Providence #2

Na tropie Mitów

Autor: AdamWaskiewicz

Providence #2
Jednym z istotnych elementów historii utrzymanych w konwencji grozy jest dobre osadzenie ich na solidnie zarysowanym tle. Nawet jeśli niekoniecznie realistycznym, to na tyle wiarygodnym, by odpowiednio mocno kontrastowały z nim niesamowite lub nadprzyrodzone elementy.

Mogą to potwierdzić nie tylko najbardziej zagorzali wielbiciele gatunku, a począwszy choćby od leciwego Draculi, przez niezliczone bardziej współczesne horrory, najbardziej przeraża nie tyle samo nieznane i niewytłumaczalne, co jego połączenie – i kontrast – z tym, co doskonale zrozumiałe i oswojone. Dlatego chociażby wśród utworów Howarda Phillipsa Lovecrafta nieporównanie większe wrażenie od tych, w których od początku mamy do czynienia z niesamowitością i grozą (jak Wyrzutek) robią te, w których wypełzają one niepostrzeżenie spod pozorów normalności.

Tak samo było w pierwszym tomie zbiorczego wydania komiksowej serii Providence, ze scenariuszem Alana Moore'a i rysunkami Jacena Burrowsa. Chociaż na każdym kroku dostawaliśmy nawiązania do konkretnych opowiadań Lovecrafta, to równocześnie całość była solidnie umocowana w realiach Ameryki roku 1919, ignorancja głównego bohatera czyniła te odwołania możliwymi do złożenia na karb zabawy konwencją. Jeżeli dodać do tego jeszcze umiejętne łączenie fikcji i rzeczywistości (jak na przykład książek faktycznie wydanych i wytworów fantazji scenarzysty), nic dziwnego, że całość robiła naprawdę niebagatelne wrażenie.

W drugim tomie w dalszym ciągu śledzimy wędrówkę nowojorskiego dziennikarza i aspirującego pisarza, Roberta Blacka, poszukującego na poły mitycznej Xięgi Gwiezdnej Mądrości, skrywającej między innymi tajemnice nadnaturalnego przedłużania ludzkiego życia. Wędrówka zabiera go do Manchesteru i Bostonu, stawiając na jego drodze nie tylko okultystów i mistyków, ale także czarowników i prawdziwie nieludzkie potwory.

A przynajmniej tak wygląda to z perspektywy czytelnika, sam Black bowiem konsekwentnie nie przyjmuje do wiadomości niesamowitych sytuacji i niewytłumaczalnych zdarzeń, których jest zarówno świadkiem jak i uczestnikiem, z porażającą wprost naiwnością tłumacząc je sobie przemęczeniem, poczuciem winy lub hipnotyczną sugestią. Nawet gdy dochodzi już do lektury bluźnierczego woluminu, autor każe protagoniście cały czas nosić na oczach klapki i nie tylko nie patrzeć z nowej perspektywy na dotychczasowe wydarzenia, ale nawet nie dostrzegać coraz dziwniejszych i bardziej niepokojących sytuacji, które przydarzają mu się z wręcz zatrważającą częstotliwością.

Trudno nie zauważyć, że dzieje się to ze szkodą dla fabuły, której wiarygodność (bo przecież nie realizm) drastycznie spada. Choć bowiem autor scenariusza pieczołowicie dba o mocne zakorzenienie intrygi w realiach, wplatając w nią faktyczne wydarzenia, jak strajk bostońskiej policji czy odczyt lorda Dunsany'ego, na którym Black spotyka innego znanego literata, to trudno przyjąć bohatera konsekwentnie odrzucającego świadectwo własnych zmysłów.

Słabiej wypadają także dodatkowe materiały, którymi Moore uzupełnia komiksowe plansze – w pierwszym tomie mieliśmy nie tylko zapiski z raptularza żurnalisty, ale także fragmenty czytanych przez niego broszur, parafialną gazetkę i rysunki jednej z napotkanych przez niego postaci, tu zaś dostajemy tylko zapiski z dziennika, co gorsza miejscami nazbyt obszernie relacjonujące wydarzenia, których świadkami dopiero co byliśmy. Jeśli chodzi o materiały dodane do albumu przez wydawcę, to te prezentują się solidnie – galeria alternatywnych okładek poszczególnych zeszytów (szkoda, że w pomniejszeniu) oraz Leksykon nawiązań do Lovecrafta, za który ponownie odpowiada Mateusz Kopacz. To, nawiasem mówiąc, rzadkość, by polskie wydanie było bogatsze od oryginalnego o tak istotny element.

Nie zawodzi też Jacen Burrows, którego realistyczna kreska zdaje się wręcz naocznie podkreślać prawdziwość zachodzących wydarzeń – aż chciałoby się powiedzieć, że tak jednoznacznie narysowane kadry nie mogą być rojeniami szaleńca czy majakami przemęczonego umysłu.

Pod względem graficznym w ostatnim zbiorczym tomie nie spodziewam się żadnych zaskoczeń, nie ukrywam jednak, że z ciekawością zobaczę, jaki finał intrygi przygotuje nam Allan Moore. Choć sam bohater cały czas pozostaje w błogiej nieświadomości, czytelnik dostaje już wyraźne sygnały, jaką rolę szykuje dla niego autor (a przepowiada średniowieczny wolumin). Drugi album, nawet jeśli przynosi pewien spadek formy, pozostaje pozycją godną uwagi wszystkich miłośników twórczości Samotnika z Providence i odbiorców, których zainteresował poprzedni tom. Mam nadzieję, że zwieńczenie historii ponownie podniesie poprzeczkę i zamknie całość serii w sposób, na jaki ona zasługuje.