Niesamowity Spider-Man 2

Peter Parker kontra świat

Autor: Kuba Jankowski

Niesamowity Spider-Man 2
Niedługo po premierze ostatniej części trylogii Spider-Man Sama Raimiego, w której w rolę człowieka pająka wcielał się Tobey Maguire, światem komiksowych nerdów wstrząsnęła w posadach wieść o nowym starcie serii, za który zabrał się Marc Webb. Nowy reżyser. Nowa obsada. Nowa historia. Nowy Spider-Man. Tylko czy twórca dramatycznych romansideł powinien brać się za opowiadanie zakrojonych na szeroką skalę historii superbohaterskich?

Kuba 'Rhino' Jankowski:

Niesamowity Spider-Man 2 to film zdecydowanie przeładowany ilością wątków, za długi i niewyraźny, choć miejscami zachwycający świetnie oddanym komiksowym poczuciem humoru oraz sposobem filmowania w niektórych scenach. Peter Parker (Andrew Garfield) miota się między byciem superbohaterem, Spider-Manem, i spełnianiem roli narzeczonego Gwen Stacy (Emma Stone). Umierającemu ojcu Gwen obiecał, że zostawi ją w spokoju, aby nie narażać dziewczyny na niebezpieczeństwo. Nie potrafi jednak spełnić obietnicy, co oczywiście doprowadzi do tragedii, gdyż w mieście pojawiają się złoczyńcy - Elektro (Jamie Foxx) oraz Zielony Goblin (Dane DeHaan), których nic nie powstrzyma przed zrealizowaniem swoich planów. Oprócz walki z Elektro oraz Zielonym Goblinem, Pająk będzie musiał jeszcze stawić czoła Rhino.

Tyle w wątku superbohaterskim, bo ekipa odpowiedzialna za film dokłada jeszcze kilka w życiu osobistym Petera. Na początek dostajemy zawieszoną, niedopowiedzianą retrospekcję dotyczącą okoliczności śmierci jego rodziców. Potem oczywiście obowiązkowe perypetie uczuciowe oraz garść humorystycznych przerywników, a także dramatyczne relacje Petera z Harrym Osbornem. W tym bigosie zdąży jeszcze przemknąć Felicia Hardy (Felicity Jones), zapowiadając zapewne pojawienie się w kolejnej części Black Cat. Choć dosyć łatwo zrozumieć w jakim celu Mark Webb zdecydował się na obecność tak dużej liczby postaci (ich pojawienie się to świetne punkty wyjściowe do rozwinięcia w sequelach filmu), to niestety równie łatwo dostrzeżemy, że akcja jest ciągnięta w zbyt wielu kierunkach. Kiedy dochodzi do jednej kulminacji, wiadomo że potrzebna będzie jeszcze jedna albo dwie, aby sensownie można pozostałe napoczęte wątki domknąć. To powoduje zaburzenie dramatyzmu filmu i utrzymania napięcia. Widz raz wciągnięty w wir wydarzeń wypala się wraz z pierwszą kulminacją i nie ma siły na ponowne zaangażowanie się w aktywny odbiór tego, co widzi. Film staje mu się obojętny i oczekuje tylko, kiedy się skończy.

Nie pomagają również pewne rozwiązania dotyczące konstrukcji postaci. W przypadku Petera Parkera nie ma stanu pośredniego między euforią z bycia bohaterem a umartwianiem się czy to z powodów miłosnych, czy też związanych z nieuporządkowaną w jego głowie śmiercią rodziców. W jednej scenie obserwujemy pajacującego Petera, w kolejnej Petera będącego na skraju załamania nerwowego. Stanów pośrednich brak, co oczywiście można sobie racjonalnie wyjaśnić, ale i tak ciężko jednak nie odbierać takiej konstrukcji postaci jako nieznośnego dysonansu. Twarz Andrew Garfielda wygląda jak tragiczna maska.

Kolejnym bardzo słabym rozwiązaniem konstrukcyjnym związanym z bohaterami filmu jest rozegranie scen z Peterem i Gwen. Te znane z części pierwszej pełne zakłopotania i niepewności dialogi między nimi, w odsłonie drugiej powklejano w zbyt dużej ilości i w zbyt wielu miejscach. Nie dość więc, że są irytującymi przerywnikami, to jeszcze wszystkie zagrane zostały na jedną nutę. To było zabawne w scenie, w której Peter i Gwen stali w szkolnym korytarzu i usiłowali się umówić na randkę, ale - litości - nie można takiego motywu "zarzynać" z taką intensywnością, z jaką robi to druga część Niesamowitego Spider-Mana.

A last but not least w kwestii "postaciowej" to niezbyt przekonujące mroczne metamorfozy Elektro i Goblina. Są zbyt spłaszczone i zbyt nierealne, jak na film stawiający jednak na psychologiczne pogłębianie portretów postaci. U Webba komiczne z poważnym miesza się bez żadnych faz przejściowych. Taka kontrastowość bardzo przeszkadza w odbiorze i uwiarygodnieniu postaci.

Na plus filmu należy zaliczyć między innymi świetne poczucie humoru. Spider jest kpiarzem, błaznem, bohaterem, który z uśmiechem na ustach (zakładamy, że pod maską się uśmiecha) spuszcza lanie łotrom. Sceny, w których żartami rozładowuje napięcie, powodują niewymuszoną niczym radość widza. Ogromną wartością filmu są też efekty specjalne (nawet 3D tym razem okazuje się być miejscami sensowne i uzasadnione) oraz sposób, w jaki postanowiono sfilmować pewne sceny. Piorunujące wrażenie robi Pająk pędzący w powietrzu między budynkami. Mimo że wszystko w dynamicznych scenach dzieje się dosyć szybko, to jednak widz może bez problemu połapać się co i jak. W niektórych momentach sięgnięto po zwolnienie obrazu z jednoczesną zmianą kamer i punktów widzenia. To świetnie oddaje postrzeganie rzeczywistości przez Pająka i pokazuje jak działa jego pajęczy zmysł i refleks. W zasadzie dobrym rozwiązaniem jest też zmieniony względem komiksu design postaci, głównie wrogów Pająka. Nie wszystkim zapewne spodoba się wersja Rhino (znakomite dwa epizody w wykonaniu Paula Giamattiego, tego samego, który w American Splendor zagrał Harvey'a Peekara!) czy Elektro, ale dobrze się stało że twórcy Niesamowitego Spider-Mana 2 podeszli do tych postaci twórczo.

Dziwne jest to, że filmy takie jak ten, czy też saga o X-Men, nie wpisują się w filmowe uniwersum Marvela zbudowane wokół Iron Mana, Thora, Kapitana Ameryki i Avengers. Trochę szkoda, że skoro i tak powstała nowa filmowa wizja Pająka, to nie pokuszono się o połączenie jej ze światem innych bohaterów, którzy na kartach komiksów "miewali" ze sobą do czynienia.

Niesamowity Spider-Man Webba jest obrazem bardzo niespójnym i niezdecydowanym którędy pójść. Powoduje to namnożenie wątków i postaci, co nieznośnie wydłuża czas trwania filmu. A to z kolei przekłada się na to, że film może podobać się tylko częściowo-wyrywkowo albo do połowy. Można zatem nastawić się na mini-drzemki (podobno bardzo zdrowe) lub dłuższe "przycięcie komara" w mroku kinowej sali. Bez większych strat.

Nota: 3,5

Mały 'Electro' Dan:

Marc Webb doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co w głównej mierze czyni z Petera Parkera Spider-Mana i jakie cechy Spider-Mana są kwintesencją tego superbohatera. Wywodzący się z nurtu kina niezależnego twórca udowodnił to już dwa lata temu, kiedy na ekranach kin pojawiła się pierwsza część Niesamowitego Spider-Mana. Mimo wielu obaw i niepokojów przed premierą oraz równie wielu głosów krytycznych po premierze, wizja Spider-Mana według twórcy romantycznego dramatu 500 dni miłości okazała się być znakomitą realizacją, która już na starcie zdecydowanie wyprzedziła trylogię Sama Raimiego. W drugiej odsłonie serii Webb szczęśliwie idzie za ciosem. 

Życie Petera Parkera, po tym jak skutecznie i efektownie rozprawił się z Curtem Connorsem zmieniającym się w nieobliczalnego Jaszczura, zawisło gdzieś między bezustanną pogonią za wszelakiej maści złoczyńcami ulicami Nowego Jorku a romantycznymi spotkaniami z ukochaną Gwen Stacy w szkolnych korytarzach. Dzięki doświadczeniu wyniesionemu z kina indie Webb doskonale radzi sobie z portretowaniem jednego i drugiego oblicza bohatera. Peter Parker jest wrażliwym outsiderem targanym egzystencjalnymi przemyśleniami oraz przytłoczonym zakazaną miłością, zaś Spider-Man jest beztroskim kpiarzem, brawurowym błaznem i nonszalanckim prześmiewcą, który jednocześnie fascynuje i przeraża społeczeństwo.

Peter Parker w dalszym ciągu zgłębia tajemnicę nagłego zniknięcia i niewyjaśnionej śmierci swoich rodziców, obarcza się winą za nieumyślne spowodowanie śmierci wujka Bana, stara się wspierać ciocię May w domowych obowiązkach oraz kontynuuje romantyczny związek z Gwen Stacy. Moralne dziedzictwo wujka Bena, naukowa spuścizna ojca oraz obietnica złożona ojcu dziewczyny w chwili jego śmierci dramatycznie rzutują na codzienne życie chłopaka. Tymczasem w nieodgadnionych przestrzeniach wieżowca Oscorp Industries dochodzi do dramatycznego wypadku, wskutek którego rodzi się nowy superzłoczyńca – Electro. Jednocześnie w rodzinne strony w związku z pogarszającym się stanem zdrowia Normana Osborna powraca jego syn Harry, który szybko bierze stery firmy we własne ręce i zaprowadza w zarządzie niewygodne zmiany. Widmo zbliżającej się katastrofy złowieszczo wisi nad miastem.

Najmocniejszym elementem filmu są punkty styczne między postaciami i atmosfera wytwarzająca się na tych połączeniach. Pełen niepokojów związek między Peterem Parkerem a Gwen Stacy rozwija się zgodnie z kierunkiem obranym w części pierwszej. Relacje łączące tę parę ciągle oscylują między fascynacją a zwątpieniem, ekscytacją a konsternacją, oczarowaniem a zażenowaniem, ale teraz dodatkowo mrocznym cieniem ogarnia je śmierć ojca i obietnica bez pokrycia. Intrygujące są stosunki na linii Peter Parker – Harry Osborn. Dwaj przyjaciele rozdzieleni kolejami losu w dzieciństwie, którzy po latach spotykają się jako osieroceni nastolatkowie dorastający w cieniu technologicznych dokonań własnych ojców, będą musieli przejść dramatyczną próbę wzajemnego zaufania i poświęcenia. Równie ciekawie rysuje się relacja na osi Max Dillon – Spider-Man oparta na bezgranicznym uwielbieniu psychopatycznego fana wobec swojego nieskazitelnego idola, które nie spotyka się z najmniejszym odwzajemnieniem w newralgicznym momencie. Na koniec przekonująco korespondują postaci Electro i Goblina – superłotrów kierujących się ślepym pragnieniem zemsty na Spider-Manie, jako największym winnym wszystkich ich wcześniejszych niepowodzeń i osobistych porażek.

Na plus wypada również perfekcyjne wyczucie komiksowej konwencji i przeniesienie żywiącego się patosem humoru z komiksowych plansz na kinowy ekran. I tak Spider-Man wesoło i beztrosko buja się na pajęczynach między nowojorskimi wieżowcami, przy okazji rozprawiając się z nikczemnymi facetami i rozrabiającymi dzieciakami, przychodząc w sukurs zapracowanym stróżom prawa, ratując z opresji bezbronnych obywateli, a jednocześnie komentując wszystkie wydarzenia dowcipnie zawadiacko. Z kolei jego antagoniści są przerysowani i jednowymiarowi do szpiku kości. Max Dillon – zanim wskutek nieszczęśliwego wypadku jako Elektro zacznie czerpać moc z energii elektrycznej i doszczętnie dewastować miasto w celu zgładzenia Spider-Mana – jest gamoniowatym naukowcem bez reszty zafascynowanym superbohaterem w niebiesko-czerwonym kostiumie. Harry Osborn, mimo że dusi w sobie ogromny bagaż nieszczęśliwych rodzinnych doświadczeń, w celu ratowania własnego zdrowia i życia automatycznie przechodzi na drogę zła i przepoczwarza się w Zielonego Goblina za sprawą przypadkowego impulsu. Zaś Aleksei Sytsevich przed przybraniem łotrowskiej tożsamości Rhino jest podrzędnym złoczyńcą, któremu wcześniej Pająk boleśnie wchodzi w drogę. Sporo satysfakcji przynoszą porozrzucane tu i ówdzie komiksowe smaczki, jak Stan Lee pojawiający się na rozdaniu świadectw w roli gościa, melodyjka z klasycznej kreskówki o Spider-Manie jako dzwonek w telefonie Parkera czy enigmatyczne zapowiedzi pojawienia się w następnej części grupy złoczyńców Sinister Six czy kobiecej postaci Black Cat.

I mimo oczywistego faktu, że Niesamowity Spider-Man 2 nie jest obrazem wolnym od większych lub mniejszych błędów – do tych należy zaliczyć przede wszystkim przeładowanie epizodycznych wątków, które niepotrzebnie obciążają główną oś fabularną, komediowe akcenty w portretach głównych antagonistów, które tworzą niepotrzebne zgrzyty w ich przerażających kreacjach czy przemiany postaci bohaterów schodzących na drogę bezprawia jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki czy na pstryknięcie palców – to po przymknięciu oka i zrzuceniu powyższych minusów na karb komiksowej konwencji film Webba ogląda się jednym tchem. Dzięki znakomitym zdjęciom (sekwencja, w której Peter Parker stoi na tle panoramy metropolii, a dookoła niego zmieniają się pory roku, mimo swej prostoty i subtelności jest wyjątkowo sugestywna), dynamicznemu montażowi (Spider-Man przemieszczający się wśród nowojorskiego krajobrazu i przybierający karkołomne pozy żywcem wyjęte z komiksowych kadrów to absolutna maestria), cieszącym oko efektom specjalnym (sceny, w których Spider-Man na pełnych obrotach używa pajęczego zmysłu, w pełni uzasadniają wykorzystanie technologii 3D połączonej ze slow-motion) oraz elektryzującej muzyce (Hans Zimmer i The Magnificent Six doskonale podkreślają nastrój filmowego obrazu, a szczególnie niesamowite wrażenie robią dubstepowe dźwięki pulsujące w scenach walki z Electro oraz smutny utwór z pianinem w tle wybrzmiewający w najbardziej tragicznym momencie filmu), obraz Marca Webba jest znakomitą blockbusterową rozrywką, która rozciąga się na nieco ponad dwie godziny.

Po seansie filmu Niesamowity Spider-Mana 2 czułem się dokładnie tak, jak najpewniej czuł się ten cherlawy dzieciak, którego Pająk obroni przed silniejszymi kolegami ze szkoły, a następnie naprawi skonstruowany przez niego model wiatrowej elektrowni. Spider-Man z filmów Webba stał się moim kumplem. I życzyłbym sobie, aby tak już zostało, bo na zamknięcie trylogii czekam z utęsknieniem.

Nota: 9,5