Lastman #5

Miszmasz, który działa

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Lastman #5
Kto od początku śledzi Lastmana, ten wie, że autorom nie brakuje pomysłów. Około 200 stron każdego z tomów skrzętnie zapełniają akcją i nieistotne, czy rozgrywają się one na ringu, czy też poza nim. Jednak piąta odsłona tria Balak, Sanlauille, Vives zaskoczy intensywnością nawet dotychczasowych miłośników serii.

Czytając czwartą część Lastmana, można było odnieść wrażenie, że kolejne tomy będą orbitować wokół ringowych potyczek rozgrywanych w ramach FFFC, któremu przewodzi bogaty i mający niejedno za uszami Milo Zotis, co potem mogłoby doprowadzić do konfrontacji z jego burżuazyjną śmietanką. Nie potrzeba wielu stron, aby podobne myśli uleciały z głowy – autorzy szybko odpuszczają turniej na rzecz ważniejszych wydarzeń i stojących za nimi wątków fabularnych. Tym razem faktycznie kluczowych w skali całej serii, bo bezpośrednio dotyczących Doliny Królów i legendarnego statusu owego regionu. Wszystko bowiem nadal kręci się wokół Adriana, Marianne i Richarda, ale do głosu dochodzi także parę dotychczas drugoplanowych postaci.

Bodaj jedynym poważnym zarzutem wobec Lastmana jest budowa fabuły. Przy każdym kolejnym tomie zmianie ulega sceneria i po trosze też konwencja albo przynajmniej tropy adaptowane na potrzeby opowiadanej historii, co zaliczam na plus, ponieważ twórcy zgrabnie mieszają różnorakie motywy, jednocześnie ubierając je w szaty europejskiej mangi. Wobec tego jedynym mankamentem jest konstrukcja opowieści, zdradzająca, że owi twórcy niejednokrotnie improwizują; a przychodzi im to z łatwością, gdyż po drodze zostawiają mrowie niedopowiedzeń, umożliwiających obranie różnych ścieżek fabularnych w zależności od przypływu chęci. Czy to źle? Koniec końców nie, ponieważ trio autorów zachowuje świeżość i nie pozwala czytelnikowi nawet na choćby chwilę nudy. Tym bardziej, że piąty tom nareszcie zaczyna mocniej wiązać Dolinę Królów z dużo bardziej teraźniejszą rzeczywistością, ale nie wpadając w typowe dla portal fantasy zagrywki. Wiele kwestii wciąż pozostaje niewyjaśnionych, lecz twórcy zdają się tym nie przejmować i zamiast tego na własnych zasadach prowadzą dynamiczną opowieść – co jakiś czas uchylając rąbka tajemnicy, ale wciąż zostawiając sobie olbrzymie pole do manewru. I takie podejście – choć czasem może irytować – sprawdza się lepiej niż nieźle, a zwiększenie roli paru postaci dodatkowo odświeża warstwę fabularną.

Chociaż w żadnej części Lastmana nie można było narzekać na nudę, to piąty tom i tak wyróżnia się intensywnością. Twórcy nie szczędzą czytelnikom zwrotów akcji, w końcu także fundują garść informacji o Dolinie Królów i jej powiązaniach ze współczesnym światem. Równocześnie dają do zrozumienia, że jeszcze niejedna atrakcja czeka na czytelników tej bardzo przyjemnej serii, która zdaje się rozkręcać z każdą kolejną częścią.