Lanfeust z Troy (wyd. zbiorcze) #1

Magia to nic wyjątkowego

Autor: Camillo

Lanfeust z Troy (wyd. zbiorcze) #1
W świecie Troy każdy posiada magiczny dar. Niestety, jego twórca nie posiada daru wymyślania ciekawych opowieści.

Wciąż publikowany we Francji cykl o Troy to dość długa seria – liczy sobie już ponad siedemdziesiąt tomów. Początkiem tego tasiemca jest Lanfeust z Troy, wprowadzający nas w arkana uniwersum, a przy okazji oferujący sporo przygód i humoru, choć niekoniecznie wysokich lotów.

W Troy wszyscy umieją czarować. Ktoś potrafi topić metal wzrokiem, ktoś inny zamieniać wodę w wino. Nikt jednak nie może posiadać więcej niż jednego talentu. A w każdym razie do momentu, aż Lanfeust, uczeń kowala, pod wpływem kontaktu z magicznym artefaktem zyskuje niesamowity dar – zaczyna władać wszystkim mocami Troy jednocześnie. I choć szybko traci tę niezwykłą zdolność, wzbudza zainteresowanie mistrza Nikoleda, który chce zabrać go przed oblicze uczonych z dalekiej akademii.

Lanfeust wyrusza więc z Nikoledem w podróż do odległego Eckmullu. Trudy wędrówki umila im towarzystwo dwóch pięknych córek mistrza, C'ixi i C'ian. Niebawem dołącza do nich także troll Hebius, który dzięki rzuconemu przez mistrza czarowi zmienia się z dzikiej bestii w miłego towarzysza podróży. Razem stawiają czoła licznym niebezpieczeństwom, walcząc z potworami, bandytami i złymi magami, ale czy dadzą radę dostarczyć czytelnikowi rozrywki?

Mimo iż komiks adresowany jest raczej do dorosłych (sporo przemocy, erotyka przypominająca mangowy fanserwis), zawiera dużo infantylizmów i uproszczeń, które szybko zaczynają irytować. Fabułą rządzi chaos – bohaterowie ciągle wędrują pod pretekstowym powodem z miejsca na miejsce, ich decyzje są często nielogiczne, a zwroty akcji naciągane lub absurdalne. Przyjęta przez scenarzystę humorystyczna formuła nie usprawiedliwia wszystkiego. Zdarzają się udane żarty, ale przeplatają się ze średnimi i żenującymi.

Scenarzysta Lanfeusta, Christophe Arleston, to niezwykle pracowity twórca. Napisał nie tylko wszystkie pozostałe opowieści z Troy, ale także kilka innych serii, między innymi wydane już w Polsce Ekho czy Rozbitków z Ythaq.  Arleston wyraźnie poszedł więc w ilość, nie w jakość, co, niestety, widać także w recenzowanym albumie. Mimo wad, to jednak nadal szybka i lekka opowieść fantasy, mogąca spodobać się czytelnikom, którym jeszcze nie znudziły się takie historie. Ograniczoną kreatywność scenarzysty nieco rekompensują barwne i szczegółowe ilustracje Didiera Tarquina, który wprawdzie nie ma takich umiejętności jak Alessandro Barbucci, z którym Arleston współpracuje przy tworzeniu Ekho, ale jego prace i tak są przykładem solidnego frankofońskiego rzemiosła.

Ponadto polskiego czytelnika do zbierania serii może zachęcić fakt, że Egmont wydaje ją u nas nie w pojedynczych tomach, ale w eleganckich zbiorczych albumach. W pierwszym Lanfeuście znajdziemy cztery spośród jego ośmiu przygód, a kolejne opowieści z Troy powinny ukazać się na rynku niebawem.