Jujutsu Kaisen #3-4

Nawet zmartwychwstaniec wiele musi się jeszcze nauczyć

Autor: Agata 'aninreh' Włodarczyk

Jujutsu Kaisen #3-4
Itadori miał szczęście – a przynajmniej na to wygląda – Dwulicowy Sukuna znalazł coś, co chciał jeszcze na tym świecie zrobić i uleczył naszego bohatera z rany, którą sam mu zresztą zadał. Oczywiście, nawet jeśli było mu to na rękę, nie wysilił się za darmo, ale do tego zapewne wrócimy dużo później. Na razie Itadori powstał z martwych i w końcu zaczął porządne szkolenie na Zaklinacza.

Na kolejnym etapie prowadzonej wciąż w sekrecie edukacji Yujiego, Gojou przekazał opiekę nad nim Kento Nanamiemu, poważnemu i analitycznemu w podejściu do wszystkiego zaklinaczowi pierwszej rangi. To z nim nasz bohater będzie badać tajemnicę okrutnej śmierci trójki licealistów w pewnym japońskim kinie. Sprawa z jednej strony jest prosta – deformację czaszki, będącą bezpośrednią przyczyną ich śmierci, wywołać mogła tylko klątwa, wystarczyłoby ją więc jedynie znaleźć. Nie dość, że nie będzie to łatwe, to na dodatek doprowadzi naszych bohaterów do niepokojących odkryć. Za tym atakiem stał bowiem znany już nam z poprzednich części, wyglądem przypominający nieco bardziej udanego potwora Frankensteina Mahito, klątwa może i młoda, ale inteligentna i lubiąca eksperymentować ze swoimi mocami. Przede wszystkim jednak stojąca po stronie tych, którzy chcą zdetronizować ludzi i przebudować świat tak, aby to oni mogli w nim władać. A co za tym idzie, Mahito ma jeszcze jeden cel: znaleźć Sukunę i przeciągnąć go na ich stronę. Ale w takim razie dlaczego zaprzyjaźnia się z gnębionym licealistą – Junpeiem? Bo chyba nie robi tego z dobroci serca?

Podobnie jak otwierające Jujutsu Kaisen tomy, tak i dwa kolejne utrzymują horrorową, przepełnioną czernią stylistykę oraz szybkie tempo akcji – nie tylko w kwestii liczby kolejnych starć z klątwami. Tym razem jednak autor, Gege Akutami, raczy nas nieco obszerniejszymi scenami, dzięki czemu możemy mieć wrażenie, że ciut wyhamował z tym szalonym pędem, ale wciąż nie można mu zarzucić zwolnienia tempa. Wątek Junpeia, poświęconych mu retrospekcji oraz późniejsze dyskusje tego młodego bohatera z Mahito, pozwalają na złapanie przez czytelników oddechu, a także – no cóż – średnio udane próby wplecenia w shōnena refleksji etycznej i moralnej. Obie postacie wprawdzie dywagują w pewnym momencie o (bez)wartości życia ludzkiego, który to temat w zasadzie pasuje do opowiadanej w Jujutsu Kaisen historii, ale większość padających tu argumentów jest płytka i powierzchowna. Nie chodzi nawet o to, że została „dostosowana” do zamierzonego odbiorcy. Mangaka raczej chciał nam zaprezentować dość czarno-białe podejście klątw do tego zagadnienia, niż wprowadzić jakiekolwiek niuanse. Junpei został tu wprowadzony raczej nie jako bohater, mający wywołać w nas, czytelnikach, określone emocje oraz reakcje, a jako narzędzie, dzięki któremu mangaka przedstawia Mahito, a Itadori zdobywa kilka nowych umiejętności. A szkoda, ponieważ jego wątek – związany ze szkolnym znęcaniem się, wyobcowaniem oraz poszukiwaniem swojego miejsca w świecie – miał naprawdę spory potencjał. Akutami i w tej kwestii podchodzi do swojej mangi ekonomicznie – można takie podejście do tworzenia mangi lubić lub nie.

Recenzowane tu tomiki nareszcie przybliżają nam nieco hierarchię zaklinaczy oraz działanie ich technik, choć ekspertami w tej kwestii jeszcze nie możemy zostać. Pod koniec czwartego tomu rozpoczyna się zjazd integracyjny obu działających w Japonii Techników Jujutsu, co pozwala nam poznać nowe postaci uczniów, jak i ich nauczycieli, a także dowiedzieć się więcej o panujących między nimi relacjach. Wciąż jednak nie do końca wiemy, jak działają sami zaklinacze. Poznaliśmy wprawdzie Nanamiego, eks-pracownika korporacji, ale nie wiemy ani w jakim wymiarze pracuje jako zaklinacz, ani – kto mu płaci. Niby szczegół, acz brak jego wyjaśnienia nieco irytuje. Wraz z pojawieniem się kolejnych postaci dowiadujemy się, że wcale nie trzeba posiadać przeklętej energii, aby zostać sprawnym zaklinaczem – wystarczy mieć pod ręką odpowiednie narzędzia. Niby trochę nam Akutami tłumaczy, jakie prawa rządzą wykreowaną przez niego rzeczywistością, a jednak niewiele wciąż o nich wiemy. Naprawdę sprytnie rozwiązał natomiast wplecenie w system magiczny uzasadnienia dla opisywania działania każdej z technik przed walkami bądź w trakcie nich. Chociaż opisy wciąż są zabawnymi monologami, mangaka postanowił, że jeśli zaklinacz wytłumaczy, jak działa jego umiejętność, wówczas ta… będzie miała większą siłę rażenia.

Trzeci i czwarty tom Jujutsu Kaisen również charakteryzują się dość skondensowaną narracją, nawet jeśli część scen – niebędących walkami – tym razem była ciut obszerniejsza. Główna intryga zaczyna nabierać wyraźniejszych kształtów, pojawiają się nowi wrogowie z niebezpiecznymi umiejętnościami, Itadori przechodzi przez kolejne traumatyczne doświadczenie, które umacnia go w przekonaniu, że dobrze wybrał, a na deser poznajemy również kilkoro nowych zaklinaczy. Czy jest lepiej niż w poprzednich tomach? Trochę, wciąż widać w tej opowieści spory potencjał, wciąż jednak czegoś w niej brakuje, aby nas nie tylko zaciekawiła, ale również wciągnęła.