Mity Cthulhu

Dla wyznawców i adeptów

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Mity Cthulhu
Jedno pytanie od wielu lat mnie nurtuje: czy Lovecraft miał świadomość, że wymyślając Przedwiecznych, zapewni inspirację i pożywkę dla kolejnych pokoleń pisarzy, scenarzystów, projektantów gier oraz grafików? Cóż, raczej nie doczekam się odpowiedzi, natomiast faktem jest jego niepodważalny wpływ na szeroko rozumianą fantastykę.

Cthulhu w komiksie występował dotychczas najczęściej epizodycznie i raczej w formie nawiązań do twórczości amerykańskiego pisarza. Dlatego też z otwartymi rękoma przyjąłem pięknie wydane Mity Cthulhu, adaptację opowiadań, którą z prozy na komiksowe kadry przelali Argentyńczycy, Norberto Buscaglia (adaptacja) oraz Alberto Breccia (ilustracje). W albumie czytelnicy znajdą historie, które pierwotnie zawarte zostały w zbiorach Zew Cthulhu, Coś na progu oraz W górach szaleństwa.

Zresztą już od pierwszego kontaktu czytelnik ma świadomość obcowania z rzeczą wytworną: świetnej jakości papier kredowy, szycie oraz porządna, sztywna okładka podkreślają rangę wydania. I zachęcają jednocześnie do lektury.

Mitów Cthulhu zdecydowanie nie wolno zaliczyć do klasycznych komiksów. Dialogów, a co za tym idzie charakterystycznych dymków, jest tutaj jak na lekarstwo. Dominuje książkowa narracja, zwłaszcza opisy wydarzeń oraz miejsc, jak również sekwencje koncentrujące się na retrospekcjach. Scenarzysta – czy może raczej adaptator – nie szczędził przy tym tekstu, tak więc można zapomnieć o szybkim przerzucaniu kartek w oczekiwaniu na Przedwiecznego. Jest wręcz przeciwnie, należy przebić się przez duże połacie tekstu, co w gruncie rzeczy jest dobrym rozwiązaniem, bowiem świat wymyślony przez amerykańskiego pisarza staje się bardziej zrozumiały, dostrzegalna jest też dzięki temu kompleksowość i rozmach jego zamysłu.

Należy podkreślić, że komiksową adaptację twórczości Lovecrafta czyta się bardzo dobrze, nawet jeśli nie za szybko. Z kart przebija się ciężki, mroczny klimat, potęgowany przez grafiki Roberto Brecci. Czarno-białe szkice sprawiają wrażenie, jakby miejscami uzupełniane były przez technikę akwareli, innym razem schodzą do większej dokładności dzięki precyzyjnemu użyciu ołówka. Czasami można też odnieść wrażenie, że wykorzystano metodę fotomontażu. Tam, gdzie ilustracje przedstawiają ludzi, Breccia rysuje szczegółowo, ale im bardziej demoniczne – czy może raczej tajemnicze – są kadry, tym detali jest mniej, a na znaczeniu zyskuje wyobraźnia odbiorcy.

Niedopowiedzenia i tajemnice, tak w sferze scenariusza, jak i ilustracji, spełniają ważną funkcję. Czytelnik goni króliczka, pragnąc, by Przedwieczni objawili swoje lico, by wszystkie informacje zostały wyłożone. Tak się oczywiście nie dzieje, nawet jeśli np. Zew Cthulhu daje posmakować fizycznej potęgi Przedwiecznych. W większości jednak przypadków musimy posługiwać się wyobraźnią i im bardziej się zaangażujemy, tym lektura będzie atrakcyjniejsza.

Imponującą pracę wykonała tłumaczka, Iwona Michałowska-Gabrych. Bynajmniej nie chodzi tylko o to, że w przedmowie naświetliła komplikacje towarzyszące tłumaczeniu z hiszpańskiego, które było obciążone nieścisłościami jakie wkradły się do przekładu z angielskiego. Udało jej się nie tylko wyprostować błędy, ale przede wszystkim oddać ciężki, przytłaczający, ociekający okultyzmem – choć taki zwrot nie do końca pasuje do mitologii Cthulhu – klimat literackiego pierwowzoru.

Komiks pełni więc dwojaką funkcję: miłośnicy prozy Lovecrafta otrzymali graficzną wariację, w oczywisty sposób wizualizującą opowiadania, które narodziły się w głowie Amerykanina. Po rozmaitych grach planszowych to kolejny kamyczek, który traktuje o Cthulhu, ale nie uwodzi turlaniem kości i pastelowymi barwami, lecz czaruje komiksową plastyką. Z kolei osoby dotychczas niemające styczności z mitami otrzymały kapitalną okazję, by poznać temat i być może zaprzyjaźnić się z nim na dłużej. Tak czy inaczej to prawdziwa sytuacja win-win, gdzie każdy będzie się dobrze bawił. Zdecydowanie warto poznać komiksowe Mity Cthulhu.