Johannes Schachmann. Życie i czasy

Kiedy underground wypływa na szerokie wody

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Johannes Schachmann. Życie i czasy
Biorąc do ręki Johannesa Schachmanna, zwróciłem uwagę na zdanie ze wstępu, reklamujące komiks jako "dziecko czystej pasji i niepowstrzymanej chęci opowiadania historii". Już samo takie szczere wyznanie sprawiło, że z przyjemnością zabrałem się do lektury.

Omówienie komiksu Johannes Schachmann. Życie i czasy można zacząć od nieco filozoficznego stwierdzenia, że człowiek nie ma pojęcia ile komiksowego dobra przechodzi pod nosem. I bynajmniej myśl nie dotyczy tylko pozycji ogólnodostępnych w popularnych sieciach komiksowych, ale – przede wszystkim – tytułów niszowych, wydanych w niewielkich nakładach oraz znanych tylko najbardziej aktywnym uczestnikom krajowej sceny komiksowej. Tym lepiej, kiedy przychodzi możliwość nadrobienia choćby części braków, a taką okazję stwarza oficyna Wydawnictwo 23, która zebrała opowieści o magu Johannesie, a następnie opublikowała je w zwartej formie.

Kim jest tytułowy bohater, który narodził się w wyobraźni Mateusza Piątkowskiego? Nieco zgorzkniałym magiem, z zapałem jednak zgłębiającym arkana mumifikacji, posiadaczem rozlicznej służby złożonej z krasnoludków oraz wróżki. W trakcie długiego, ponad pięćsetletniego żywota w swojej bogatej kolekcji zgromadził kilka ciekawych artefaktów: zabalsamowaną głowę Temudżyna, mumię Lenina i dwa święte Graale. Życie tak barwnej persony obfituje w multum wesołych przygód. A przynajmniej dla niektórych są one powodem do śmiechu.

Na pewno dobrze będą bawić się czytelnicy, którzy zdecydują się na poświęcenie godziny czasu na lekturę stustronicowego komiksu. Kilka historii zawartych w tomie nie zasypuje odbiorcy mnóstwem dymków wypełnionych po brzegi malutkim tekstem, ale bawi poprzez umiejętnie zaserwowaną grę skojarzeń, gagi słowne oraz lekką, podkreślającą komizm sytuacji kreskę. Perypetie Johannesa, mimo że krotochwilne i nieco ulotne, to raz za razem zamieniają grymas odbiorcy w promienny uśmiech, zaś lektura jest na tyle przyjemna, że komiks z wielką frajdą czyta się więcej niż raz, często odnajdując nowe smaczki i szczególiki, które stanowią o walorach przygód czarodzieja. Zresztą... czy pomysł wiecznie żywego Lenina wdrażającego komunizm wśród krasnoludków sam w sobie jest na tyle absurdalny, że musi bawić.

Lekkości treści niewątpliwie nadaje również kreska autorstwa Jacka Kuziemskiego. Czarno-biała, sterylna i niespecjalnie obfitująca w detale być może nie stawia albumu wśród najbardziej zapierających dech w piersiach dzieł, ale... spełnia swoją funkcję i to w sposób perfekcyjny. Emocje targające Johannesem oraz wszystkimi postaciami przewijającymi się na kadrach są bardzo wyraziste, a także ekspresyjne. W połączeniu z fabułą tworzą świetną całość: lekką i zabawną. I podobnie jak w przypadku scenariusza, tak i tutaj warto przyglądać się kadrom, bo pomimo swojej prostoty skrywają kilka fajnych detali.

Od strony edytorskiej publikacji nie można niczego zarzucić. Twarda oprawka podkreśla rangę wydania, dobrze stało się też, że materiał otwiera interesująca przedmowa, zaś wieńczy kilka dodatkowych plansz. Dzięki temu, komiks prezentuje się należycie, jak porządna, współczesna publikacja.

Lektura Johannesa Schachmanna okazała się całkiem przyjemną niespodzianką. Sto stron minęło jak okiem mrugnąć, zapewniając przy tym uczciwą solidną porcję dobrej rozrywki: lekkiej, ale inteligentnej, z kilkoma smaczkami gwarantującymi niepohamowany wykwit uśmiechu na ustach. Dobrze się stało, że komiks dość dotychczas niszowy ma szansę trafić do szerokiego grona odbiorców. Bo zwyczajnie na to zasługuje.