Opowieści makabryczne

Czyli dlaczego King stworzył właśnie coś takiego?

Autor: Ewa 'senmara' Markowska

Opowieści makabryczne
Kiedy dostałam w swoje ręce wydany po raz pierwszy w Polsce komiks Opowieści makabryczne, którego autorem jest jeden z moich ulubionych pisarzy, powiedziałam: "rety, pisząc to, musiał się świetnie bawić, ale zachwyceni będą tylko fani Kinga". Reakcja mojego chłopaka tylko potwierdziła tę opinię, bo powiedział: "Co to ma być? Mi się nie podoba: historyjki ani straszne, ani śmieszne, a rysunki – no cóż..." A potem, zerknąwszy na ostatnią stronę okładki, dodał: "premierowo komiks został wydany w 1982 roku, to tłumaczy dziwaczną stylistykę". Moim zdaniem, gdyby King miał zrobić to jeszcze raz, komiks wyglądałby dokładnie tak samo. Nie bacząc na to, komu się spodoba, a komu nie.

Spróbuję wyjaśnić, dlaczego Opowieści makabryczne uważam za godną uwagi pozycję. Moje tłumaczenie raczej nie jest skierowane dla miłośników pisarstwa tego autora, bo ci zapewne to wszystko wiedzą, ale do osób zastanawiających się, co u licha jest tak wartościowego w pięciu prostych historyjkach z niezbyt wciągającą fabułą i rysunkiem, który fajny był może w latach 80., ale teraz co najmniej trąci myszką.

Młodzieńcze fascynacje

Rzeczy, które naprawdę mocno fascynowały nas w dzieciństwie czy okresie dorastania, zachowują siłę oddziaływania przez całe życie. Stephen King przy bardzo wielu okazjach – w przedmowach powieści, wypowiedziach bohaterów czy w Dance macabre, książce poświęconej w całości horrorowi – wspomina o własnych doświadczeniach z filmami typu Byłem nastoletnim wilkołakiem oraz komiksami: Opowieści z krypty czy Lochy grozy. Są to pozycje przez większość ludzi uważane za lekturę dzieciaków takich jak Mark Petrie (jeden z bohaterów Miasteczka Salem). Freaków, którzy w tajemnicy przed rodzicami oglądają horrory klasy dalszych liter alfabetu, a na półce obok sfatygowanych horrorów z gołymi laskami rozszarpywanymi przez potwory stawiają komplet dziwacznych figurek, zdolnych – tak jak ich odpowiedniki z okładek książek – do pożarcia każdej lalki Barbie.

Chociaż Stephen King dorastał w latach 50., a ja na przełomie 80. i 90., czy to bieg okoliczności, czy jakaś wspólna dla wszystkich nastolatków nadnaturalna cecha spowodowała, że świetnie rozumiem motywy fascynujące człowieka, który jest rówieśnikiem moich rodziców. Tak jak King miał filmy grozy z kin samochodowych i "nastoletnie wilkołaki" w porankach filmowych oraz tanie komiksy, ja z sympatią wspominam pirackie kasety wideo i stosy komiksów przywożone przez moich kuzynów z NRD. Kto nie pamięta kaset VHS z filmami (zawsze dwóch na jednej kasecie)? Postrach nocy lub Grobowce ślepej śmierci powstały co prawda później niż te, które oglądał King, ale to wciąż ten sam urok kina klasy niższej niż przeciętna. Mają w sobie coś, co budziło trochę niezdrową fascynację, posiadając zakazany smak czegoś innego niż szkolne lektury, a czasem bluźnierczego wyśmiewania się ze spraw, o których ksiądz nauczał w salkach katechetycznych.

Seks, hołd i kasety VHS

Pomyślcie: gołe cycki kobiet rozszarpywanych przez trupy zakonników, opętany ksiądz albo seks nastolatków w pokoju, za którego drzwiami stoją zombiaki. Dla dorastającego dzieciaka, który nie miał dostępu do Internetu przy powszechnym milczeniu na "te tematy" to super rzecz. Co prawda teraz czytuję znacznie "poważniejsze" i "wartościowsze" rzeczy, ale świetnie pamiętam, od czego zaczynałam i do czego czasami wracam ciągnięta przez siłę nostalgii. Bardzo chciałabym jeszcze raz obejrzeć pierwszy raz niektóre z tych filmów na starych kasetach lub przeczytać stare komiksy. Wydaje mi się, że King też, dlatego stworzył coś, co jest swego rodzaju hołdem dla komiksów, którym zawdzięcza wiele wspomnień. Może ktoś powie, że to dość tandetny przejaw oddawania czci, ale moim zdaniem jak najbardziej przystający i w klimacie tych właśnie adresatów.

Wielu czytelników zastanawia się, dlaczego ktoś, kto napisał Zieloną milę i Rose mader, poświęca się takim projektom jak Opowieści makabryczne i horrory w ogóle. Zakładam, że jako jeden z najlepiej zarabiających pisarzy nie ma na celu walki o dodatkową kasę. Stworzył coś, o czym być może marzył jako chłopak czytający komiksy wydawnictwa E.C. Może kiedyś powiedział: "łał, chciałbym coś takiego narysować!". I gdy mógł to zrobić, stworzył Opowieści. Co prawda zajął się tylko scenariuszami, ale historyjki są duchowymi siostrami horrorów z lat 50. Opowieści z krypty, na podstawie których powstał popularny serial, mają z recenzowanym komiksem wiele wspólnego, wystarczy wspomnieć makabrycznie radosną postać umarlaka będącego narratorem – on także tutaj jest.

Historie obrzydliwe

King podzielił kiedyś horror na trzy poziomy: wyobraźni, gdy autor sugeruje tylko pewne chwyty, ale dopiero w umyśle czytelnika powstaje to, co go przeraża; mniej wysublimowany strach, gdy potwór jest przedstawiony przez autora; oraz poziom obrzydliwości z flakami, robalami i wydziobywaniem oczu. A komiksy E.C to według niego "przykłady prawdziwie Obrzydliwej Historii".

Opowieści makabryczne to też prawdziwie "obrzydliwe historie", choć powstające obecnie filmy i gry komputerowe są znacznie mocniejsze w przekazie. Rysunki Berniego Wrightsona są zbyt kolorowe jak na standardy obrzydliwości, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Do tego rysunki postaci, makijaż i fryzury kobiet wyjęte żywcem z lat 80. mogą sprawić, że pokusa zapoznania się z groteską i horrorem nie okaże się na tyle silna, by sięgnąć po to dzieło. A jednak, gdy przyzwyczaimy się do radosnych kolorów i zapomnimy o stylistyce z serii Obrazów grozy, możemy dostrzec prawdziwe obrzydliwości: robaki w jamie ocznej ojca przychodzącego po swój tort czy zębatą paszczę potwora wgryzającego się w twarz kobiety. Może nie znajdziemy tu zbyt wiele grozy pochodzącej z tych bardziej wysublimowanych poziomów, a tylko obrzydliwość. Warto jednak wspomnieć, że sam King napisał, iż nie jest zbyt wybredny: ważne, żeby przestraszyć czytelnika.

Prezent dla kuzyna

Żałuję, że nie mam żadnego kuzynostwa w odpowiednim wieku, bo chętnie dałabym do przeczytania ten komiks komuś w wieku "nastu" lat (raczej dwunastu niż wysublimowanemu dziewiętnastolatkowi). Albowiem okładka, której autorem jest Jack Kamen, przedstawia obraz, zdawałoby się idealnego, adresata: chłopaka czytającego w tajemnicy przed rodzicami makabryczne komiksy, chłopaka, który – gdyby nie plakaty nad łóżkiem – mógłby być młodym Stephenem Kingiem.

W prostych historyjkach znalazłam także to, co mi się zawsze podobało w prozie Kinga, czyli smaczki obyczajowe. Z tego względu najbardziej przypadła mi do gustu Skrzynia, której bohaterowie to grupka pracowników Wydziału Nauk Ścisłych Uniwersytetu Horlicks. Sposób przedstawienia przyjęcia w ogrodzie i postaci Billie, żony jednego z wykładowców, wciąż przywodził mi na myśl, że ta historia rozegrała się gdzieś naprawdę. Prawie widziałam młodego Kinga czającego się na uboczu ze szklanką w ręku i obserwującego pijaną, poniżającą męża kobietę w czerwonej sukience. "Pewnie chciałby w tej chwili ją zamordować", myślą wszyscy wokół. I tak powstała ta historia.

Historie pod namiotem

Opowieści makabryczne są proste jak budowa przysłowiowego cepa, szybko przedstawiają zarys sytuacji i dążą do upiornego zakończenia. Bo tu zakończenie jest najważniejsze, nie zaskoczenie, logika czy stopniowo rozwijająca się fabuła. Makabryczne, jasno przedstawione i obrzydliwe zakończenie. Zupełnie jak historyjki wymyślane przez dzieciaki pod namiotem: "a co, jeśli pod śpiworem schował się milion robali?" Ja świetnie pamiętam te opowieści. Oczywiście, przez lata zdążyłam opanować rozbuchaną wyobraźnię i nie muszę zapalać wszystkich świateł, gdy zostaję sama w domu. Ale historyjki nadal lubię i pewnie lubi je wiele osób, które sięgną po ten komiks. Mnóstwo pisarzy, rysowników i czytelników, nie bacząc na pełne politowania spojrzenia, namiętnie je pisze, rysuje i czyta. Zatem, nawet jeśli King stworzył Opowieści makabryczne tylko dla siebie, to znajdzie się wiele osób, które podzielają jego sympatię dla strasznych, choć nieco tandetnych opowieści. Każdy z czytelników może mieć inne powody, ja mam właśnie takie, jakie przedstawiłam.

A jakie jest zdanie samego Kinga?

"W dzieciństwie do moich ulubionych lektur należały komiksy grozy Williama M. Gainesa [...]. Owe komiksowe horrory z lat pięćdziesiątych nadal stanowią dla mnie idealny przykład literatury budzącej strach [...]."

To chyba wiele wyjaśnia, prawda?