» Recenzje » Lucky Luke #64: Belle Starr

Lucky Luke #64: Belle Starr


wersja do druku

Królowa zbrodni kontra kowboj

Redakcja: Olga Wieczorek

Lucky Luke #64: Belle Starr
Dziki Zachód zdecydowanie był miejscem zdominowanym przez facetów. Wszelkiej maści rewolwerowcy, szeryfowie oraz pospolici przestępcy wpływali na życie kobiet jak chcieli, kiedy chcieli. Czasami jednak zdarzały się panie, które potrafiły nawet największych twardzieli rozstawić po kątach. Omawiany komiks poświęcony jest jednej z takich dam.

Jeśliby zacząć rozważania o kobietach-rewolwerowcach to pierwsze skojarzenia będziemy mieli z Calamity Jane. Ta pani nie tylko biegle władała bronią palną, ale też jej losy przeplatały się z historią innych ikonicznych bohaterów, takich jak Dziki Bill. Calamity działała jednak w "detalu", samodzielnie lub u boku partnerów. Natomiast Belle Starr to była osobistość zupełnie innego kalibru. Co prawda potrafiła zrobić użytek z rewolweru, jednak zamiast bawić się w drobne strzelaniny – co prawda w jednej z nich zginęła – postawiła na przestępczość zorganizowaną. Jak łatwo domyślić się, lokalna władza była wobec jej działań bezsilna.

Mafijna działalność Belle Starr stała się inspiracją dla 64 albumu przygód Lucky Luke'a, który zgodnie ze swoim powołaniem podjął się zadania okiełznania sytuacji. Komiks ujrzał światło dzienne w roku 1995, zaś jego autorami jest Morris, co akurat chyba nikogo nie dziwi, zaś scenariusz powierzono Xavierowi Fauche. W przebogatej, tworzonej już po śmierci Goscinnego przez wielu autorów, serii o Lucky Luke'u siłą rzeczy zdarzały się albumy świetne, dobre oraz przeciętne. Niestety tym razem trafił się komiks z tej trzeciej kategorii, a i to z dolnych obszarów przeciętności. Dlaczego tak się stało?

Siłą napędową kolejnych epizodów były albo barwne, często ikoniczne postacie albo wydarzenia, które ukształtowały historię Dzikiego Zachodu, a szerzej, Stanów Zjednoczonych. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że Xavier Fauche miał niezwykle ułatwione zadanie, bowiem swoją opowieść nakreślił wokół wyrazistych bohaterów: tytułowej Belle Star, Billy'ego Kida oraz – nie wzbraniajmy się przed tym terminem – kultowego kwartetu Daltonów. Ten barwny konglomerat uzupełniają kolejne postacie historyczne: Jessie James, Izaak Parker oraz George Maledon. Niestety na niewiele to się zdało.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Oj dawno nie trafiła się opowieść  z tak bardzo nie wykorzystany potencjałem. Billy Kid wygłasza frazesy, Daltonowie nie pokazują charakterystycznej dla siebie swary i czarnego humoru, zaś Parker i Maledon pojawiają się na kilku ostatnich stronach, by zwyczajnie nie otrzymać szansy na  zaistnienie. A gwoli wyjaśnienia, Maledon był jednym z najbardziej charakterystycznych postaci w swoim fachu. Katowskich fachu. Z tego grona jako tako broni się tytułowa Belle Starr zawiadująca czymś na stylu przestępczości zorganizowanej. Sama jednak nie jest na tyle charyzmatyczna by unieść opowieść na swoich barkach, zwłaszcza że Lucky Luke również działa jakoś tak bez przekonania.

Nie mniej dziwacznie album prezentuje się od strony graficznej. Teoretycznie to kolejny komiks Morrisa i albo ktoś powinien polubić jego kreskę albo nie. Prawda jest jedna odrobinę bardziej skomplikowana. Niby szkice są takie "jak zwykle", ale ich ostrość oraz precyzja tuszu robi wrażenie. Całość pozostaje jednak zbyt sterylna, zbyt czysta, co chyba wynika z cyfrowo nałożonych kolorów, a zwłaszcza pstrokatego tła.

Belle Starr jest oczywiście pozycją obowiązkową dla miłośników przygód kowboja, co do tego nie można mieć wątpliwości. Nie zmienia to jednak faktu, że komiks jest wpadką przy pracy, która dostarczy tylko umiarkowanej rozrywki. Szczęśliwie, patrząc na kolejne tytuły, które zostały już opublikowane w języku polskim, jest to wpadka tymczasowa.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
4.0
Ocena recenzenta



Czytaj również

Lucky Luke #70: Legenda Zachodu
Czy kowboj zostanie celebrytą?
- recenzja
Lucky Luke #06: Wyjęci spod prawa
Ważny epizod w życiu kowboja
- recenzja
Lucky Luke #23: Daltonowie wciąż uciekają
Goscinny bez ikry
- recenzja
Lucky Luke #03: Arizona
Nudne początki wielkiej przygody
- recenzja
Lucky Luke #66:  O.K. Corral
Słynna strzelanina bez pazura
- recenzja
Lucky Luke #4: Pod niebem Zachodu
Kawałek wiekowej historii
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.