaos odzyska pamięć?!
- zazdrość o fallusa – i to pokonana! Laur zwycięzcy idzie do Skuraia, pogromcy kukiełkarzy! Jemu wolno się przeginać, kokietować, malować i oddawać afektowanej egzaltacji, gdyż jest posiadaczem jedynego na świecie, ogromnego i niezaspokojonego… miecza Talatsu. Takiego oręża pozazdrościłby nawet Conan
- vagina dentata – czy zwróciliście uwagę na bikini Fenris Fenrir? Niezależnie od tego, czy ma na sobie swój pancerz bojowy, czy strój na plażę, na jej łonie zawsze pojawia się pysk uzębionego potwora o wytrzeszczonych oczach. Zapewne jest to komunikat, kierowany do macho takich jak Skurai, jasno mówiący, że zimna walkiria nie takim dawała radę.
- penis dentatus – czyli mój faworyt i szczyt absurdu autora komiksu. Kosmiczny pojazd złej bogini ląduje nad Prontera, a na jego kolcoidalnych nogach, na których osiadł, pojawiają się paszcze. Z paszczy wynurzają się grube, budzące skojarzenia macki, których końce również uzbrojone są w uzębione otwory gębowe. Z nich zaś, niczym "miliony powodów" wylewają się umarlaki. Uzębiony członek, symbol bycia zjedzonym od środka w obrazowy i dosadny sposób pokazuje, jak państwo Wolsunga zostanie zaatakowane i zniszczone, począwszy od jego stolicy.
Czasami pofolgowanie swojej wyobraźni może zaowocować wnioskami bardziej soczystymi niż te, które przewidział autor. Nie myślmy jednak, że go przechytrzyliśmy! Nieraz udowodnił nam, iż jego wyobraźnia nie zna pojęć "granica" ani "umiar". Szósty tom cyklu Ragnarök jeszcze nas zaskoczy. Czy to przeżyjemy w pełni władz umysłowych, tego nie można obiecać.
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Ragnarök #05
Scenariusz: Myung-Jin Lee
Rysunki: Myung-Jin Lee
Wydawca: Kasen
Data wydania: marzec 2006
Format: 12,6x18,9 cm
Oprawa: miękka, kolorowa
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Cena: 16 zł
Scenariusz: Myung-Jin Lee
Rysunki: Myung-Jin Lee
Wydawca: Kasen
Data wydania: marzec 2006
Format: 12,6x18,9 cm
Oprawa: miękka, kolorowa
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Cena: 16 zł