» Recenzje » Kajko i Kokosz – Złota Kolekcja. Tom 1

Kajko i Kokosz – Złota Kolekcja. Tom 1


wersja do druku
Kajko i Kokosz – Złota Kolekcja. Tom 1
Chyba nie ma w tym kraju czterdziesto- lub pięćdziesięcioletniego fana komiksu, który by onegdaj nie zaczytywał się w perypetiach Kajka i Kokosza. Cóż, po wielu latach nadarzyła się okazja, by ponownie przeżyć kapitalną przygodę z dwójką przesympatycznych bohaterów.

Z pewnością można powiedzieć, że wielu czytelnikom cykl Kajko i Kokosz towarzyszy od zawsze. Pierwszy tom przygód dwóch wojów ukazał się w 1972 roku w Wieczorze Wybrzeża. Nieco później, od roku 1975, perypetie przyjaciół zaczęły być dobrem ogólnokrajowym za sprawą Świata Młodych. Zaś w 1981 roku na półki księgarskie trafiły pierwsze wydania albumowe. Obecnie, po blisko 50 latach od premiery, do rąk czytelników trafiła wspaniała, bogata w materiały dodatkowe reedycja serii. Epizodem otwierającym jest oczywiście Złoty Puchar, bowiem od niego zaczęła się cała historia.

A był to jeszcze czas sielanki. Podwładni Mirmiła zajmowali się codziennymi obowiązkami, ciesząc spokojem. Pewnego dnia do zamku przybyli zbrojni rycerze, obiecując budowę nowej, wspaniałej fortecy. Kasztelan zauroczony wizją przepięknego zamku ugościł przybyszy, wyprawiając na ich cześć huczną wieczerzę. Rano okazało się, że zaginął jego ulubiony puchar do spożywania miodu, bezcenna spuścizna po jego ojcu. Szybko wyszło też na jaw, że rycerze wcale nie są miłymi przybyszami, w grodzie grasuje ich szpieg, a wszystko to jest ze sobą powiązane w intrygę zmierzającą do pozbawienia Mirmiła jego urzędu.

Z wielką radością odkryłem, że opowieść o dwóch wojach Mirmiła bawi jak niegdyś: żarty, zarówno sytuacyjne, jak i słowne, choć znane od wielu lat, wywołują taki sam uśmiech. Mimo, że czytelnik doskonale wie, co za chwilę się wydarzy, to jednak z niecierpliwością oczekuje, aż sprawa znajdzie spodziewany finał. Próbując spojrzeć na komiks z perspektywy kilkudziesięciu lat, zaryzykuję stwierdzeniem, że gagi – mające przecież fundamentalne znaczenie dla opowieści – nie zestarzały się. Mam na myśli dwa aspekty: ich zrozumiałość dla nowych pokoleń, jak i jakość. Czasami zdarza się, że bawiący niegdyś tłumy żart dzisiaj postrzegany jest jako suchar leśnego dziadka. W tym przypadku upływ czasu obszedł się z dziełem bardzo delikatnie, wręcz niezauważalnie.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Janusz Christa do perfekcji opanował sztukę połączenia w jedną całość lekkiej, ale przy tym wciągającej w odbiorze przygody z wyrazistymi bohaterami. Może i są oni jednowymiarowi, może wpisują się w konwencję, gdzie złe postacie są z góry skazane na niepowodzenie, choćby z racji swojej fajtłapowatości, zaś na tych dobrych zawsze można liczyć i nie ma szans, by spotkała ich klęska. W niczym to jednak nie wadzi. Żarty od zawsze były lekkie, a przy tym stonowane, tak by trafić do szerokiego grona odbiorców, ale przy tym nikogo nie urazić. Skojarzenia, jak choćby będące ważnym punktem Złotego Pucharu przybycie Krzyżaków na polskie ziemie, są oczywiste, ale przy tym nienachalne. Christa nie musiał uciekać w patos spod znaku germańskiego oprawcy, by wszyscy zrozumieli, z czego się naigrywa. Razem tworzyło to świat troszkę poważny, a troszkę śmieszny, a na pewno wciągający czytelnika bez reszty.

Kiedyś chłonęło się komiksy z Kajkiem i Kokoszem z wypiekami na twarzach. Po prawdzie nic się nie zmieniło w tym ostatnim elemencie, jednak czytelnik nauczył się dostrzegać ewolucję świata. Rzeczą, która niegdyś rzucała się w oczy było to, że Zbójcerze raz byli spersonalizowani, a raz nie; i nawet jeśli intuicja podpowiadała, że te poziome, czarno-żółte albumy są starsze, to jednak mając 8-10 lat nie potrafiło się wyciągnąć dalszych wniosków.

Teraz, jak na dłoni widać, że jest to pierwszy album, po którym nastąpiła ewolucja pomysłu, tak koncepcyjnie, jak i artystycznie. Rycerze Czarnego Trójkąta to ewidentni protoplaści Zbójcerzy, których zresztą chyba celowo ucharakteryzowano na Krzyżaków. Czarownica Jaga jest jeszcze Zielachą, kobietą samotną, zaś Łamignat dopiero pojawi się w kolejnych opowieściach. To bodaj jedyny album, gdzie pojawia się mnich; w kolejnych odsłonach do głosu dojdą bogowie słowiańscy. Metamorfoza dotknie również wizualnego aspektu bohaterów: wspomniana Jaga nie będzie już taką babulinką, a i wąsy Mirmiła nabiorą ciut innych kształtów.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Powyższe nie oznacza w żadnym wypadku, że Złoty Puchar jest brzydki lub nieładnie się zestarzał. Wręcz przeciwnie! Teraz dopiero dorosły czytelnik dostrzega poszukiwanie przez Christę ostatecznej formy i kształtu, eksperymenty z koncepcją i kształtowanie się świata. I to jest niesamowite doświadczenie, które dawniej siłą rzeczy mogło umknąć.

Dobrze też, że u progu XXI wieku zmieniono układ strony, z poziomego na pionowy oraz pokolorowano album. Oczywiście, czarno-białe komiksy potrafią sobie świetnie radzić na rynku, czego przykładem jest chociażby Sin City, jednak w przypadku Złotego Pucharu taki zabieg zdecydowanie odświeżył komiks i ustandaryzował względem kolejnych epizodów.

A sama kreska? To prawda, że wygląd postaci nieco wyewoluował w kolejnych albumach, jednakże już na tym poziomie prezentował się bardzo ładnie - z dopracowanymi konturami, wyrazistą mimiką oraz czytelnymi emocjami. Lekka kreska zawsze była sprzymierzeńcem komiksów o zabarwieniu humorystycznym i cykl o Kajku i Kokoszu nie jest tutaj wyjątkiem. O sile artyzmu Christy świadczy też fakt, że komiks czytało się po kilka razy, aby odnaleźć wcześniej niedostrzeżone detale, delektując się każdym, dopieszczonym szczegółem.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Wartość edycji podnosi bogactwo materiałów dodatkowych i w tym stwierdzeniu nie ma żadnej przesady, bowiem przedmowa wnuczki autora oraz artykuł Ramki i kontury Krzysztofa Janicza w sumie zajmują ponad 40 stron! Dzięki nim czytelnik poznaje pierwsze kroki Christy w zawodzie twórcy historii obrazkowych oraz genezę narodzin Kajka i Kokosza. Co ważne, tekst Janicza uzupełnia mnóstwo materiałów graficznych, począwszy od zdjęcia Christy w wieku chłopięcym, na grafikach i wycinkach prasowych kończąc.

Kajko i Kokosz zdecydowanie są komiksem magicznym. Przygodami wojów zaczytywałem się onegdaj, przerabiając każdy tom po kilkanaście razy, raz po raz przeżywając te same przygody. Teraz, mimo kolejnych 35 lat na karku, doświadczyłem tego samego. Flashbacki z dawnych czasów spowodowały, że łezka w oku się zakręciła, historia wciągnęła jakbym czytał komiks pierwszy raz, zaś bagaż doświadczenia pozwolił dostrzec rzeczy wcześniej nieuchwytne.

Jest jednak jedna, bardzo ważna rzecz do załatwienia: popularyzacja Kajka i Kokosza. Najgorsze, co mogłoby się zdarzyć, to zapomnienie cyklu wraz z wymianą pokoleń, która przecież nastąpi. Mimo, że jest to trudne zadanie – w końcu dzieciaki mają dostęp do niezliczonej ilości komiksów, gier i filmów – to jednak musimy dołożyć starań, by chociaż spróbować zarazić młodsze pokolenia twórczością Janusza Christy. Co jak co, ale przygody mieszkańców Mirmiłowa to absolutnie świetna rzecz!

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
10.0
Ocena recenzenta
10
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Kajko i Kokosz – Złota Kolekcja #1
Scenariusz: Janusz Christa
Rysunki: Janusz Christa
Seria: Kajko i Kokosz
Wydawca: Egmont
Data wydania: 13 października 2021
Liczba stron: 160
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
ISBN: 9788328149823



Czytaj również

Kajko i Kokosz – Złota Kolekcja. Tom 3
W wojach Mirmiła nadzieja
- recenzja
Kajko i Kokosz #13: Posiady guślorek
Góralska impreza
- recenzja
Jenny Finn
Zbrodnia i kara według Mignoli
- recenzja
Lucky Luke #27: Dwudziesty pułk kawalerii
Dyplomata Luke
- recenzja
Dungeons & Dragons: Zło u Wrót Baldura
Nie ma jak w domu
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.