Moon Knight #1: Z martwych

Najdziwniejszy obrońca Nowego Jorku

Autor: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Moon Knight #1: Z martwych
Wśród superbohaterów zasiedlających uniwersa Marvela i DC Comics znaleźć można wiele interesujących postaci, które z tego czy innego powodu nigdy nie zdobyły popularności, na jaką zasługują. Jedną z nich jest Moon Knight. Lekko szalony bogacz, walczący dzięki wsparciu starożytnego boga, już od długiego czasu cieszy się sympatią co bardziej oczytanych miłośników komiksów, nigdy jednak nie zdołał się przebić do pierwszej ligi. Napisany przez Warrena Ellisa, a narysowany przez Declana Shalvey'a album pokazuje wyraźnie, ile potencjału tkwi w tym bohaterze.

Autor nie poświęca wiele czasu na ekspozycję służącą zapoznaniu nowych czytelników z tytułowym bohaterem, ale też wykonuje to zadanie w taki sposób, że w paru zdaniach udaje mu się streścić, czemu zasługuje on na nasze zainteresowanie. Mark Spector był kiedyś najemnikiem, ale został zdradzony i pozostawiony na śmierć, od której uratowała go interwencja Khonshu, egipskiego boga Księżyca. Od tamtego momentu, już jako tytułowy Moon Knight, wykorzystując gadżety sfinansowane z brudnych pieniędzy, walczy ze złem i... problemami z własną osobowością.

Spector, postać pojawiająca się w komiksach od kilkudziesięciu już lat, niemal zawsze wyróżniał się z grona innych herosów czasem mniej, a czasem bardziej podkreślanymi problemami psychicznymi, będącymi pokłosiem kontraktu z Khonshu. W jednej z poświęconych mu serii cierpiał na dysocjacyjne zaburzenie osobowości, w innej rozmawiał z poszczególnymi fragmentami jego rozszczepionej osobowości przybierającymi postać Kapitana Ameryki, Wolverine'a i Spider-Mana.

W Z martwych Mark cechuje się względnie stabilną osobowością, ale za to wykonuje swoją misję obrony miasta przed przestępczością pod trzema postaciami. Jako klasyczny, przypominający Batmana i posługujący się różnymi gadżetami Moon Knighta, zamaskowany i ubrany w biały garnitur, współpracujący z nowojorską policją detektyw Mr. Knight, oraz odziany w przeznaczony do walki przeciwko magii pancerz Obrońca Nocnych Wędrowców. Jest to ciekawe rozwiązanie, które pozwala go łatwo odróżnić od podobnych mu superbohaterów, ale przede wszystkim sprawdza się dzięki temu, że każdy z tych trzech wizerunków świetnie prezentuje się w akcji. A czasami faktycznie pierwsze wrażenie jest bardzo istotne, dlatego już od pierwszych kadrów z udziałem Mr. Knighta czuć, że jest to facet, który poradzi sobie z każdym wyzwaniem.

Recenzowany album podzielony został na sześć krótkich, luźno powiązanych z sobą historii. Autorzy nawet nie silili się na próby skonstruowania ciągnącego się przez dłuższy czas głównego wątku. Zamiast tego przedstawili epizody z życia Moon Knighta pod jego różnymi postaciami, aby dać czytelnikom przedsmak tego, czego można się spodziewać po protagoniście. Główny bohater stanie więc naprzeciwko kryjącego się pod ziemią seryjnego zabójcy i uratuje porwaną dziewczynę z rąk gangsterów, jak i powstrzyma upiornych punków atakujących przechodniów nocą.

Jednym z ciekawszych cech tej postaci jest fakt, że jego działalności nie da się łatwo skatalogować. Może zatem być głównym bohaterem tak przyziemnych historii o przestępcach, jak i przygód z duchami w roli głównej – wszystko zależy od fantazji odpowiedzialnych za fabułę autorów. Na cale szczęście Ellis zdaje sobie sprawę, że siła Moon Knighta tkwi przede wszystkim w jego wszechstronności. Sam Spector jest dość intrygującym człowiekiem i choć jego przeszłość nie odgrywa większej roli w fabule, to już po samych aluzjach na jej temat wyłania się obraz bohatera dręczonego przez swoje dawne porażki, walczącego ze złem, ponieważ nie zostało mu w życiu nic innego. Aż ma się ochotę sięgnąć po wydawane wcześniej komiksy z Moon Knightem, aby przekonać się, jakim herosem był kiedyś.

Równie istotną rolę, co sposób opisania perypetii współczesnego wysłannika egipskiego boga, odgrywa forma, w jakiej zostały one zaprezentowane. Za sprawą Declana Shalvey'a Z martwych wygląda po prostu wyśmienicie. Pomimo tego, że przez zdecydowaną większość czasu pozostaje on zamaskowany, już po samej posturze Moon Knighta wyraźnie widać, jak się czuje i co próbuje przekazać. Z kolei jego niemal całkowicie białe stroje kontrastują z wylewającym się z kolejnych stron mrokiem lub innymi nasyconymi barwami, co sprawdza się przede wszystkim podczas scen akcji, cechujących się rzadko widywaną w komiksach dynamiką i estetyką. Wykreowana tu atmosfera jest czasem ponura, czasem psychodeliczna, ale przede wszystkim charakteryzuje się niezaprzeczalnym stylem.

Moon Knight #1: Z martwych to komiks co najmniej dobry, ale po jego lekturze pozostaje pewien niedosyt. Epizody tu przedstawione są zbyt krótkie, aby były w stanie zapaść czytelnikom w pamięci, przez co ma się ochotę przeczytać jakąś konkretniejszą, dłuższą historię. Można jednak przyjąć, że właśnie taka była intencja autorów, którzy uznali za istotniejsze przedstawienie Marka Spectora nowym czytelnikom, zamiast rzucać ich od razu na głęboką wodę. Trzeba zatem przyznać, że odnieśli na tym polu sukces. Przewracając ostatnią stronę, ma się od razu chęć sięgnięcia po następną część. Ja z całą pewnością będę czekał na premierę kolejnego tomu Moon Knighta. Mam nadzieję, że będzie on równie intrygujący jak pierwszy, a że wprowadzenie mamy już za sobą, przedstawi przy tym rozrysowane na dłużej niż dwadzieścia stron wątki. Zwięzłe opowiastki są miłe, ale rozbudzają apetyt na więcej.