Predator. Łowcy #1

Predator Predatorowi nierówny

Autor: Shadov

Predator. Łowcy #1
Kosmiczny tropiciel od wielu lat cieszy widzów zarówno na ekranach, jak i papierze. Co by się jednak stało, gdyby Ci, co przeżyli z nim spotkanie, połączyli teraz siły? Co by się stało, gdyby grupa doświadczonych ludzi postanowiła odwrócić role i zapolować na tych bezlitosnych łowców?

Predator. Łowcy #1 od Chrisa Warnera to crossover, zbierający m.in. tych, którzy zdążyli pojawić się już na łamach komiksów o Predatorze wydanych przez Dark Horse Comics. Spotkamy m.in Enocha Nakaia, który debiutował w Predator: Big Game, czy Mandy Graves z Predator: Bad Blood. Oczywiście to nie jedyni protagoniści, wspomnianych wzbogaci cały wianuszek równie barwnych osób, które w przeszłości nie bały się stawić czoła jednej z najpotężniejszych ras w kosmosie.

Enocha Nakaia spotkamy w momencie pracy w warsztacie. To tu odnajduje go Jay Soames, która razem z Raphaelem Herrerą i Tylerem Swainem utworzyła niecodzienną grupę. Wszyscy troje szukają osób im podobnych, takich, które miały kontakt z Predatorem i przeżyły. Szukając zemsty, postanawiają odnaleźć i zniszczyć tych drapieżców, którzy jeszcze ukrywają się na Ziemi. A na pierwsze sygnały obecności kosmitów, nie muszą długo czekać. Trop wiedzie na prywatny archipelag na południowym Pacyfiku, zamieszkały przez potomków ekscentrycznego XIX-wiecznego kupca.

Z początku historia nie rozwija się zbytnio ambitnie, ale nie wieje też nudą. Chris Warner miał ciężkie zadanie spojenia motywów kilku bohaterów we w miarę logiczną fabułę. Dobrym zagraniem okazało się skupienie na jednej postaci – Enochu Nakaiu. Indianin, poznając poszczególnych członków grupy zebranej przez panią Soames, równocześnie dochodzi do zrozumienia kierujących nimi motywów i celów. Szybko łapie też, że znalazł się wśród osób doświadczonych, których jedynym celem stało się zabicie Predatora. Niestety od samego początku musimy przebrnąć przez sporą porcję dialogów i wzajemnych uszczypliwości pomiędzy postaciami. Warner tworzy tu nieco sztampowy obraz wojskowych weteranów, którzy pomimo nadchodzącego, poważnego starcia, nie tracą dobrego humoru. Z drugiej strony każdej osobie starał się poświęcić chwilę, tak aby uzasadnić jej motywy i późniejsze działania. Wydarzenia które w dalszej części śledzimy na wyspie, w dużym stopniu napędzają ich wybory.

Scenarzysta odpowiednio też stara się stopniować napięcie. Wolniejszy początek zaczyna ustępować znacznie efektywniejszym scenom i niejednemu zwrotowi akcji. Wątki pojawiające się na wyspie Kehua znacząco wywracają do góry nogami misję głównych bohaterów. W pewnym momencie ciężko stwierdzić, kto jest prawdziwą ofiarą, a kto oprawcą. Pojawia się wiele domysłów i pytań, co skrupulatnie wykorzystuje Warner, zarzucając czytelnika naprawdę wieloma wątkami. Nakładają się na siebie emocje bohaterów, ich kłamstwa, a do tego zupełnie inne spojrzenie na przybyszy z kosmosu. Oczywiście w całym tym natłoku zdarzyło się, że jeden czy dwa wątki okazały się całkowicie zbędne.

Nie ma historii z Predatorem bez ostrzejszych, krwawych momentów i zabijania. Zarówno kosmiczni zabójcy, jak i ludzi nie oszczędzali się, traktując przeciwników równie brutalnie. Najbardziej uwidocznione jest to podczas starć w dżungli, gdzie dominują mocne, efektowne sceny, pełne szczegółów i dobrze oddające potęgę kosmicznych tropicieli.

Graficznie album mimo wszystko wypada różnie. Sceny z Predatorem spod ręki Francisco Ruiz Velasco, są świetne i niezwykle dynamiczne – ruchy, walka, silne ciosy robią wrażenie. Widać że Velasco w najdrobniejszych szczegółach starał się oddać ich dominację. Niestety tego samego zbytnio nie można powiedzieć o pozostałych lokacjach. Nadal przyciągają oko, ale już nie tak silne. Artysta starał się stworzyć dla większości miejsc niepowtarzalny klimat, ale momentami zupełnie mu to nie wyszło. Tak samo odnieść można wrażenie, że niezbyt poradził sobie z charakteryzacją bohaterów. Momentami twarze różnych postaci są bardzo do siebie podobne, ale czasem przeciwnie – ta sama osoba wygląda znacznie inaczej. Na szczęście te nie są to częste sytuacje i spokojnie można potraktować je z przymrużeniem oka.

Łowcy są komiksem dobrym, ale bardzo nierównym. Zdecydowanie początek nie napawa aż tak optymistycznie do całości. Na szczęście późniejsze wydarzenia dość dobrze się rehabilitują. Album na pewno jest fajną historią dla miłośników komiksowego Predatora. Pomimo słabszym momentów, nie wszystko jest tak oczywiste, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Tak samo widać, że Chris Warner i Francisco Ruiz Velasco starali się jak najbardziej niestereotypowo podejść do opowieści. Czy im się to udało? Po części tak, a po części nie. Predatorzy chociaż momentami niezwykle sprawiedliwi nade wszystko pokazani są jako istoty brutalne, nie znające strachu. Co ciekawe po lekturze nie trudno odnieść wrażenie, że ludzie to wcale nie mniejsze potwory.

Dziękujemy wydawnictwu Scream Comics za przekazanie komiksu do recenzji.