Marvel Now! Original Sin. Grzech pierworodny: Who Shot The Watcher? (wyd. zbiorcze)

Nie wierz nikomu

Autor: Shadov

Marvel Now! Original Sin. Grzech pierworodny: Who Shot The Watcher? (wyd. zbiorcze)

Ziemscy superbohaterowie i antybohaterowie jeszcze raz muszą zmierzyć się z nadciągającym niebezpieczeństwem. Kiedy tajemniczy informator naprowadza ich na dziwne ślady, nie zdają sobie sprawy, że wplątali się w grę, której jeszcze nie rozumieją.

Na Księżycu w siedzibie potężnego Watchera dzieją się niepokojące rzeczy. Wygląda na to, że ktoś lub coś przywłaszcza sobie jego moc i wiedzę. Tuż potem na Ziemi Kapitan Steve Rogers, Natasha Romanoff, Hugh Logan i Nick Fury zostają wezwani przez Thora na Księżyc. Okazuje się, że Watcher został zabity.

Pierwsze zeszyty – Point One #1 i Original Sin #0 – jako prolog spisują się świetnie. W sposób ciekawy i nostalgiczny pozwolają poznać i zrozumieć naturę mieszkającego na Księżycu tajemniczego bytu, zwanego Uatu – przedstawiciela jednego z najstarszych gatunków w kosmosie, za cel stawiających sobie wyłącznie obserwowanie wszystkich galaktycznych wydarzeń. To tutaj, wraz z Novą zagłębiamy się w skomplikowaną historię Watchera, przeżywając smutne i przygnębiające wspomnienia z jego przeszłości. A to dopiero początek równie zajmującej opowieści, liczącej sobie jeszcze osiem zeszytów (Orginal Sin #1–8).

Dopiero w kolejnym, Orginal Sin #1, zderzamy się z obecną linią wydarzeń, czyli śledztwem superbohaterów w związku ze śmiercią Watchera. Grzech pierworodny to historia, w której scenarzyści Ed Brubaker, Mark Waid i Jason Aaron podeszli do tematu z dużym zaangażowaniem. Sprawili, że przygody ziemskich peleryniarzy są tajemnicze, intrygujące i pełne akcji. Fabularna karuzela bez trzymanki, którą podziwiamy w zbiorczym albumie od Egmontu, nie daje czytelnikowi ani chwili oddechu – pojawia się mnóstwo pytań, a superbohaterowie (nie tylko Avengers), znajdują kolejne poszlaki odnośnie tajemniczej śmierci księżycowego mieszkańca. Później, kiedy herosi odkrywają, kto był głównym prowodyrem ostatnich wydarzeń, wszystko zaczyna zmierzać ku nieubłaganej konfrontacji. Dlatego Orginal Sin zachwyca przede wszystkim dzięki historii, pełnej niespodzianek i zwrotów akcji. 

Fabuła Grzechu pierworodnego jest niezwykle szybka, mimo że początkowe dwa zeszyty są utrzymane w spokojniejszym tonie. Zauważalny jest za to dynamizm cechujący większość wydarzeń – jest wybuchowo, głośno i zaskakująco. Pierwszy większy zwrot akcji pojawia się już w końcówce drugiego rozdziału – Kto trzyma oko?. Nie obeszło się również bez finałowej, efektownej bijatyki z udziałem sporej grupki peleryniarzy. 

Przy lekturze nie sposób się nudzić, jest tyle postaci, że skazani jesteśmy na słowne potyczki, niedopowiedzenia, groźby i dowcipy, które dodatkowo uderzają w kruchy sojusz utworzony między bohaterami celem znalezienia zabójcy. Na ponad dwustu stronach komiksu przewija się całe mnóstwo dobrze znanych fanowi Marvela superludzi, zaczynając od Avengersów, a kończąc na Czarnej Panterze i Ant-Manie. Wszyscy odgrywają mniej lub bardziej znaczące role. W efekcie poznajmy historię z kilku różnych perspektyw, lepiej rozumiejąc motywy kierujące postaciami.

Najbardziej przyciąga jednak strona graficzna. Pierwszy zeszyt Point One #1 w kresce Javiero Pulido i kolorach Javiera Rodrigueza, przywołuje na myśl stare wydania komiksowe, gdzie królowały jaskrawe kolory i lekko niechlujna kreska. Bardziej widowiskowo prezentują się plansze w kolejnym rozdziale – Orginal Sin #0 – z rysunkami Jima Cheunga oraz Paco Mediny i kolorami Justina Ponsora. Panowie stworzyli wyraziste i dynamiczne kadry, w których z przyjemnością podziwia się zmagania bohaterów. Zwłaszcza świetnie poradził sobie Ponsor, który umiejętnie operuje odcieniami.

Najlepiej jednak wygląda część z rysunkami Mike'a Deodato i kolorami Franka Martina. Opowieść w ich wykonaniu ma niepowtarzalny klimat, gdzie królują ciemne plansze, z białym konturem i świetnymi ujęciami. Już w pierwszych scenach zwraca uwagę podział komórek na stronie, te często są przechylone, lub wychodzą poza utarte ramy tworząc efekt 3D. Równie solidnie i efektownie nakreślili wszelkie sceny walki. Są one proporcjonalnie wyważone i tworzone z dużym rozmachem. Podobnie jak całostronicowe plansze wypełnione detalami, przyciągają czytelnika na kilka dłuższych chwil. Bardzo ciekawy zabieg kolorystyczny twórcy zastosowali we fragmentach będących retrospekcjami. Lekko rozmazane kontury i przejaskrawione, wręcz wybielone kolory tworzą mistyczny, magiczny klimat. Oglądając ma się wrażenie, że znajdujemy się w sennej marze bohatera, gdzie ten jak przez mgłę jeszcze raz odtwarza wspomnienia.

W albumie Orginal Sin. Grzech pierworodny ciężko znaleźć wady. Scenarzyści stworzyli świetną i dobrze rozpisaną opowieść, która cały czas dostarcza czytelnikowi nowych wrażeń i ani przez chwilę nie nudzi. Podobnie jest ze stroną graficzną, przyciągającą niczym magnes. Przy podziwianiu uszczegółowionych i dopracowanych w drobnych detalach rysunków dialogi nie raz schodzą na drugi plan.