Monstressa #6. Przysięga

Atmosfera się zagęszcza

Autor: Daga 'Tiszka' Brzozowska

Monstressa #6. Przysięga
Monstressa pokazała już, że ma dość nierówne tempo narracji – po tomach pełnych akcji otrzymujemy często te nudniejsze. Piąty album był naszpikowany wydarzeniami, więc prawem serii szósty powinien być przegadany, tak? Otóż nie!

Najnowsza odsłona cyklu, Przysięga, paradoksalnie zawiera aż za dużo akcji. Ale nie tylko: Marjorie Liu, scenarzystka, postanowiła zafundować czytelnikom pewną odmianę, dosłowny niemal skok w bok od głównego, rozbuchanego wątku. Po kolei jednak.

Te “zboczenia” z drogi to dwa pierwsze rozdziały komiksu, pojedyncze historie, opowiadające o przeszłości lisiczki Kippy i Maiko Półwilk. Sentymentalne, ale też pośrednio wiążące się ze znaną nam większą fabułą, pozwalają na chwilę wyciszyć czytelnicze nerwy skołatane natłokiem wydarzeń w poprzednim tomie – i przed tym, co czeka nas w aktualnym. Jednocześnie obie opowieści mają pewien cel: służą lepszemu zrozumieniu działań postaci, pozwalają poznać je z nieco innej strony. Kippa nie zawsze była przedwcześnie dorosłym dzieckiem, a Maiko nie zawsze była zgorzkniałą kobietą wrzuconą w środek wojny; miały rodziny i przyjaciół. To miła odskocznia od zasadniczej części Monstressy i powinna spodobać się większości czytelników.

Ale gdy ten moment odpoczynku się kończy, wracamy w samo centrum krwawego konfliktu. W jednym miejscu, u murów obleganego terytorium, zbiera się większość istotnych dla fabuły postaci: czarownice Cumaea, chwytające uciekających Arkanijczyków, by uzupełnić zapasy magicznego “paliwa” wytwarzanego z ich ciał, lilium; pojawia się Tuya – była przyjaciółka Maiko – wraz ze swoją żoną, dowodzącą wrogą armią. Sojusznicy Półwilk i Zinna – Corvin, Kippa, Ren i inni – gromadzą się, by odpierać ataki. Nawet pół-bogini Vihn oraz ojciec Maiko przewijają się gdzieś na obrzeżach tego konfliktu. Jak możecie sobie wyobrazić, dzieje się naprawdę dużo – do tego stopnia, że część wątków zostaje nieomal porzucona.

Tak jest. Porzucona. Liu skupia się na Maiko i Zinnie oraz kulminacyjnej walce, pojedynku Maiko z pewną znaną już czytelnikom potężną postacią, podczas którego dochodzi do tytułowej przysięgi. Z tego powodu Kippa i Corvin dostają zaledwie kilkanaście kadrów, a inne postaci poboczne, jak Ren, pojawiają się jedynie na chwilę, czasem na ledwo 1–2 kadrach. Szkoda – bohaterowie zawsze byli mocną stroną Monstressy i potraktowanie ich tak po macoszemu może budzić żal. Szczególnie gdy zorientujemy się, że sama wspomniana walka, która zajęła kilkanaście stron, mogłaby być krótsza – a to miejsce można by poświęcić na rozwinięcie zepchniętych na margines wątków.

Rysunkowo jest – jak na tę serię – średnio. Pierwsze tomy Monstressy zachwycały barokowością rysunku, liczbą detali, tłami. Im dalej, tym Sana Takeda zdawała się bardziej męczyć rysowaniem, często idąc na skróty, a nawet popełniając błędy (jak np. dłoń z sześcioma palcami u jednego z bohaterów). W Przysiędze został utrzymany poziom z poprzedniego albumu: tła są proste, czasami niemal nieistniejące, ale postaci oddane dość detalicznie, a na większych kadrach ich stroje i akcesoria nadal mogą zachwycić. Gorzej nieco wypada przedstawienie akcji: pojedynek Maiko momentami jest nieczytelny, trudno zgadnąć, co dokładnie dzieje się na poszczególnych kadrach. Czy to artystka nie radzi sobie z takimi scenami? Czy może to kwestia braku czasu? Trudno powiedzieć, dość, że w tym aspekcie mogło być lepiej.

Ogółem Przysięga to niezły album. Jest kilka potknięć – jakby Liu nie radziła sobie z dużą liczbą postaci na raz, a Takeda ze scenami akcji – ale poza tym trzyma poziom. Na dodatek rozwój wydarzeń sugeruje, że powoli zbliżamy się ku końcowi tej opowieści: wszystkie wątki się łączą, przynajmniej geograficznie, bohaterowie się zbierają, a atmosfera się zagęszcza. Zdecydowanie nadal jest to świetnie pomyślane fantasy, po które warto sięgnąć.