Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy #01: Złodziej Pioruna

Trudno być (pół)bogiem

Autor: Dawid 'Fenris' Wiktorski

Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy #01: Złodziej Pioruna
Rick Riordan to jeden z niewielu twórców, który swoimi powieściami młodzieżowymi jest w stanie zainteresować również starszego czytelnika. A to wszystko za sprawą umiejętnego czerpania pełnymi garściami z różnych mitologii, jak choćby greckiej czy egipskiej. Stworzona przez niego saga Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy odniosła spory sukces, co zaowocowało późniejszymi ekranizacjami tomów Złodziej Pioruna i Morze potworów, a w przygotowaniu jest filmowa adaptacja tomu Klątwa Tytana. Kwestią czasu było zatem pojawienie się wersji komiksowej, za którą odpowiedzialni są Robert Venditti (scenariusz), Attila Futaki (rysunki) i Jose Villarrubia (kolory).

Początek historii raczej nie wskazuje na powiązania protagonisty z greckim panteonem. To niemal zwyczajny nastolatek mający spore problemy z utrzymaniem się w kolejnych szkołach (w ciągu sześciu lat zmieniał je aż sześciokrotnie). Gdy wszystko wskazuje na to, że jego edukacja zostanie przerwana w kolejnym przybytku wiedzy, sytuacja przybiera niespodziewany obrót za sprawą tajemniczych istot, które próbują dopaść bohatera w domu na odludziu. Niedługo potem okazuje się, że jego nieznanym ojcem jest sam Posejdon - bóg mórz i oceanów.

Czytelnik, sięgając po graficzną wersję powieści, musi być raczej świadomy, że autorzy komiksu z konieczności dokonali w niej znaczących skrótów fabularnych. Wszak liczba plansz nie jest nieograniczona, a jedna strona rysunków na pewno pozwala na upchnięcie na niej mniejszej ilości fabuły niż zadrukowana kartka. O dziwo, twórcy Złodzieja Pioruna z tym problemem poradzili sobie wyśmienicie. Komiks jest zaskakująco treściwy w stosunku do oryginału i podczas lektury bynajmniej nie sprawia wrażenia, że ktoś narzucił autorom znaczne ograniczenia, którym musieli się podporządkować. Aczkolwiek kilka scen aż prosi się o rozwinięcie, jak na przykład ta z upływem czasu w hotelu.

Realia Percy’ego Jacksona… przypominają po trosze to, co czytelnicy poznać mogli już w Amerykańskich bogach Neila Gaimana. W świecie Ricka Riordana greckie bóstwa egzystują gdzieś obok nas - nie jesteśmy w stanie ich dostrzec za sprawą tak zwanego zamglenia, jednak wbrew pozorom wcale nie przyjmują postaci znanej z mitologii. I tak oto Ares to klasyczny przykład tępawego osiłka na motocyklu, zaś Dionizos ma niewiele wspólnego z wesołym opojem. Nie wszystkich dotknęły te modyfikacje (czego najlepszym przykładem jest Hades), niemniej w przypadku Złodzieja Pioruna to bardzo udany zabieg. Próba zdefiniowania bóstw w teraźniejszej rzeczywistości wyszła odpowiednio humorystycznie i oryginalnie. Gdyby nie to, fabuła komiksu zakrawałaby na banał, jednak połączenie mitologii z dzisiejszymi zwyczajami i technologią w znacznym stopniu pozwoliło na zamaskowanie tego defektu.

Od strony graficznej Złodziej Pioruna prezentuje się całkiem ładnie: czytelne plansze, wypełnione odpowiednio dobranymi barwami, zachęcają do lektury. Sama kreska jest raczej prosta, bez żadnych udziwnień czy innych "artystycznych zabiegów", co w większości przypadków daje niezły efekt. Aczkolwiek mimika niektórych bohaterów raczej nie jest tym aspektem rysunków, którym rysownik mógłby się pochwalić. W najlepszym wypadku jest ona po prostu toporna.

Wydawać by się mogło, że graficzna wersja Złodzieja Pioruna to próba wyciągnięcia pieniędzy od fanów serii, jak bardzo często w takich przypadkach bywa. Miłośnicy powieści Riordana mogą być jednak spokojni. Komiks w niczym nie ustępuje oryginałowi. Zawarto w nim praktycznie całą historię zaczerpniętą z literackiego pierwowzoru (chociaż kilka scen zostało znacznie skróconych, a szkoda!) w bardzo estetycznej formie (pomijając wymienione wyżej drobne potknięcia rysownika). Wniosek jest jeden: wszystkie komiksowe wersje znanych powieści mogłyby być dopracowane w takim stopniu.