Miecz Ardeńczyka

Zło ma różne oblicza

Autor: Camillo

Miecz Ardeńczyka
Gdy zło pojawi się na horyzoncie, naprzeciw wyjdą mu bohaterowie maszerujący ramię w ramię. Braterstwo doda im sił, a ich odwaga i prawość zatriumfują nad ciemnością... Tak w każdym razie mówią legendy. Czy przedstawiona w nich wizja walki ze złem nie jest jednak odrobinę naiwna?

Miecz Ardeńczyka pokazuje, że nie wszystko jest takie proste jak w legendach. Opowieść napisana i narysowana przez Etienne'a Willema zabiera nas do świata trzech zwaśnionych królestw – Bohanu, Berbetani i Valdoru. Przed laty zjednoczyły się one w walce z Nuhym, Panem Ciemności. Od pokonania tego strasznego przeciwnika minęło już jednak dwadzieścia lat i sojusz zdążył się rozpaść. I choć coraz częściej pojawiają się złowieszcze znaki świadczące, że Nuhy może powrócić i znów próbować przejąć władzę nad światem, władcy trzech królestw wolą koncentrować się na rywalizacji handlowej

Tymczasem w jednej z bohańskich wiosek młody Garen uczy się władać mieczem pod okiem Ardeńczyka, bohatera wojny z Nuhym. Lekcje jednak na niewiele się zdają, gdy wioska zostaje zaatakowana przez wyznawców Pana Ciemności. Napastnicy zabijają mieszkańców, mordują Ardeńczyka i kradną jego słynny miecz. Garen jako jedyny ocalały próbuje dotrzeć do króla, aby opowiedzieć o zbrodni. W tym samym czasie w innych częściach królestwa dochodzi do ataków na sanktuaria, w których strzeżone są fragmenty czarnej zbroi Nuhy'ego, podzielonej niegdyś przez zwycięzców. Podania głoszą, że gdy znów zostanie złożona w jedno, Pan Ciemności zstąpi z piekła, aby ponownie ją przywdziać.

Z Mieczem Ardeńczyka wiążą się dwa zaskoczenia. Pierwsze to docelowy odbiorca komiksu. Młody wiek głównego bohatera, sympatycznie wyglądające zwierzątka zamiast ludzkich postaci, a także mięciutka kreska, jaką narysowany jest komiks, sugerują opowieść dla dzieci. Lepiej jednak trzymać album z dala od wzroku najmłodszych, bo nabite na pal odcięte głowy, wiszące na murach zwłoki czy żołnierze próbujący w bitewnym zgiełku zgwałcić pojmaną kobietę to raczej nie są sceny, które chciałoby się pokazać kilkulatkom. Przemocy jest sporo, ale nawet gdyby nie ona, to i tak sama opowieść zawiera kilka zwrotów akcji, które dla dzieci mogłyby być trudne do zaakceptowania.

Druga niespodzianka dotyczy właśnie fabuły. Początkowo wszystko wskazuje, że będziemy śledzić kolejną sztampową historię o walce dobra ze złem. Garen dociera na dwór, gdzie poznaje dawnych towarzyszy Ardeńczyka – sprytnego, choć nieco podstarzałego lisa Grimberta, silnego, ale niezbyt bystrego niedźwiedzia Artusa oraz piękną i tajemniczą Łasiczkę. Razem zabierają się do walki z siłami ciemności, próbując powstrzymać wyznawców Nuhy'ego i zsyłane przez niego cienie przed gromadzeniem kolejnych fragmentów zbroi. Willem dość szybko komplikuje jednak opowieść, wprowadzając wiele postaci pobocznych, często nawiązując do wydarzeń z przeszłości, mieszając intrygi i doprowadzając do konfliktów między wiodącymi bohaterami. W efekcie historia szybko zaczyna zaskakiwać i jest to zaskoczenie pozytywne.

Francuski autor okazuje się biegłym scenarzystą i rysownikiem. Dobrze potrafi połączyć szybkie tempo akcji z budowaniem skomplikowanego tła opowieści. Ma też niewątpliwy talent do kreowania postaci, które nawet po jednokrotnym pojawieniu się na planszy szybko zapadają w pamięć, co umożliwia umieszczenie w opowieści dużej liczby bohaterów i złożonych relacji między nimi. I choć Willem postawił na antropomorficzne zwierzęta, to są one bardzo ludzkie, a ich szczegółowa i ekspresyjna mimika musiała kosztować autora sporo pracy. Podobnie jak złożone tła czy detale ubiorów i zbroi, których pełno na kolejnych kadrach. Miecz Ardeńczyka i fabularnie i graficznie zawiera dużo atrakcji i z wielu względów wart jest polecenia.

Jedyne, co budzi wątpliwości, a zarazem najmocniej zapada po lekturze w pamięć, to zakończenie tej opowieści. Jest ono mocno przewrotne i wyraźnie odbiega od tego, co widujemy zazwyczaj w tego typu historiach. Ale z drugiej strony jego logika jest dość daleka od wiarygodności. Czy to w ogóle miało prawo się udać? Na to pytanie każdy czytelnik powinien już sobie odpowiedzieć sam.