Lucyfer #1: Diabelska komedia
Akurat komiksowego Lucyfera nigdy za dużo, ale tylko jeśli mówimy o egoistycznym, ponurym Panu Piekieł zaprezentowanym przez Mike’a Careya. Nowy Lucyfer, którego tworzy Dan Watters, jest jedynie cieniem tego czego czytelnik doświadczył w Diable na progu.
Historia zaczyna się od przedstawienia nam Lucyfera jako zagubionego mężczyzny, który najlepsze lata ma już za sobą, w dodatku uwięzionego w dziwnym miasteczku, drwiącym z byłego Pana Piekieł. Gwiazda Zaranna nie wie co tu robi, ani jak się z owego miejsca wydostać. Przeczuwa , że coś trzyma go tu siłą. Równolegle historia skupia się na detektywie Johnie Deckerze, który przeżywa ciężki okres związany z rakiem mózgu żony, a który ostatecznie prowadzi go do tajemniczego Domu Gatelya. Jak łatwo się domyślić, prędzej czy później obaj protagoniści odegrają względem siebie znaczące role.
Diabelska komedia bazuje na wielu nowych wątkach, przy czym sam scenarzysta nie za bardzo poradził sobie z dziedzictwem Lucyfera, jakie zostawił Mike Carey. Być może ów efekt był zamierzony i Dan Watters miał na celu odcięcie się od starego, dobrego właściciela klubu Lux, bo takie wrażenia pojawiają się po lekturze pierwszego tomu nowego Lucyfera. Nie znaczy to jednak, że ten pomysł zaliczyć można do udanych.
Jeśli ktoś zna poprzedni cykl, nawet pobieżnie, albo oglądał serial o tym samym tytule, bez problemu wychwyci drobne nawiązania, pomimo, że Diabeł na Progu, Diabelska komedia i serial Lucyfer różnią się w ogromnym stopniu na płaszczyźnie fabularnej. Podobieństwa doszukamy się jednak w bohaterach takich jak detektyw John Decker czy grach słownych, jak wspomnienie o tarocie. Niestety, nie jest to wystarczające, aby móc powiedzieć, że nowy Lucyfer to godny następca poprzedniej serii. Najbardziej pracuje na to fabuła, która nie skupia się już na samym upadłym aniele, a mocno zahacza o innych bohaterów. Poza tym w Diabelskiej komedii Pan Piekieł został sprowadzony do poziomu dość osobliwego mieszkańca-dziwaka, co zresztą całkiem dobrze pasuje do równie osobliwych wydarzeń, gdzie nikt nic nie wie, ale nikomu nie przeszkadza to w użyciu względem głównego bohatera fizycznej przemocy graniczącej z torturowaniem.
Światełko w tunelu pojawi się dopiero w drugiej części historii, kiedy to z wcześniejszego chaosu zaczynają wyłaniać się prawdziwe motywy antagonistów. W efekcie spora część elementów wskakuje na swoje miejsce, pozwalając dostrzec zamysły scenarzysty. Wiemy kto, dlaczego i po co uwięził Lucyfera. Wszystko kończy się dość ciekawą sceną finałową, sugerującą znacznie poważniejszy konflikt.
Do plusów też zaliczyć można stronę ilustracyjną, za którą opowiadają Max i Sebastian Fiumara. Świetnie poradzili sobie z oddaniem prawdziwego oblicza Lucyfera zarówno kiedy ukazuje się w bardziej ludzkiej postaci, jak i zstępuje niczym władca Piekła. Widać też zabawę stylami, kiedy bardziej szczegółowe kadry przechodzą w rozmyte plamy, a wręcz psychodeliczne wizje.
Jeśli zna się serię Mike’a Careya, ciężko będzie pozostać przy nowym Lucyferze. Owszem, w końcówce komiks dość dobrze się zrehabilitował, ale jak na razie większość albumu nie wróży, aby nowy cykl miał powtórzyć sukces poprzednika. Warto jednak dać szansę historii Dana Wattersa, bo być może jeszcze miło się zaskoczymy.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Scenariusz: Dan Watters
Rysunki: Max Fiumara, Sebastian Fiumara
Seria: Lucyfer, Sandman, Sandman Uniwersum, DC Black Label, Klub Świata Komiksu
Wydawca: Egmont Polska, Egmont
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Liczba stron: 160
Format: 170x260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
ISBN: 9788328198401
Cena: 69,99 zł