Kajtek i Koko w kosmosie: Zabłąkana rakieta

Kosmiczni marynarze

Autor: AdamWaskiewicz

Kajtek i Koko w kosmosie: Zabłąkana rakieta
Nieustraszeni badacze przemierzający międzygwiezdną pustkę, odkrywający nieznane planety i ich nieludzkich mieszkańców, przeżywający co tydzień niewiarygodne przygody, na które z zapartym tchem czekają rzesze wiernych fanów. Czy to Buck Rogers? Flash Gordon? Załoga USS Enterprise?

Nie, to polscy marynarze, Kajtek i Koko, których perypetie zamieszczał w latach 50.-60. regularnie Wieczór Wybrzeża, trójmiejska popołudniówka. Czarno-białe komiksowe paski ukazywały się przez ponad cztery lata, od kwietnia 1968 do lipca 1972 roku, a łącznie opublikowano ich aż 1270, co czyni serię Kajtek i Koko w kosmosie bezapelacyjnie najdłuższym polskim komiksem.

Historia jego wydawania jest równie długa i pełna zaskakujących zwrotów akcji, co przygody dwójki marynarzy. Po zakończeniu publikacji na łamach gazety, w roku 1974 ukazało się niewielkie, albumowe wydanie zbierające niespełna 200 pasków, dziś mające status białego kruka, a zawrotne ceny osiągające nie z uwagi na jakość wydania, a skromny nakład, w jakim zostało opublikowane. Kolejna próba reedycji miała miejsce na początku ostatniej dekady ubiegłego stulecia, jednak z planowanych dwunastu albumów ukazały się zaledwie trzy. W nowym milenium wydano czarno-białą zbiorczą edycję, w której jednak brakowało około 150 pasków, oraz – w 2012 roku – kompletne wydanie w twardej oprawie.

Najnowsza wersja opublikowana jest w miękkiej oprawie, w formacie albumowym, a na jej całość ma składać się siedem części po 96 stron każda. Część odcinków kolorowana jest jeszcze przez Janusza Christę, za pozostałe odpowiadał Arkadiusz Salamoński, i uważniejsi czytelnicy mogą dostrzec różnicę między kadrami, na które kolor ręcznie nakładał autor, a tymi, które barwy zyskały już dzięki obróbce cyfrowej. Nie jest to jednak w żadnym razie mankament, raczej ciekawostka.

Kajtek i Koko to bohaterowie, którzy w roku 1968 byli już dobrze znani czytelnikom Wieczoru Wybrzeża (zresztą w albumie nie zabrakło odniesień do ich wcześniejszych przygód). Podobnie jak ich dawniejsze perypetie, tak i kosmiczna eskapada rozpoczyna się od telefonu od profesora Kosmosika, który prosi bohaterów o pomoc w pewnym zadaniu – nim jednak z parowca "Kakaryka" przesiądą się do kosmicznej rakiety i opuszczą Ziemię wyruszając ku gwiazdozbiorowi Oriona, czeka nas kilkanaście stron, na których, owszem, sporo się dzieje, ale które niespecjalnie posuwają do przodu główną intrygę serii. Mam wrażenie, jakby autor potrzebował czasu, by nabrać rozpędu i ruszyć z fabułą z kopyta. Dalej za to mamy już istny kalejdoskop, a Christa z wprawą żongluje klasycznymi motywami znanymi z niezliczonych utworów klasycznego s-f. Bunt sztucznej inteligencji, obce patogeny, eksploracja nieznanych planet – mimo że widzieliśmy to już nie raz, to trzeba pamiętać, że Kajtek i Koko w kosmosie powstali pół wieku temu, a ich twórca nie miał dostępu do tak szerokiego spektrum fantastyki, jakim możemy cieszyć się obecnie.

Historie publikowane były w odcinkach, stąd, mimo że składają się na większą całość, każdy pasek musiał być równocześnie miniaturowym epizodem sam w sobie, z puentą w postaci cliffhangera czy – częściej – żartu. Humor to jeden z niewątpliwych plusów tej serii. Niewymuszony, lekki, aż skrzący się; w znacznej mierze oparty na różnicach między bohaterami, z których jeden jest sprytny i opanowany, a drugi to żarłoczny tchórz i panikarz. Podobnie zresztą prezentują się najbardziej znani bohaterowie Christy, Kajko i Kokosz, na zbliżonym (choć nie aż tak przerysowanym) schemacie opiera się także inny duet stworzony przez sopockiego rysownika, Gucek i Roch.

Choć niezaprzeczalnie należy pochwalić fabułę Kajtka i Koka w kosmosie, to zarazem tryb tworzenia historii zbudowanej z odrębnych odcinków sprawia, że – choć łączą się one dłuższą opowieść – jednocześnie momentami widać, że autor miał pomysł na zamknięty epizod i tworzył go na przestrzeni kilku-kilkunastu pasków jako pewną autonomiczną całość którą można byłoby wyciąć z albumu bez najmniejszej szkody dla potoczystości fabuły. Pod tym względem całość przypomina raczej zbiór opowiadań połączonych w całość postaciami głównych bohaterów i osnową fabuły, na której poszczególne wątki i postacie drugoplanowe przeplatają się tylko przez jakiś czas, niż zwartą powieść. Nie jest to może wada sensu stricto, ale mimo wszystko kwestia, na którą moim zdaniem warto zwrócić uwagę.

Na jednoznaczny minus poczytuję za to najnowszemu wydaniu format. Pionowa orientacja albumu sprawia, że każdy z oryginalnych pasków podzielony jest na dwie części. Nie utrudnia to zasadniczo lektury, ale przy nierównych kadrach sprawia, że poszczególne strony są zbudowane z czterech nierównych części, co momentami nie wygląda zbyt estetycznie. Dla części czytelników mankamentem może być też pewna naiwność fabuły, tę jednak złożyłbym na karb czasów, w których komiks powstawał i – w mniejszym stopniu – grupy wiekowej odbiorców, do których mógł być kierowany. Nie powiedziałbym jednak, że jest to pozycja przeznaczona wyłącznie dla dzieci – starszych czytelników, nawet jeśli nie znają jej wcześniejszych wersji, i po tę nie sięgają kierowani sentymentem, z pewnością mogą zainteresować kosmiczne przygody dwójki marynarzy, które – chociaż dobiegają już pięćdziesiątki – nadal bronią się bardzo dobrze, pozostając czymś znacznie więcej, niż tylko klasyczna ramotka, którą raczej wypada, niż naprawdę warto znać. To bowiem nie tylko klasyka, kawał historii polskiego komiksu, ale przede wszystkim dobrze narysowana i wciągająca historia, która próbę czasu zdaje wręcz celująco.

 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie albumu do recenzji.