Nemo #2: Berlińskie róże

Siła kobiet

Autor: Marcin 'Edgar Allan' Waincetel

Nemo #2: Berlińskie róże
Niepodważalna erudycja i szaleńcza wyobraźnia trzymane w ryzach dyscypliny – to warunki konieczne, aby stworzyć zupełnie autonomiczny świat opracowany na ikonach popkultury. Sztuki tej dokonał po raz kolejny Alan Moore, któremu walnie dopomógł Kevin O’Neill. Efektem prac jest album Nemo: Berlińskie róże. Kwiaty mogą tu symbolizować kobiety, jako że od nich zależy zdecydowanie najwięcej...

Swoista kontynuacja Ligi Niezwykłych Dżentelmenów koncentruje się na córce kapitana Nemo. Awanturnicze zmagania i chęć uratowania najbliższych są podstawą opowieści, która w drugim tomie mini-serii rozgrywa się w latach 40. ubiegłego wieku. Zamorska wyprawa do niemieckiego reżimu zawiera w sobie silny ładunek emocjonalny, będący jednakowoż dodatkiem najbardziej atrakcyjnego elementu – ekspozycji futurystycznego świata.

Oczywiście, dramaturgiczne akcenty są istotne. Tak też precyzyjnie rozpisano motywacje dla Janni Dakkar i jej męża, Jacka Strzały. Para piratów wyrusza, aby odbić córkę i zięcia z niewoli, wymierzając przy okazji osobistą wendettę krwawej damie, którą czytelnicy mieli okazję poznać w poprzednim albumie (ukłon w stronę wiktoriańskiego twórcy, Henry’ego Ridera Haggarda, szczególnie nawiązania do powieści Ona). Moore potrafi umiejętnie rozprowadzić napięcie, pogłębiając nieco rys psychologiczny tytułowej bohaterki. Zyskując pewność siebie, nabrała ona troskliwości i odpowiedzialności.

Największą wartością jest jednak świat, w którym dzieje się cała akcja. Scenarzysta nawiązuje w nim do postaci z germańskiego odpowiednika słynnej ligi. Mistrz zbrodni, doktor Mabuse, szalony naukowiec Caligari, wynalazca Rotwang i jego żywe dzieło, kobieta-robot... bohaterowie opisani wstępnie w komiksie Liga Niezwykłych Dżentelmenów: Czarne Akta, odgrywają tutaj niepoślednią rolę. Ich obecność to także naturalne odwołanie się do stylistyki niemieckiego ekspresjonizmu, skąd – za sprawą kina – wywodzą się owi herosi.

Duch X Muzy jest zresztą wyjątkowo uobecniony. Cała sceneria centralnego miasta rzeszy przypomina kadry z filmu Metropolis Fritza Langa. Monumentalizm i technicyzacja społeczeństwa fascynują, budząc także równoczesny lęk. Propagandowa działalność służyła przecież celom militarnym, a świat – pozornie nowoczesny – zbliżony był do barbarzyńskich tradycji oraz kultu śmierci. Charakter Berlińskich róż, pomimo jawnych aluzji do totalitarnych Niemiec, przywodzi na myśl jednak przede wszystkim satyrę i opowieść przygodową.

Utrwalenie wzmiankowanych wyobrażeń, to zasługa Kevina O’Neilla, jednego ze stałych współpracowników Czarownika z Northampton. Szata graficzna utkana jest z nieprawdopodobnych detali i intensywnych barw – najczęściej metalicznych, industrialnych odcieni. Bardzo estetyczna kreska dostrzegalna jest zarówno w dynamicznych pojedynkach pomiędzy Janni i Jackiem a śpiącymi komandosami Caligariego, jak i kadrach zajmujących czasem całe strony. O’Neill miał naprawdę wiele miejsca, aby przedstawić to specyficzne uniwersum.

Jedynym mankamentem albumu może być nie do końca przemyślany ruch translatorski. A właściwie jego brak. Część paneli jest nieprzetłumaczona, odbiorcy są zatem niejako zmuszeni, aby doświadczyć języka Goethego. Co prawda niektórych wydarzeń można się domyślić, inne są komentowane w języku polskim, jednak burzy to nieco przyjemność lektury. Bardzo udanym elementem całości jest zaś stylizowana na reportaż relacja z siedziby Janni Dakar i przedstawienie jej dalszych losów, podobnie jak miało to miejsce w Sercu z lodu.

Słynny duet Moore/O’Neill po raz kolejny udowodnił, że wyobraźnia napędzana symbolami kultury popularnej, może być wyjątkowo udaną treścią dla komiksowej formy. Podróże na legendarnym Nautilusie otwierają zarówno przed twórcami, jak i czytelnikami, wachlarz nieprawdopodobnych możliwości. Fantastyczne wrażenia po Berlińskich różach tylko wznieca zainteresowanie Rzeką duchów. Zdecydowanie warto poznać dzieje córki Nemo.