Lucky Luke #21: Góry Czarne
W dwudziestym pierwszym tomie, Lucky Luke podejmuje się dość nietypowego zadania – ochrony i bycia przewodnikiem dla grupki naukowców udających się do dziewiczego Wyoming. Panowie profesorowie są słuszni wiekiem oraz zupełnie beztroscy w obyciu, a wymagają szczególnej opieki bowiem trasa należy do wyjątkowo niebezpiecznych. Należy przebyć Góry Czarne i nie wpaść w ręce nieprzychylnie nastawionych Indian. Jakby mało było kłopotów, ktoś uporczywie pragnie, aby ekspedycja w ogóle nie dotarła na miejsce.
Góry Czarne, bo taki nosi tytuł omawiany epizod, narodziły się w głowie niestrudzonego Rene Goscinnego w roku 1963, a więc niedługo minie pół wieku od premiery albumu. I trzeba przyznać, że jest to piękna, krzepka starość jakiej należy pogratulować. W czym tkwi tajemnica eliksiru młodości?
Goscinny wyczarował bowiem przesympatyczny i przezabawny kwartet postaci drugoplanowych. Panowie profesorowie dostarczają mnóstwa przezabawnych gagów sytuacyjnych, zwłaszcza że każdy z uczestników wyprawy specjalizuje się w innej dziedzinie zwracając uwagę na nieco inne aspekty niebezpiecznej wyprawy. I o ile żarty przyrodnicze pozostały niewinne, o tyle antropolog miejscami ociera się o granicę wytyczoną przez współczesne standardy kulturowe. Od razu uspokoję, że nie została ona przekroczona i trudno doszukiwać się nawet złośliwości. Nawet postacie tylko chwilowo pojawiających się na kadrach potrafią dołożyć cegiełkę budującą wyjątkowo satyryczny charakter opowieści.
W każdym razie panowie dostarczają kowbojowi mnóstwo pracy wynikającej z konieczności zapewnienia bezpieczeństwa wyprawy, zwłaszcza że adwersarz nie tyle kroczy za nimi, co wręcz ich wyprzedza. Przeciwnik co prawda nie należy do specjalnie oryginalnych kreacji, to jednak w niczym nie wadzi w obliczu tak barwnej paczki. W opowieści znalazło się miejsce na nutkę goryczy, bowiem pomimo teoretycznie szczęśliwego zakończenia czytelnik niewątpliwie poświęci chwilę refleksji nad smutnym efektem kolonializmu, jakiemu ulegli autochtoniczni mieszkańcy Wyoming. Jest to dowód na mistrzostwo scenarzysty, który za pomocą kilku dymków potrafi zmienić wymowę komiksu.
Trzeba też przyznać, że i Morris tworząc album był w mistrzowskiej formie. Szkice są bardzo wyraziste; rysownik zadbał też o detale i podkreślenie emocji targających bohaterami przewijającymi się przez karty komiksu. Czasami można narzekać na uproszczoną kolorystykę poszczególnych albumów, ale nie tym razem i pod względem estetycznym Góry Czarne również zostały dopieszczone.
Jak w każdym albumie, kiedy to Lucky Luke chwilowo opuścił sprażoną słońcem prerię, Goscinny oraz jego następcy otrzymali możliwość sięgnięcia po nowe pomysły oraz elementy, dzięki którym historia stała się w pewnym stopniu unikalna. Nie zawsze przełożyło się to na znakomitą opowieść; zresztą trudno byłoby, aby przy takim wolumenie albumu każdy był znakomity. W tym przypadku wycieczka na północne rubieże Stanów Zjednoczonych okazała się bardzo interesującym doświadczeniem tak dla kowboja, jak i przede wszystkim dla czytelników, niezależnie czy należą oni do zadeklarowanych fanów cyklu, czy raczej mają ledwie epizodyczną styczność z tą wielotomową serią.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Scenariusz: René Goscinny
Rysunki: Morris
Seria: Lucky Luke
Wydawca: Egmont Polska, Egmont
Data wydania: 10 marca 201
Kraj wydania: Polska
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Liczba stron: 48
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
ISBN: 9788328159235