RIP#1: Derrick. Ciężko przeżyć własną śmierć
Komiksy frankofońskie przed laty poznawałem dzięki przygodom Arii, Valeriana i Laureliny, oraz Rorka, a także rycerza Bragona i jego towarzyszy. Razem z perypetiami Tintina i Hugo zaszczepiły we mnie przeświadczenie o tym, że produkcje z Beneluxu czy znad Sekwany to historie generalnie optymistyczne, ale przede wszystkim ładne. Przeświadczenie, z którego fałszywości doskonale zdaję sobie sprawę, ale które mimo tego nieodmiennie budzi we mnie poczucie dysonansu, gdy stykam się z frankofońskimi albumami, brutalnie zadającymi mu kłam.
Trudno chyba o bardziej dobitny przykład niż seria RIP, ze scenariuszem autora ukrywającego się pod pseudonimem Gaet's i ilustracjami Juliena Moniera. Sześcioczęściowa historia, w polskiej wersji językowej opublikowana nakładem wydawnictwa Non Stop Comics, opowiada o pracownikach firmy wzywanej do miejsc, w których odnaleziono zwłoki – zazwyczaj po dłuższym czasie od śmierci denata. To jednak nie ekipa dochodzeniowa czy nawet grabarze – nie dostaniemy tu uśmiechniętych i zawsze profesjonalnych funkcjonariuszy NCSI ani dociekliwych badaczy z Trupiej Farmy – bohaterom komiksu bliżej do cmentarnych hien albo szabrowników. Na zlecenie domu aukcyjnego przybywają do domów osób zmarłych samotnie, by – mówiąc bez ogródek – ograbić je ze wszelkich cennych przedmiotów, nim zjawią się odpowiednie służby, które uprzątną same zwłoki. Meble, biżuteria, obrazy, zastawa – wszystko to wędruje do magazynu, a następnie, po skatalogowaniu (i, zapewne, odkażeniu) – na aukcje. Członkowie ekipy mogą zatrzymać rzeczy w rodzaju konserw czy środków czystości, ale próby przywłaszczenia jakichkolwiek wartościowych dóbr są bezwzględnie karane, zresztą pracę "sprzątaczy" nadzorują smutni faceci w garniturach, czujnie pilnujący, by nic nie przylepiło się nikomu do rąk.
Robota parszywa, płaca mizerna, towarzystwo nieciekawe – ekipa, jaką poznajemy w pierwszym tomie, to banda degeneratów i wykolejeńców, dla których taka praca to nie potknięcie na ścieżce kariery, ale ślepy zaułek bez wyjścia, do którego doprowadziła ich długa seria błędnych wyborów. Historia opowiadana na przestrzeni sześciu tomów w kolejnych albumach ukazywana jest z perspektywy poszczególnych członków ekipy. Pierwszym z nich jest Derrick – przegryw mieszkający w ruderze pod miastem, z żoną, z którą są razem chyba tylko z przyzwyczajenia, a którą określa tak czułymi słowami jak "zdzira" czy "wywłoka". Jedynymi rozrywkami są dla niego wypady do knajpy, równie obskurnej, co całe jego otoczenie, i wieczorna masturbacja. Życie parszywe, ale stabilne, jednak nagle wydarza się w nim coś, co ma szanse odmienić tę rutynę, dać mu nowy start. Nadzieja na lepsze jutro jest jednak złudna, a to, co miało być przepustką do szczęśliwej przyszłości, ostatecznie przynosi tylko nakręcającą się spiralę przemocy i śmierci.
Dalsze albumy będą, jak możemy się spodziewać, pokazywać te same wydarzenia widziane oczami innych postaci, które mamy już okazję poznać w tym tomie – trochę żałuję, że nie ma wśród nich małżonki Derricka. Jednak także jako samodzielna historia Ciężko przeżyć własną śmierć broni się bardzo dobrze, stanowiąc spójną i konsekwentną fabularnie opowieść ze znakomitą klamrą jako zwieńczeniem, ale na pewno ukazanie intrygi z perspektywy innych bohaterów pozwoli nadać jej dodatkowy wymiar.
Bardzo dobrze przedstawia się graficzna strona albumu, zarówno pod względem użytej kreski, jak i zastosowanej palety barw. Postacie rysowane są wyraziście, wręcz karykaturalnie, co ułatwia podkreślenie ich specyfiki, a równocześnie buduje odpowiedni dystans zarówno do nich samych, jak i dokonywanych przez nie bestialskich czynów. Otoczenie ukazane jest jednak bez podobnej taryfy ulgowej – w pracy towarzyszą bohaterom rozkładające się zwłoki, roje robactwa, pleśń i zgnilizna – wszystko to wręcz wylewa się z kadrów w towarzystwie wszechobecnego, duszącego smrodu. Co ciekawe, największe obrzydzeniu budzą jednak nie domostwa umarłych, ale żywych. Dom Derricka z zewnątrz wygląda jak rudera, ale w środku jest jeszcze gorzej – walające się puste puszki, wszechobecne niedopałki, stosy talerzy z gnijącymi resztkami zalegające w zlewie; aż nie chce się wierzyć, że ani on, ani jego żona nie chcą choć trochę ogarnąć swego otoczenia. Niewiele lepiej prezentuje się siedziba firmy zatrudniającej sprzątaczy, szatnia, w której ci przebierają się do pracy, i bar (a raczej należałoby powiedzieć: speluna), w której przepijają wypłatę.
Kolory dobrze współgrają z nastrojem wszechobecnego rozkładu i zepsucia, tak fizycznego, jak i moralnego – szarości, zielenie i brązy dominują w palecie barw, nawet czerwień krwi, której dostajemy aż nadto, wydaje się brudna.
Materiały dodatkowe zamykające tom wypada ocenić pozytywnie, choć i one nie oszczędzą nam sporej dawki obrzydliwości. Znajdziemy w nich szkice, sylwetki postaci, zdjęcia stanowiące źródło inspiracji dla scenografii, a także przybliżenie fabuły kolejnych tomów serii.
RIP na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Wielbiciele makabry, ale raczej w stylu 997 niż hollywoodzkich horrorów, będą zachwyceni, podobnie jak czytelnicy szukający mocnych, wyrazistych historii bez fantastycznych elementów pozwalających ująć obrzydliwość i bestialstwo w nawias umowności. Ja na pewno chętnie sięgnę po kolejne albumy z cyklu – nawet jeśli wolę nie wiedzieć, skąd scenarzysta czerpał inspiracje do tworzenia fabuły.
Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie albumu do recenzji.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Scenariusz: Gaet's
Rysunki: Julien Monier
Seria: RIP
Wydawca: Non Stop Comics
Data wydania: 18 maja 2022
Kraj wydania: Polska
Tłumaczenie: Jakub Syty
Liczba stron: 112
Format: 196x268 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolorowy
ISBN: 978-83-8230-277-6
Cena: 54,90 zł
Tytuł oryginalny: RIP, Tome 1: Derrick – Je ne survivrai pas à la mort
Wydawca oryginału: Petit à Petit
Data wydania oryginału: 14 września 2018
Kraj wydania oryginału: Francja