Koszmary

Cthulhu w piękny wykonaniu

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Koszmary
Podczas rozważań o mitologii wymyślonej przez H.P. Lovecrafta, do głowy przychodzą mi dwie myśli. Pierwsza dotyczy wyobraźni Amerykanina; druga zaś niewyczerpywalnej siły inspiracji dla pokoleń twórców gier planszowych czy komksiarzy, czego kolejnym przykładem są Koszmary.

Koszmary to druga w stosunkowo krótkim odstępie czasu komiksowa pozycja dotykająca mitologii wymyślonej przez H.P. Lovecrafta. Nie tak dawno temu do rąk czytelników trafiły Mity Cthulhu, będące wierną interpretacją tekstów amerykańskiego pisarza; teraz przyszła pora na bardziej artystyczne podejście do tematu. Pewną ciekawostką jest to, że Koszmary są pierwszym europejskim tytułem w portfolio Mandioci, oficyny specjalizujące się w komiksach południowoamerykańskich, zwłaszcza argentyńskich i brazylijskich.

W skład siedemdziesięciosześciostronicowego albumu wchodzą cztery utwory, teoretycznie w luźny sposób nawiązujące do twórczości amerykańskiego pisarza. Przykładem takiego podejścia jest otwierający zbiór utwór Autoportret, który mógłby stać się częścią dowolnej antologii komiksowych opowiadań grozy. Kolejne teksty, Miasto nad oceanem oraz Model, w sposób bardzo wyraźny odnoszą do mitologii Cthulhu, a zwłaszcza pierwszy z wymienionych, umożliwiający czytelnikowi wycieczkę do Innsmouth, miasta gdzie noc nie przynosi spokojnego snu. Komiks wieńczy Postać ze snów, czyli kolejny uniwersalny tekst, tak pasujący do klimatu rodem z powieści Lovecrafta, jak i świetnie raczący sobie jako samodzielna historia.

Czytelnicy nie powinni jednak nastawiać się na długą lekturę. Tekstu jest tutaj niewiele i służy on raczej budowie atmosfery tajemnicy, aniżeli przybliżaniu mitologii Cthulhu. W przypadku albumu znacznie ważniejszy jest aspekt artystyczny, bowiem słowa mają tylko wzmacniać przekaz płynący z kadrów.

Od strony artystycznej Michele Penco stworzył komiks wykraczający poza skalę ocen. Koszmary są prawdziwym majstersztykiem w zakresie szkicu ołówkiem, będącego zresztą jedyną techniką wykorzystaną przez autora. Ilustracje obfitują w najdrobniejsze detale, zaś przejścia pomiędzy rozjaśnieniami a cieniami skrywającymi głębię wykonane zostały po mistrzowsku. Jest pięknie, a przy tym niesamowicie mrocznie.

Bez ogródek pozwolę sobie na twierdzenie, że kunsztu artystycznego mogliby się uczyć koledzy po fachu z Ameryki Północnej, tak zakochani w tuszu oraz cyfrowo kładzionych kolorach, serwujący ilustracje, które nijak nie wybijają się ponad sztampę. Zupełnie inaczej sprawa wygląda w przypadku omawianego albumu, który dzięki niesamowitych, świetnym ilustracjom na długo zapadnie w pamięć.

Wracając jednak do Koszmarów; wyobraźnię pobudzają zarówno pejzaże wykonane z kilku perspektyw, jaki i ilustracje tajemniczych istot narodzonych w czeluściach umysłu Lovecrafta. Penco zdaje się doskonale rozumieć zamysły nieżyjącego już od wielu lat Amerykanina, dzięki czemu zarówno Innsmouth, jak i mityczni półludzie prezentują się kapitalnie. To samo zresztą można powiedzieć o wyobrażeniu mrocznej istoty zobrazowanej w tekście Model.

Ale Penco to również wspaniały portrecista ludzkich emocji, świetnie oddający strach i poczucie zagrożenia, zaś pomieszczenia w których mają miejsce wydarzenia są ciasne, duszne, klaustrofobiczne i oczywiście skąpane w mroku. Oprawa wizualna ma zresztą podwójne znaczenie: raz, że jest to istotny element każdego komiksu, a dwa, w tym przypadku klimat i artyzm muszą uzupełnić niewielką ilość tekstu.

Koszmary gwarantują dwa kwadranse lektury podszytej grozą. I jeśli miałbym wskazać jakiś słaby punkt programu, to właśnie potężny niedosyt wynikający z długości tych czterech utworów. Jednak, mimo że treść zdecydowanie nie należy do najbardziej rozbudowanych, kapitalna atmosfera tajemniczości i pietyzm wykonania z nawiązką wynagradzają ten brak. Finalnie komiks można polecić nie tylko miłośnikom Cthulhu, ale również kolekcjonerom zbierającym komiksy ze względu na warstwę wizualną oraz fanom wszelkiej maści historii z pogranicza horroru.