Nowy Jork. Życie w wielkim mieście

Czas, zapach, rytm, przestrzeń

Autor: Maciej 'Repek' Reputakowski

Nowy Jork. Życie w wielkim mieście
Amerykanie tak bardzo cenili Willa Eisnera, że jeszcze za życia jego imieniem ochrzcili najważniejszą branżową nagrodę. Przyczyny tej decyzji mogliśmy poznać w Polsce po raz pierwszy ponad dwanaście miesięcy temu. Umowa z Bogiem była mocnym otwarciem roku 2007 i zasłużyła sobie na miano jednego z największych wydarzeń na naszym rynku wydawniczym. Jeśli jednak znalazłby się ktoś, na kim losy mieszkańców Dropsie Avenue nie zrobiły wrażenia, oto nadchodzi Nowy Jork, czyli czterysta czterdzieści stron świadectwa komiksowego (tudzież, wykonując ukłon w stronę autora, powieściowo-graficznego) geniuszu.

W ugryzieniu tej "cegły" niech pomoże nam cytat ze strony 240, na której czytamy słowa Eisnera: "Najważniejsze czynniki środowiskowe, które charakteryzują miasto, to czas, zapach, rytm i przestrzeń." Po czym następują objaśnienia, jak za pomocą tych cech można opisać każde wielkie ludzkie skupisko. Zastosujmy tę samą metodę w odniesieniu do Życia w wielkim mieście.

Czas
Nowy Jork wciąga. Rozpoczynasz lekturę przed snem, z zamiarem przeczytania kilkudziesięciu stron. A potem się orientujesz, że jest czwarta nad ranem.

Jeżeli głównymi bohaterami opowieści Willa Eisnera są miasto i zamieszkujący je ludzie, to czas należy uznać za podstawową i najbardziej tajemniczą siłę kształtującą ich losy. Historia może być, podobnie jak w Umowie z Bogiem, rozciągnięta na całe dekady i ukazywać długotrwałe procesy, zmieniające zarazem pierwszoplanowe postaci, jak i otaczające ich budynki oraz ulice. Prawdziwe mistrzostwo obserwacji ujawnia się jednak w najkrótszych, często jednoplanszowych epizodach, w których istota życia człowieka zostaje sprowadzona do pojedynczej, wyjątkowej chwili. Ta umiejętność skrótowego ujmowania rzeczy wielkich i z pozoru niemożliwych do ogarnięcia służy wywołaniu radości lub smutku. Zmusza do zatrzymania. Zwolnienia. Rozejrzenia.

Zapach
Nowy Jork zadowoli każdego książkowego fetyszystę. Twarda oprawa, z lakierowanymi literami prześlizguje się w miły sposób pod palcami. Po zakończonej lekturze słuszny ciężar woluminu podkreśla rangę przeżycia. No i ten zapach ponad dwustu kartek nasyconych farbą drukarską...

Miasto atakuje kakofonią zapachów. Język komiksu wykształcił rozmaite formy sugerowania dźwięku. Znając ten umowny język, również z ukazaniem zapachu nie ma Eisner większych kłopotów. Podejrzane zaułki cuchną, zatkane samochodami ulice zapierają dech w piersiach, a wszechobecne dymy i opary odurzają. Pachną również ludzie, ale nie tylko wtedy, gdy są brudni. Wystarczy ukazać ich w sytuacjach, które jednoznacznie kojarzą się z powonieniem, by stworzyć atmosferę zaduchu. Gdy w jednym z epizodów dwójka bohaterów wyjeżdża na wieś, a niebo i powietrze są czyste i niezmącone, zapachy wydzielane przez miasto stają się niemalże namacalne.

Rytm
Nowy Jork dostosowuje się do czytelnika. Można przeczytać go do połowy. Można też wybrać tylko jedną z dłuższych opowieści. Nie trzeba od razu pochłaniać całości. W końcu nie każdy ma siłę, by za jednym zamachem przejść cały Broadway.

Każdy, kto kiedykolwiek zmienił miejsce zamieszkania z jednego miasta na drugie, zrozumie, na czym polega rytm miasta. Zależy on od godzin odjazdów autobusów, taktu zmian świateł, pory zamykania ostatnich lokali. W jednych miastach ludziom się śpieszy, mieszkańcy innych na wszystko mają czas. Eisner oddaje to zmieniające się tempo nie tylko pokazując pędzących gdzieś bohaterów, lecz również poprzez długość poszczególnych opowieści, a także kadrowanie. Krótkie, migawkowe obrazki życia mieści w szybkich sekwencjach klatek, znacznie więcej plansz przeznaczając na pełne historie ludzkich żywotów.

Przestrzeń
Nowy Jork wymaga nieco wolnego miejsca. Z czterystoma czterdziestoma stronami i grubą oprawą w swojej lidze znajduje się w ścisłej czołówce. Na pewno będzie mu dobrze obok Umowy z Bogiem.

Miasto jest wielkie, ale i ograniczone w przestrzeni. Swoją przestrzenią ogranicza również tych, którzy je zamieszkują. Eisner z bezlitosną szczerością wskazuje, jak niewielkie przełożenie na wzajemną życzliwość ma bliskość wymuszona życiem na zamkniętym obszarze. Co więcej, paradoksalnie, "miastowi" wykształcają naturalny odruch unikania innych, ignorowania ich, przechodzenia obok. Eisner-obserwator, stojący na ulicy ze szkicownikiem, stara się nie pominąć nawet jednej twarzy, znaleźć się jak najbliżej przypadkowego przechodnia.

Arcydzieło Willa Eisnera to propozycja dla każdego mieszczucha, który krowę widział tylko przez okno pociągu. Bez względu na to, czy jesteś nowojorczykiem, krakusem czy lubliniakiem, znajdziesz w tym komiksie prawdę o swoim mieście. Rozpoznasz znajome miejsca, sytuacje i ludzi.

Pisząc ten tekst, słuchałem ścieżek dźwiękowych do Dziwnych dni i Nocy na Ziemi, filmów stuprocentowo miejskich

PS. Na stronie 105 znajduje się niezwykła plansza, zatytułowana Okna. Przedstawia... okna, całe rzędy pustych, niemalże jednakowych okien podobnych do siebie, wysokich budynków. Jest ich dokładnie (o ile mnie rachunki nie mylą) sto siedemdziesiąt osiem. Prawie dwieście kadrów, dwieście opowieści.

Gdy patrzyłem na ten "oszklony" komiks, przypomniał mi się wywiad z Krzysztofem Kieślowskim. Reżyser opowiadał o tym, że jego kino powstaje między innymi pod wpływem impulsu, który pojawia się, gdy spoglądamy na wielki budynek. Widzimy masę okien, a za każdym z nich ktoś żyje. Ten ktoś ma jakąś historię do opowiedzenia, przeżywa dramat lub chwilę szczęścia. Trudno się oprzeć wrażeniu, że ten typ wrażliwości był bardzo bliski Willowi Eisnerowi...