Liga Sprawiedliwości #7: Galaktyka grozy

Przygody w kosmosie

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Liga Sprawiedliwości #7: Galaktyka grozy
Po kilku tomach walki z rozmaitymi ziemskimi łotrami członkowie Ligi Sprawiedliwości ruszają w kosmos, gdzie czeka na nich zadanie w większym stopniu przypominające przygody załogi Enterprise ze Star Treka niźli superbohaterskie wyczyny.

Siódma odsłona Ligi Sprawiedliwości, opatrzona podtytułem Galaktyka grozy, dzieli się na dwie historie napisane kolejno przez Simona Spurriera i Jeffa Lovenessa. Najpierw do Ligi Sprawiedliwości dociera prośba o pomoc z odległego miejsca gdzieś w kosmosie. Superman, Batman, Wonder Woman, Flash i Green Lantern opuszczają Ziemię, by zbadać sprawę i natrafiają na dwójkę przedstawicieli Trotha, gatunku od lat targanego wojnami dwóch stronnictw. Z powodu posiadanych mocy i pochodzenia spoza planety ziemscy bohaterowie zostają uznani niemal za bóstwa, którym część lokalnej społeczności z radością oddałaby zwierzchnictwo. Inni zaś widzą w nich najeźdźców lub środek pomocny w uzyskaniu wpływów. Później zaś wciąż pozostajemy przy kosmicznych wojażach, lecz Loveness zabiera bohaterów na powierzchnię niepokojącej planety porośniętej Czarną Łaską, pasożytniczą rośliną mamiącą swych żywicieli niezwykłymi wizjami.

Po wcześniejszych odsłonach serii, przepełnionych bezpośrednimi konfrontacjami i siłowym rozwiązywaniem konfliktów z arcyłotrami chcącymi zawładnąć Ziemią, Liga Sprawiedliwości musi podejść do sprawy mniej fizycznie – przynajmniej w pierwszej części Galaktyki grozy. Chwila przerwy od kolejnych starć z Luthorem i spółką to miła odmiana – żeby nie powiedzieć odtrutka – po wcześniejszych, wtórnych przygodach drużyny. Cieszy zwiększona rola Wonder Woman, choć niestety kosztem zmniejszenia udziału innych herosów mających tworzyć dla bohaterki kontrast. Interesująco prezentuje się również pomysł postawienia grupy w obliczu konfliktu, który należy rozwiązać przy jak najmniejszym udziale pięści. Wprawdzie i te dochodzą do głosu, gdy Spurrier chce przyspieszyć akcję i rozwój wypadków, jednak nie dominują, przez co bystrość umysłu Diany i pozostałych są równie ważne, co laser z oczu i lasso prawdy. Dalszą część historii scenarzysta nieco gmatwa, ale i sam wpada we własne sidła, generując lekko dezorientujący chaos związany z motywami i rolami poszczególnych przedstawicieli Trotha.

Krótsza, lecz także dużo ciekawsza, okazuje się druga część komiksu. Spotkanie bohaterów z Czarną Łaską zostało znacznie lepiej poprowadzone – Loveness bez zbędnych wstępów przechodzi do sedna i serwuje czytelnikom idealne wizje zsyłane herosom. Choć w przypadku jednej z postaci trudno pisać o pięknie alternatywnej rzeczywistości, a raczej o pogodzeniu z mrocznymi wydarzeniami dzieciństwa i spojrzeniu na zamaskowane alter ego w inny sposób. Na przestrzeni dwóch zeszytów dostajemy więcej fabularnego "mięsa" niż w części pisanej przez Spurriera. Intensywność i dotknięcie podstaw kreacji jednego z bohaterów wystarcza, aby te kilkadziesiąt stron zaliczyć z satysfakcją.

Pomimo dłużyzn i lekkiego chaosu w opowieści Simona Spurriera, obaj scenarzyści z powodzeniem przenieśli herosów w kosmos, zapewniając tym samym nieco oddechu od zmagań z ziemskimi antagonistami. Wprawdzie znajomość omawianego komiksu raczej nie będzie konieczna do lektury innych serii czy nawet dalszych tomów o Lidze Sprawiedliwości, ale miłośnicy tej grupy powinni znaleźć w Galaktyce grozy przyjemne czytadło.