Czytając czwartą część Lastmana, można było odnieść wrażenie, że kolejne tomy będą orbitować wokół ringowych potyczek rozgrywanych w ramach FFFC, któremu przewodzi bogaty i mający niejedno za uszami Milo Zotis, co potem mogłoby doprowadzić do konfrontacji z jego burżuazyjną śmietanką. Nie potrzeba wielu stron, aby podobne myśli uleciały z głowy – autorzy szybko odpuszczają turniej na rzecz ważniejszych wydarzeń i stojących za nimi wątków fabularnych. Tym razem faktycznie kluczowych w skali całej serii, bo bezpośrednio dotyczących Doliny Królów i legendarnego statusu owego regionu. Wszystko bowiem nadal kręci się wokół Adriana, Marianne i Richarda, ale do głosu dochodzi także parę dotychczas drugoplanowych postaci.
Bodaj jedynym poważnym zarzutem wobec Lastmana jest budowa fabuły. Przy każdym kolejnym tomie zmianie ulega sceneria i po trosze też konwencja albo przynajmniej tropy adaptowane na potrzeby opowiadanej historii, co zaliczam na plus, ponieważ twórcy zgrabnie mieszają różnorakie motywy, jednocześnie ubierając je w szaty europejskiej mangi. Wobec tego jedynym mankamentem jest konstrukcja opowieści, zdradzająca, że owi twórcy niejednokrotnie improwizują; a przychodzi im to z łatwością, gdyż po drodze zostawiają mrowie niedopowiedzeń, umożliwiających obranie różnych ścieżek fabularnych w zależności od przypływu chęci. Czy to źle? Koniec końców nie, ponieważ trio autorów zachowuje świeżość i nie pozwala czytelnikowi nawet na choćby chwilę nudy. Tym bardziej, że piąty tom nareszcie zaczyna mocniej wiązać Dolinę Królów z dużo bardziej teraźniejszą rzeczywistością, ale nie wpadając w typowe dla portal fantasy zagrywki. Wiele kwestii wciąż pozostaje niewyjaśnionych, lecz twórcy zdają się tym nie przejmować i zamiast tego na własnych zasadach prowadzą dynamiczną opowieść – co jakiś czas uchylając rąbka tajemnicy, ale wciąż zostawiając sobie olbrzymie pole do manewru. I takie podejście – choć czasem może irytować – sprawdza się lepiej niż nieźle, a zwiększenie roli paru postaci dodatkowo odświeża warstwę fabularną.
Chociaż w żadnej części Lastmana nie można było narzekać na nudę, to piąty tom i tak wyróżnia się intensywnością. Twórcy nie szczędzą czytelnikom zwrotów akcji, w końcu także fundują garść informacji o Dolinie Królów i jej powiązaniach ze współczesnym światem. Równocześnie dają do zrozumienia, że jeszcze niejedna atrakcja czeka na czytelników tej bardzo przyjemnej serii, która zdaje się rozkręcać z każdą kolejną częścią.