Quiet little Melody

Melodia z nawiedzonego lasu

Autor: Camillo

Quiet little Melody
Czerwony Kapturek z Quiet little Melody zamiast pelerynki nosi bluzę z kapturem, a jego leśna przygoda mocno odbiega od wersji spisanej przez braci Grimm. Nieodłącznym elementem baśni pozostaje jednak niebezpieczna knieja.

Las w dzisiejszym wyobrażeniu to dość pospolite miejsce, gdzie pośród krzaków grzybiarze szukają maślaków, rodziny urządzają pikniki na polanach, a przy biegnących obok szosach z tranzytem ciężarowym przechadzają się prostytutki. Jednak nie zawsze tak było. Dla naszych przodków las był z jednej strony miejscem, do którego uchodziło się z życiem przed niebezpieczeństwami, a z drugiej matecznikiem nieczystych sił czyhających w ciemności na nieostrożnych wędrowców.

Echo tych czasów odzywa się w komiksie Sebastiana Skrobola. Wprawdzie opowiastka rozgrywa się współcześnie, a zamiast rodzimych strachów mamy miks kilku najpopularniejszych europejskich baśni, ale duch niosącej jednocześnie nadzieję i zagrożenie puszczy pozostaje ciągle żywy. W poszukiwaniu lekarstwa dla młodszego brata w zalesiony teren wyrusza młoda dziewczyna i napotyka czające się w mroku zagrożenia. Dokąd zaprowadzi ją dobiegająca z głębi lasu melodia?

Jeśli zechcemy poznać odpowiedź na to pytanie, czeka nas historia dość prosta i krótka, opowiedziana samymi rysunkami. Na kilku planszach pojawiają się dymki, lecz zamiast słów znajdziemy w nich piktogramy, wyrażające to, czego główna "narracja" nie dała rady przekazać. Wszystkie ilustracje są utrzymane w mrocznej kolorystyce, z wściekłą zielenią w tle, w scenach retrospektywnych zastępowaną przez złowrogą czerwień lub senny seledyn, w zależności od charakteru zdarzeń. Ten prosty pomysł na wyznaczenie ram czasowych, nieco nieokrzesana kreska i wyrazista paleta barw to znaki rozpoznawcze tego albumu, przynajmniej jeśli chodzi o stronę graficzną.

Nie sposób natomiast powiedzieć wiele o stronie fabularnej, ponieważ z powodzeniem można by ją streścić w trzech zdaniach. Trawestacja kilku znanych baśni, z większą zawartością mroku niż w klasyce, nie jest szczególnie wymyślna. Autor nie dodał wiele od siebie, ani - w przeciwieństwie do ilustracji - nie uwieńczył historii niczym, co pozostałoby na dłużej w pamięci. Dlatego, choć Quiet little Melody jest rzeczą miłą dla oka, szybko zapomina się o niej po przewróceniu ostatniej strony.

Pozostaje jeszcze jedno pytanie. Do kogo skierowany jest ten komiks? Dla dzieci może wydawać się nieco zbyt złowieszczy, dla dorosłych trochę zbyt infantylny. Wychodzi więc na to, że jest adresowany do odbiorców, którym te cechy przeszkadzać nie będą – czyli do wszystkich, którzy lubią baśnie.