» Recenzje » Marvel Fresh z maja, czyli Wojna Światów

Marvel Fresh z maja, czyli Wojna Światów

Marvel Fresh z maja, czyli Wojna Światów
Pierwsze zeszyty z linii Marvel Fresh, mającej zastąpić Marvel Now 2.0 trafiły do sprzedaży w Stanach Zjednoczonych w 2018 roku. U nas Egmont z serią ruszył w 2021 roku zeszytami Wojny nieskończoności oraz Wojny nieskończoności – Odliczanie, rozpoczynającymi event ponownie resetujący uniwersum i sprawiający, że dobrze znani nam bohaterowie mogą otworzyć kolejne rozdziały w swoim życiu, a także jednoczyć się w obliczu nowych zagrożeń, w tym nadchodzącej Wojny Światów.

W maju do sprzedaży trafiły kolejne tomy z serii Marvel Fresh: Wojna Światów (jako samodzielny album) oraz Avengers #4: Wojna Światów, kontynuacja losów Avengersów po Ostatniej fali, Dookoła Świata i Wojnie wampirów. Te nowości skupiły się wokół wydarzenia, na które zapowiadało się już od Odrodzonego, a wątki poprzedzające można było śledzić w Preludium do Wojny Światów. Oczywiście, jak w przypadku wielu tego typu fabularnych posunięć, Wojnę Światów można czytać bez obawy, nawet jeśli nie znamy wcześniejszych albumów – nic istotnego nam nie ucieknie.

Event prowadzi Jason Aaron, mający na swoim koncie m.in. serię Thor Gromowładny i Potężną Thor, i biorąc pod uwagę wspomniane prace, nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, że wydarzenia skupiły się wokół Thora Odinsona oraz prowodyra całego konfliktu, mrocznego elfa – Malekitha Przeklętego, który rozpętał wojną w ośmiu światach i na deser przybył podbić Ziemię.

Zacznijmy jednak od początku...

Thor #1: Thor odrodzony

To jeden z albumów rozpoczynających wraz z Amazing Spider-Manem, Avengers, czy Venomem omawianą tu serię wydawniczą. Historia startuje po wydarzeniach Thora Gromowładnego i Potężnej Thor, w których główny bohater musiał zmierzyć się z Bogobójcą, utracił władzę nad młotem Mjölnirem, stracił rękę, spotkał swoją dawną miłość, Jane Foster, inne wersje siebie z przeszłości i przyszłości, a także mnóstwo rodzeństwa i innych kosmicznych osobistości. Mając te przeżycia za sobą, w Thorze odrodzonym wiedzie już (prawie) pogodzony z odniesionymi stratami, ale wciąż bardzo energiczny żywot osoby ścigającej mrocznego elfa – Malekitha Przeklętego.

Ten album stanowi wstęp i przypomnienie (dla czytelników, nieznających poprzednich serii) o co toczy się gra, z kim i dlaczego Thor walczy, o czym wspominałam w recenzji tego albumu; tu z kolei nakreślę istotną ramę czasową dla nadchodzącej Wojny Światów. Bowiem Thor walcząc z Królową Żaru, wie, że Malekith Przeklęty już rozpoczął przygotowania do swojej krucjaty. Jednak na tym etapie bohater niewiele może zrobić, zwłaszcza że wciąż zmaga się z dość "uporczywymi" rzeczami, jak chociażby brak nowego młota mogącego dorównać Mjölnirowi.

Kończąc jednak ten album, czytelnik zdaje sobie sprawę, że nadchodząca wojna jest w dość zaawansowanej fazie, a Thor, pomimo że odnalazł nieco spokoju, to ponownie go utracił i staje na rozdrożu własnych wyborów.

Thor #2: Preludium do Wojny Światów

O ile poprzedni tom – Thor odrodzony – mocno traktował o nadchodzącej wojnie i skupiał się na szybkiej akcji, gdzie w centrum znajdował się rozwalający wszystko Thor. Tak w Preludium do Wojny Światów stanowi nieco zagmatwaną wewnętrzną podróż głównego bohatera, który konfrontuje się ze swoim ojcem, Odynem oraz matką, Freyą. W tle rozgrywają się przygotowania do wielkiej Wojny Światów, nie mniej nie są one tak zaznaczone jak miało to miejsce we wcześniejszym tomie.

Jason Aaron skupia się na tym, aby pokazać drogę, którą przebywa Thor oraz to, jak cierpi z powodu wcześniejszych niedogodności, jakie go spotkały.

Wojna Światów

Koncepcja Jasona Aarona polegająca na poskładaniu ze sobą wątków z innych serii (głównie Thor Gromowładny, Potężna Thor) dała ciekawy obraz zawirowań pomiędzy Odynem, Freyą, Thorem, Jane Foster i Lokim – dobrze fanom znaną asgardzką rodziną bogów. I tu śmiało mogę potwierdzić, że scenarzysta sprawnie wplótł w konflikt osobiste zawirowania między wspomnianymi bohaterami, równocześnie nie rezygnując z mniejszych wątków w bocznych rozgałęzieniach fabularnych.

Na pewno nie jest zaskoczeniem, że znów wszystko opiera się na konflikcie wymagającym podnoszenia poziomu mocy poszczególnych bohaterów, aby ci mogli stawić czoło przeciwnikom – podobna sytuacja pojawiła się w albumie Ostatnia fala. Co prowadzi do wniosku, że Wojna Światów to solidny przykład “kalki superbohaterskiej”, czego scenarzysta nie uniknął, a może uniknąć wcale nie chciał.

Avengers #4: Wojna Światów

O ile główne wydarzenia rozpisane są w albumie Wojna Światów, tak na całość składa się echo pojawiające się w innych seriach pod szyldem Marvel Fresh. Czasami łącznie wychodzi bardzo fajnie, a czasami, jak w przypadku albumu Avengers #4, znacznie słabiej. Tu Jason Aaron zatracił integralność i wyjątkowość Avengers, na rzecz innej grupy herosów – Amerykańskiego Szwadronu Sztandarowego. Problem jednak w tym, że owi trykociarze również nie zostali odpowiednio wyeksponowani i tym sposobem mamy komiks o niczym. A dlaczego się pojawili? Główni Avengersi “polecieli” walczyć z oddziałami Malekitha Przeklętego.

Komiks owszem domyka pewne watki, oraz pokazuje Wojnę Światów z innej perspektywy niż Thor i jego rodzina, ale robi to w sposób nadzwyczaj nieumiejętny: płaskie dialogi, brak ciekawszych wątków, za mało powagi jak na kolejną wojnę mająca zniewolić Ziemię.

Kończąc...

Każdy, kto czytał historie o superbohaterach i słyszał o kolejnej wojnie z ich udziałem, od razu wyobraża sobie gromadę dobrze znanych trykociarzy walczących z potężnym, złym przeciwnikiem. I jest to jak najbardziej poprawne skojarzenie. Jedni to uwielbiają, inni omijają, niemniej warto czasami do takich eventów zaglądać, ponieważ poszerzają wiedzę o uniwersum. Oczywiście trudno oczekiwać od każdego takiego wydarzenia wybitnej fabuły.

Jason Aaron należy do scenarzystów, którzy dość dobrze radzą sobie z trykociarzami. Zarysowuje ich relacje poprawnie (oczywiście czasami słabiej, czasami ciekawiej), dorzuca pomysły pod podwaliny nowych konfliktów militarno-wojennych, a równocześnie wszystko zamyka w dość humorystycznej, klimatycznej otoczce. Wielu czytelników (zresztą nie tylko – np. fani filmowego MCU także) jest przyzwyczajonych do sytuacyjnych żartów, docinków i złośliwości jakimi raczą się poszczególni herosi. I taka właśnie jest Wojna Światów, solidna jeśli chodzi o podwaliny zalążka konfliktu i wzajemne relacje bohaterów, ale równocześnie pozbawiona mrocznej atmosfery, braku nadziei na ratunek czy ogólnie bardziej poważnego wydźwięku dla toczących się wydarzeń.

Zostaliśmy przyzwyczajeni do akcji, ale akcji niezbyt poważnej, przesączonej lżejszymi nastrojami, tak aby opowieść nie była zbyt "ciężka" klimatem dla odbiorcy.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.