Marvel Now! 2.0 Doktor Strange (wyd. zbiorcze) #04

Event jakich wiele

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Marvel Now! 2.0 Doktor Strange (wyd. zbiorcze) #04
Wskrzeszenie ludności całego miasta? Nie takie rzeczy widywaliśmy w uniwersum Marvela? Podobne działania niosą ze sobą jednak niepożądane konsekwencje.

Doktor Strange zakłóca przygnębiające przemówienie Falcona o tragicznych skutkach wojny, która pochłonęła całe Las Vegas, włącznie z mieszkańcami niedawnego symbolu hazardu. Nie wdając się w dyskusje z innymi bohaterami, Mistyk postanawia użyć swoich mocy, aby przywrócić do życia zmarłych, a ruiny budynków na powrót zamienić w piętrzące się wieżowce. Skutki uboczne takiego działania okazują się tragiczne – pośrodku miasta pojawia się Hotel Inferno o którym zawiaduje sam Mephisto. Demon zaczyna wtrącać do swojego piekła za najdrobniejsze przewiny – wszystkich bez wyjątków. Nawet członkowie Avengers – Thor, Falcon, Hawkeye, Czarna Pantera – trafiają do przybytku Mephisto. Sam Strange musi pokonać diabła w jego rozgrywce.

W czwartym tomie Doktora Strange'a na pierwszy plan wysuwa się nie tytułowy bohater, lecz jego towarzysz Wong. Dzieje się tak, ponieważ przewodni scenarzyści – Nick Spencer i Donny Cates – biorą na tapetę właśnie przyjaźń pomiędzy Stephenem i innymi postaciami, na czele ze wspomnianym Wongiem, duchem Batsa, Cleą i Zelmą. Jestem jednak daleki od stwierdzenia, że autorom udało się rozpisać dobrą historię z ciekawymi relacjami. W gruncie rzeczy to event superhero, w którym twórcy najbardziej napocili się kombinując, jak upchnąć na kartach komiksu pokaźne grono marvelowych figur. Reprezentacja herosów owszem, robi wrażenie: Thor, Hawkeye, Iron Fist, Blade, Moon Knight i Ghost Rider to i tak nie wszystkie znajome twarze pojawiające się w komiksie. Większość z nich pozostaje obojętnych i pełni funkcje bardziej dekoracyjne, choć akurat występ Ghost Ridera może się podobać. Rozczarowująca okazała się nijaka wizja piekła na ziemi – tym bardziej że owym piekłem stało się słynne Las Vegas, miasto grzechu. Co więcej, rozwiązanie konfliktu Mephisto i Strange’a zajmuje raptem połowę z blisko 370 stron. Resztę z nich poświęcono pojedynczym zeszytom innych serii, które dopełniają obrazu starcia z demonem, lecz przedstawiają perspektywę Ghost Ridera, Iron Fista i Bena Reily'ego. Dla miłośników herosów to zapewne będzie ciekawy smaczek, aczkolwiek trudno pisać o szczególnie absorbujących fabułach – ot, rzemieślnicze uzupełnienie wątków.

Od strony wizualnej mamy do czynienia z solidnymi pracami. Zespół złożony z kilku rysowników – wśród nich polski akcent w osobie Szymona Kudrańskiego – i kolorystów utrzymał całkiem spójny styl. Tła pozostają na ogół umowne i w większym stopniu barwione niż rysowane, co jest przyjemne dla oczu, aczkolwiek pierwszy plan czasami cierpi przez zbyt niską liczbę detali. Ogólne wrażenie poprawia często zmieniająca się tonacja kolorów wykorzystywanych w sekwencjach oraz parę piekielnych projektów.

Doktor Strange Catesa i Spencera nie sposób określić mianem czegoś więcej, niż przeciętnego czytadła. Już sam zamysł stojący u podstaw fabuły pozwala powątpiewać w późniejszą logikę zdarzeń. Nie ma to jednak większego znaczenia, ponieważ autorzy szybko przechodzą do zarzucania czytelników mało interesującymi wynurzeniami o przyjaźni i zobowiązaniach wobec bliskich, które jedynie mącą trykociarską rozwałkę w niespecjalnie piekielnym sosie. Tylko dla miłośników Strange'a i spółki.