Młodzi Tytani. Raven

Trudne relacje z ojcem

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Młodzi Tytani. Raven
Seria Młodzi Tytani, jak sam tytuł wskazuje, traktowała o młodocianych superbohaterach. Najnowsza odsłona przygód herosów, a konkretnie Raven, jest szczególną publikacją: nie tylko traktuje o nastolatce, ale też jej treść skierowana została do grupy wiekowej dopiero wchodzącej w wiek dorastania.

Rachel Roth chciałaby być normalną nastolatką; posiadać rodzinę, przyjaciół, codziennie chodzić do szkoły, by przeżywać wzloty i upadki właściwe dla rówieśników. Zamiast tego dziewczyna cierpi na amnezję, mieszka z adopcyjną matką i przybraną siostrą, a raz na jakiś czas śni się jej demon, którego głos słyszy też na jawie. Jakby tego było mało, wypowiadając życzenie potrafi skrzywdzić rówieśników. I jak tu żyć, panie premierze?

Obok albumu Catwoman, recenzowana Raven to druga pozycja z serii dedykowanej odbiorcom 13+. Żeby jednak była jasność, nie jest to ograniczenie wiekowe, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni za sprawą kinematografii, lecz wskazówka, że seria powstała z myślą – ni mniej, ni więcej – o nastolatkach. Scenariusz, a zwłaszcza dialogi oraz wizualizacja, zostały dopasowane tak, by trafić do tej właśnie grupy docelowej.

Początek wskazuje zresztą na zupełnie niezły komiks: intryga z miejsca zostaje zawiązana, równie szybko i co najważniejsze sprawnie budowany jest klimat okultystycznej tajemnicy. Atmosfery dopełnia niejasna rola, jaką odegrać mają przybrana matka i siostra bohaterki, wiedzące więcej niż można przypuszczać, że powinny. W tym wszystkim osadzono Rachel: otwartą na nową rodzinę, ale jednocześnie zagubioną, nierozumiejącą zachodzących wokół niej zjawisk.

Po takim zawiązaniu można by oczekiwać, że rozwinięcie będzie równie atrakcyjne. Niestety, scenarzystka, Kami Garcia, korzystając z języka używanego podczas kulinarnych show, za bardzo przeciągnęła danie. Niby pogłębia psychologię bohaterki, ale trzeba być naprawdę nieuważnym czytelnikiem, by nie poukładać w głowie fabularnych puzzli, nim Garcia oficjalnie odsłoni swój zamysł. Wpływa to na przyjemność płynącą z lektury, zwłaszcza że finał jest dokładnie taki, jakiego należało się spodziewać.

Oczywiście całość od początku do końca została napisana z myślą o nastolatkach, tak w warstwie językowej, jak i slangowych powiedzeniach czy definiowaniu gadżetów. Ten wymiar podkreślany jest dodatkowo przez oprawę graficzną, która zapewne przypadnie do gustu wielu młodszych odbiorcom, jednak z perspektywy dorosłego czytelnika ilustracje Gabriela Picolo nie mają zbyt wiele do zaoferowania.

Ten komiks powstał z myślą o ściśle określonej grupie docelowej i prawdę pisząc widziałbym go jako medium tylko dla grona nastolatków, dla których forma i treść Raven jest dokładnie tym, czego poszukują. Komiks może posłużyć też jako narzędzie, dzięki któremu kolejne dusze zostaną pozyskanie, jednak nie na rzecz istoty, o której nie wypada tutaj pisać, lecz na chwałę komiksowego hobby. Obawiam się jednak, że już dla oczytanej młodzieży album raczej nie będzie dysponował na tyle wieloma atutami, by po niego sięgnąć, o dorosłych nie wspominając.