Orbital #1: Blizny

Poznać nowe światy

Autor: Kuba Jankowski

Orbital #1: Blizny
Seria Orbital stanowi ciekawy przykład "komiksu środka" w ramach gatunku science fiction. Wydawnictwo Taurus Media stara się ostatnio zagospodarować obszar, nazwijmy je, "czytadeł", inwestując w kolejne serie (Zabójca, Long John Silver), w których autorzy stawiają na akcję i nieoczekiwane zwroty w fabule. W Orbitalu zostajemy przeniesieni w przestrzeń kosmiczną. Wszechświat przyszłości żyje marzeniem pokojowej egzystencji, ale czy jest ona możliwa w Konfederacji, w skład której wchodzi ponad siedemset różnych ras?

W maju 2278 w Pradze odbywa się konferencja w sprawie akcesji Ziemi do Konfederacji, czyli polityczno-ekonomicznego związku ras zamieszkujących wszechświat. Ziemskie ugrupowania polityczne dążą do włączenia naszej planety w zjednoczony w różnorodności system. Ideą Konfederacji jest pokojowe współistnienie i rozwiązywanie konfliktów bez rozlewu krwi. Jak jednak wiadomo, wielkie idee mają swoich wrogów. Praską konferencję przerywa zamach terrorystyczny. Z dachu jednego z budynków wielki wybuch widzą dzieci, których rodzice uczestniczą w konferencji.

Jeden z chłopców, Caleb Swany, wstępuje do MBD (struktura, która w ramach Konfederacji wysyła swoich agentów z misjami dyplomatycznymi). Można przypuszczać, że będzie chciał w jakiś sposób poradzić sobie z zamachem, w którym zginęli jego rodzice. Jego partnerem zostaje Mezoke Izzui z Sandżurów, z którymi ludzie wdali się kiedyś w krwawą wojnę. Oboje zostają przydzieleni do rozwiązania pierwszej sprawy – konfliktu kolonistów z niezbyt chcącą pójść na ustępstwa rasą Javodlów.

Tak wygląda zawiązanie akcji w pierwszym tomie serii. W kolejnym odcinku poznamy rozwiązanie misji Caleba i Mezoke, gdyż przedstawiane w Orbitalu opowieści zamykają się w dwóch tomach. Chociaż można się spodziewać nawiązań do poprzednich wydarzeń w kolejnych "parach" tomów, losy bohaterów można de facto śledzić począwszy od dowolnej "dwójki".

Fabularne skoki i różnorodność gwarantuje sama idea Orbitalu, czyli stacji szkoleniowej i zarazem bramy do różnych czasoprzestrzeni. Stacja może być punktem wyjścia do podróży po bezdrożach wielorasowej Konfederacji. Świat, którego zaledwie kilka elementów poznajemy w tomie pierwszym, ma ogromny potencjał na rozwijanie rozmaitych opowieści. Bardzo ważne jest to, że w wykreowane przez autorów realia można uwierzyć. Wszystko wygląda tak, jakby istniało od dawna – według słów jednego z bohaterów: od ośmiu tysięcy lat. Przekonanie do tego świata czytelnika wydaje się na ogół kluczowe, aby wciągnąć go w opowieść. Tutaj autorom udaje się to zarówno za pomocą pomysłu jak i bardzo przyjemnego dla oka rysunku oraz dobrego tempa opowieści. Album otwierają malownicze sekwencje w gęsto padającym śniegu, a potem otrzymujemy równie widowiskowe sceny w rzęsistym deszczu. Rysownik i scenarzysta wybierają takie scenerie bardzo sprawnie, niczym rasowa ekipa filmowa.

Zasadniczo można założyć, że wszelkie konflikty, których będziemy świadkami, wynikną w tej serii ze zwykłych ludzkich namiętności i pogoni za zyskiem, ale jeśli zostaną podane w takiej formie, to komiks Orbital zagospodaruje nasz czas znakomitą rozrywką. Trochę drażniące może być nadmierne epatowanie ideą "jedności", którą dosyć mocno się w Orbitalu epatuje.

Założenia Konfederacji mogą kojarzyć się z tym, co stanowiło podwaliny Unii Europejskiej, Paktu Północnoatlantyckiego czy innej jeszcze odgórnej formy kontroli polityczno-ekonomiczno-militarnej. Śledząc bankructwo wielu z założeń wymienionych organizacji, ciężko liczyć na szczęśliwe zakończenie w świecie przedstawionym, w którym nawet stworzono jeden język konfederacki – Shindar. Problem tkwi jednak w tym, że rasy tworzące Konfederację i tak nie mogą się ze sobą dogadać…