Mercy #2. Łowcy, kwiaty i krew

Nie ma tak, że dobrze albo niedobrze

Autor: Daga 'Tiszka' Brzozowska

Mercy #2. Łowcy, kwiaty i krew
Drugi tom Mercy to fabularny chaos. Bohaterowie nieco się miotają, my nie wiemy, co się dzieje, a konkluzji czy odpowiedzi na liczne przecież pytania nie widać na horyzoncie – ale w sumie nie szkodzi.

Jeśli pamiętacie, w pierwszym tomie poznaliśmy lady Hellaine, tajemniczą piękność, jaka właśnie sprowadziła się do – delikatnie mówiąc – prowincjonalnego Woodsburgh, którego jedynymi wyróżnikami są: zawalona kopalnia i legenda o krążącym po uliczkach potworze. Na początku tomu drugiego już dobrze wiemy, że wspomniana kopalnia jest istotna dla akcji, a lady Hellaine oraz jej lokaj zdecydowanie nie są ludźmi – ich ciała zamieszkują pożerające mózgi pasożyty przypominające przedziwną roślinę. Bohaterowie wpadają w kłopoty: wytropili ich wywodzący się najwyraźniej z indiańskich plemion łowcy, którzy poświęcili życie na znalezienie sposobu pozbycia się makabrycznych stworów. Dość powiedzieć, że w Łowcach, kwiatach i krwi trup ściele się gęsto. 

Najmocniejszą stroną tej serii jest rysunek. Mirka Andolfo nie zawodzi pod tym względem ani odrobinę. Każdy kadr cieszy oko, kolory są doskonale dobrane do atmosfery grozy i wszechobecnej śmierci – i nie mówię tu wcale o czerni; przeważają biele, fiolety, sinoniebieski. Postaci są, nie przymierzając, śliczne, tła całkiem dopracowane. Sceny akcji (czy też: zabójstw i/lub tortur) również nie pozostawiają wiele do życzenia. Ogółem to naprawdę bardzo ładny komiks, który warto czytać, chociażby dla grafiki.

Jednocześnie o warstwie fabularnej trudno powiedzieć aż tyle dobrego. Zagadka morderczych, świadomych pasożytów jest frapująca, ale w drugim tomie nie zbliżamy się do jej rozwiązania o więcej niż krok czy dwa. Historia samej lady Hellaine pozostaje ciekawa, jednak w tym momencie składa się głównie z białych plam, a rozwój postaci raz postępuje (jak przy adopcji dziewczynki), raz wpada w regres (jak w scenie pod koniec drugiego tomu). Widać, że rozrzucona po pomniejszych historyjkach postaci intryga powoli zaczyna się konsolidować, mimo to trudno powiedzieć, czy uda się satysfakcjonująco to wszystko połączyć i rozwiązać w ostatnim – trzecim – tomie. Ogółem w tym momencie pytań mamy nawet więcej niż na początku.

Nie zrozumcie mnie opacznie – nie jest źle ani nudno. Powiedziałabym, że raczej ciekawie i intrygująco, jednak nie bez problemów. Największym jest wspomniana obawa o brak przestrzeni na dobre domknięcie historii, ale wśród pomniejszych można wymienić chociażby niedostateczną “horrorowatość” Mercy – początkowo pozycjonowanej właśnie jako historię grozy – czy fragmentaryczność wątków. Na szczęście rysunek ratuje te niedostatki – ten komiks to wyraźny przykład dominacji formy nad treścią.

Ogółem pokładam spore nadzieje – chociaż nie bez lęku – w ostatnim tomie, który ukaże się nakładem Non Stop Comics jeszcze w styczniu. Widać ogromne postępy Andolfo jako scenarzystki, intryga jest całkiem interesująca, tajemnice pociągające, a postawienie w centrum historii postaci, jakby nie patrzeć, negatywnej to miła odmiana. Tak więc polecam!