» Recenzje » Omega Men: To już koniec

Omega Men: To już koniec


wersja do druku
Omega Men: To już koniec
Czasami dobra historia nie spotyka się z zasłużenie ciepłym przyjęciem, ponieważ wcześniej czytelnicy mieli okazję poznać donośniejsze dokonania twórcy. Z taką ścianą zderza się w Polsce Omega Men. To już koniec.

Pomimo relatywnie krótkiego stażu na fotelu scenarzysty w stajni DC Comics, Tom King zdołał zaskarbić sobie sympatię rzeszy fanów. Ten były pracownik CIA zdobył dwie Nagrody Eisnera za Mister Miracle (wydany w Polsce w ramach DC Deluxe) i Batman: Pewnego dnia (opublikowanego w limitowanej serii Batman Noir), przez kilkadziesiąt zeszytów odpowiadał też za fabułę sztandarowego tytułu DC Comics – serii Batman. W międzyczasie polscy czytelnicy mieli okazję przyjrzeć się także komiksowi Vision, stworzonemu dla drugiego rynkowego giganta – Marvela. Po najgłośniejszych tytułach Egmont Polska sięgnął również po nieco starszy projekt Kinga, publikując dwunastozeszytowy Omega Men w linii DC Deluxe.

Akcja rozgrywa się w układzie Wega, znajdującym się w jednym z zapomnianych zakamarków wszechświata. Tajemnicza grupa rebeliantów, Omega Men, przetrzymuje Kyle'a Raynera (Białą Latarnię), starając się go zwerbować we własne szeregi. Celem ich działań jest zniweczenie totalitarnych zapędów Cytadeli, gwiezdnego imperium składającego się z sześciu planet Wegi.

W kolejnych zeszytach scenarzysta przybliża członków tej uznanej przez władze za organizację terrorystyczną grupy, nakreśla kierujące nimi pobudki, jednak większości postaci brakuje ostatecznego szlifu. Dowiadujemy się co nieco o ich niełatwej przeszłości, motywach popychających do działania, indywidualnych celach i uzdolnieniach, ale sami w sobie przypominają raczej szablony wyjęte z generatora postaci. Na próżno doszukiwać się w nich pełnokrwistych bohaterów, choć zdaje się, że King próbował takowych wykreować. Tyczy się to także wysuniętego na pierwszy plan Kyle'a Raynera. Scenarzyście zupełnie nieźle udało się zobrazować dylematy targające protagonistą, z jednej strony zobowiązanemu i wierzącemu w zasady przyświecające Latarniom, z drugiej zaś coraz silniej zaangażowanemu w powstrzymywanie ciemiężycieli z Cytadeli. I tu nie obyło się bez niedociągnięć, bo część kart za szybko trafia na stół i w drugiej połowie komiks przestaje zaskakiwać.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Omega Men może się podobać na innym poziomie. King zadbał, aby przestojów było w nim jak najmniej, akcja pędzi do przodu, wikłając bohaterów w konflikt o międzyplanetarnym zasięgu. Z racji umiejscowienia historii w nieznanych rejonach wszechświata uniwersum DC, scenarzysta mógł sobie pozwolić na więcej i skrzętnie to wykorzystał. Gdyby wykroić Białą Latarnię, album Omega Men – po kosmetycznych zmianach typu modyfikacja imion i nazw – zasługiwałby na miano mięsistej space opery, gdyż elementy tej konwencji w największym stopniu przyczyniają się do pozytywnego odbioru komiksu. Polityczne intrygi na szczytach władzy imperium, rebelianci dokonujący krwawych aktów terrorystycznych, pożądany i rzadki surowiec oraz pożoga wojenna dotykająca zwykłych istot – wielokrotnie widywaliśmy te elementy, a jednak posłużyły one Kingowi do stworzenia wciągającej opowieści, w której scenarzysta dystansuje się od roli umoralniającego komentatora wydarzeń, zamiast tego skupiając się na przedstawieniu okrucieństwa i totalitaryzmu powstałego – wedle rządzących – dla dobra maluczkich.

O ile nazwisko Toma Kinga jest już powszechnie znane wśród polskich komiksiarzy, o tyle mieszkający w Indonezji Barnaby Bagenda dla większości pozostaje anonimowy. W Omega Men ujawnia jednak swoje umiejętności, okraszając scenariusz Kinga dynamicznymi rysunkami i ciekawym kadrowaniem, świetnie oddając międzygalaktyczne tło wydarzeń.

Omega Men. To już koniec nie należy do szczytowych osiągnięć Toma Kinga. Fabuła jest tu zdecydowanie mniej poruszająca niż w przypadku Vision i Mister Miracle, więc osoby, które poznawały dorobek Amerykańskiego scenarzysty właśnie od tych tytułów, mogą się poczuć rozczarowane. Pomijając kwestię wygórowanych oczekiwań, narosłych przez późniejsze – acz w Polsce wydane jako pierwsze – dokonania Kinga, w ręce czytelników trafia porządna historia, jaka dzięki silnym elementom rodem ze space oper broniłaby się także bez superbohaterskich naleciałości. Tylko tyle i aż tyle.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Omega Men – To już koniec
Scenariusz: Tom King
Rysunki: Ig Guara, Barnaby Bagenda, Toby Cypress, Jr. Marzan Jose
Seria: DC Deluxe
Wydawca: Egmont Polska, Egmont
Data wydania: 14 października 2020
Kraj wydania: Polska
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Liczba stron: 304
Format: 180x275 mm
Oprawa: twarda z obwolutą
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
ISBN: 9788328196223
Cena: 114,99 zł
Kraj wydania oryginału: Stany Zjednoczone



Czytaj również

DC Deluxe. Wonder Woman (wyd. zbiorcze) #3
Za dużo Olimpu
- recenzja
Kosmiczna Odyseja
Kolejna kosmiczna wojna
- recenzja
Batman – Sekta
Każdy przegrywa, nawet Batman
- recenzja
Suicide Squad. Odział samobójców – Zła krew
Nowe szaty starej gwardii
- recenzja
Flex Mentallo. Człowiek Mięśniowej Tajemnicy
Człowiek wielkiej wiary
- recenzja
Batman. Wojownicze Żółwie Ninja
Crossover tak dziwny, że aż dobry
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.