Monstressa #1: Przebudzenie

Wiedźmy i maskotki

Autor: Camillo

Monstressa #1: Przebudzenie
Monstressa może poszczycić się branżowymi nagrodami Eisnera, a także statuetkami Hugo dla najlepszej powieści graficznej. I o ile strona wizualna rzeczywiście zasługuje na uznanie, to przy nagradzaniu scenariusza kapituły obu nagród wyraźnie poniosło.

Opowieść Marjorie Liu (scenariusz) i Sany Takedy (rysunki) zabiera nas do świata, gdzie toczy się konflikt między rządzonym przez wiedźmy Zakonem Cumaeńskim, a zamieszkanym przez przypominających pluszowe maskotki nieludzi Królestwem Arkanii. Na podstawie lektury pierwszego tomu trudno powiedzieć, czego dotyczy spór, ale w normalizacji stosunków na pewno nie pomaga fakt, że wiedźmy porywają i zabijają arkanijskie dzieci, by pozyskać z nich drogocenne lilium. Do mieszczących się pod izbami tortur lochów trafia także główna bohaterka Monstressy, nastoletnia Maika. Tutaj wiedźmy czeka jednak niespodzianka – okazuje się, że w ciele Maiki zamieszkuje potężny byt, który dodaje dziewczynie mocy, a po przejęciu nad nią kontroli zabija wszystko co znajdzie dookoła.

Niespodzianki nie uniknie niestety także czytelnik, który liczyłby, że umieszczone na okładce obietnice "niezwykłej" czy "przepięknie opowiedzianej" historii to coś więcej niż puste hasła. Z biogramu na końcu tomu możemy dowiedzieć się, że Marjorie Liu jest autorką siedemnastu książek, ale trudno w to uwierzyć. Monstressa jest fatalnie napisana – dialogi są pompatyczne i męczące, narracja Maiki ponura i patetyczna, a do tego zupełnie niepotrzebna, ponieważ nic nie wnosi do fabuły. Ponadto autorka ma wyraźne problemy z ekspozycją fabuły i prezentacją świata. Przez kilkadziesiąt pierwszych plansz trudno zrozumieć, co się dzieje i jakie są cele bohaterów, nie mówiąc o założeniach rządzących uniwersum. Później jest lepiej, ale świat to nadal w większości białe plamy, a zachowania postaci często odbiegają od logiki.

Warsztat pisarski Liu nie stoi na najwyższym poziomie, ale jej pomysły są jeszcze gorsze. Już sama koncepcja torturowania dzieci, by pozyskać z nich życiodajną substancję to nie jest motyw, którego spodziewalibyśmy się po scenarzystce nagradzanej Hugo i Eisnerem. Dziwi także sposób ukazania postaci pod kątem płci. Większość kobiet to brutalne żołnierki i przywódczynie, które intrygują, mordują i znęcają się nad słabszymi, dopóki same nie zostaną zabite przez Maikę lub zamieszkującego jej ciało potwora. Mężczyzn zaś właściwie nie ma – jedynym samcem, który odgrywa w fabule większą rolę, jest wspomniane monstrum. Obok gadającego kota i sympatycznej lisiej dziewczynki, potwór jest zarazem jedyną postacią, która budzi zainteresowanie. Zdecydowanie nie wzbudza go główna bohaterka, która jest aż do przesady silna, doskonała i mroczna.

Rysowniczka serii nie stanęła więc przed łatwym zdaniem, ale praca Sany Takedy zasługuje na wszystkie otrzymane nagrody. Mimo dziwaczności przedstawionego świata na planszach dominuje realistyczny obraz ze starannie zachowaną anatomią ciał i niemal fotograficzną dokładnością przy prezentowaniu twarzy, a także pełną detali kreacją wnętrz i budynków, widocznych zwłaszcza na większych kadrach albo całostronicowych ilustracjach. Rysowniczka świetnie potrafi też oddawać dynamikę ruchu, dzięki czemu liczne sceny walki są nie tylko efektowne, ale i w pełni czytelne. Obrazy, na których Maika przemienia się w potwora, walczy z potężną inkwizytorką, albo ciska w przeciwniczki prowizorycznym oszczepem z rogu wyrwanego jednorożcowi, robią wrażenie i przynajmniej częściową rekompensują mielizny fabularne.

Nie zmienia to faktu, że jako opowieść pierwszy tom Monstressy jest dużym rozczarowaniem. Zaskakuje zresztą duży rozrzut skali talentów między autorkami. Sana Takeda ze swoimi umiejętnościami zasługuje na ilustrowanie ciekawszych scenariuszy, a Marjorie Liu zamiast prowadzić kursy kreatywnego pisania powinna na razie sama na nie uczęszczać.

 

Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie albumu do recenzji