Jeju #3-4

Jeju3 vs. Jeju4

Autor: Maciej 'Repek' Reputakowski

Jeju #3-4
Cztery numery Jeju to jeszcze za mało, by spoglądać wstecz i tworzyć przekrojowe analizy. To również nie tak dużo, by już teraz wedle dat pojawiania się kolejnych premier regulować zegarki. Jednakże ostatnie dwie produkcje Tomka Pastuszki i spółki pozwalają wskazać właściwe kierunki rozwoju i przyjrzeć się niebezpieczeństwom czyhającym na tę jakże cenną inicjatywę.

Numer trzeci był… nudny. Redakcji udzieliła się chyba letnia aura i atmosfera piłkarskiego mundialu. Owocem rozleniwienia było zamieszczenie trzech futbolowych komiksów, które można podejrzewać o to, że nie przeszły przez selekcję do antologii Kultury Gniewu. Cała trójka nie zachwyca: tylko paski Przemysława Obary na czwartej stronie okładki budzą cieplejsze uczucia dzięki ciekawej kolorystyce i poczciwym bohaterom. Utrzymane w cartoonowym stylu rysunki Obary przyciągają również uwagę do komiksu Śliscy i wściekli, w którym ilustrują zmagania węży i niedźwiadków panda. Szkoda, iż scenarzysta nie postarał się chociażby o zaskakującą puentę, która wieńczyłaby czas spędzony na lekturze.

Mieszane uczucia budzi opowieść narysowana przez Macieja Banasia. Gdy działa sam, tworząc internetowy cykl o Panu Muczku, efekty są naprawdę oryginalne. Do scenarzystów nie ma jednak szczęścia. Lajkonik Piotra Szreniawskiego godnie zapracował
na miano drugiego najnudniejszego tytułu w zbiorze. Bohaterowie gadają i gadają, lecz nie sposób dociec, o co im chodzi i obyczajowa historia grzęźnie na mieliźnie. Pierwsze miejsce w tej niechlubnej klasyfikacji zajęły Sztućce Jakuba Sytego. Minimalistyczna forma nawet w sieci (gdzie na codzień ukazuje się ta seria) musi zostać poparta naprawdę dobrym, intrygującym dialogiem. W przeciwnym razie rysunek ciągnie całość na dno i tak stało się w tym przypadku.

Ogólnego wrażenia nie poprawiają niestety również inne prace. Fabuła Inspektora Tomasza Kontnego i Piotra Nowackiego jest zdecydowanie zbyt przewidywalna. Na dodatek narracja snuje się, dostosowując tempo do wątłej dynamiki rysunku. Reincarnation Sauliusa Krusny niezbyt pasuje do klimatu Jeju i chyba właśnie dlatego zostało umiejscowione na samym końcu tuż obok kilku poemiksów. Razem tworzą oniryczno-poetycki kącik, który może mieć rację bytu, o ile nie rozrośnie się na resztę magazynu. Natomiast Najwydestyluchniejszy Bartosza Sztybora i Macieja Pałki to epizod stanowiący część większej całości, trudny do ocenienia bez kontekstu i wobec braku określonego zakończenia. Druga odsłona tego komiksu ukazała się w pierwszym Maszinie, lecz kolejna została wycofana z czwartego numeru Jeju przez redakcję. Podobno przyczyną były dość kontrowersyjne treści, nie pasujące do profilu zina. Rozwiązania historii pozostaje więc oczekiwać w bliżej nieokreślonej przyszłości.

"Trójce" nie pomógł także sam redaktor naczelny. Tomek Pastuszka w przeszłości tworzył na potrzeby pisemka nowe historie, często utrzymane w tonie mniej humorystycznym od tego, do którego przyzwyczaił czytelników strony paski.org. Tym razem uraczył swoich fanów kilkoma planszami już znanymi i, co gorsza, wydanymi również w innych publikacjach (na przykład w piątym numerze Zeszytów komiksowych). Ziny często zbierają rozmaite ciekawe projekty z sieci oraz
szuflad twórców, lecz ojciec projektu powinien wymagać od siebie więcej, niż tylko przypomnienia paru skądinąd dobrych i zabawnych prac.

Jeju3 zostało uratowane przed całkowitą klapą przez trzy pozycje. Na pewno największym atutem jest, otwierający numer, występ Jeża Jerzego. Obecność komiksu Rafała Skarżyckiego i Tomasza Leśniaka to niewątpliwy sukces, który warto byłoby powtórzyć w przyszłości zwracając się również do innych znanych twórców. Interesującym zaskoczeniem jest także wyłowienie z otchłani Internetu cyklu pasków Moniki Soboń Jasiek i mrówka. I choć inspiracja serią Calvin i Hobbes jest aż nadto wyraźna, pozostaje żałować, iż autorka zawiesiła swoją działalność na czas bliżej nieokreślony.

Jednakże komiksem, który zostaje w pamięci na dłużej i stanowi prawdziwy gwóźdź programu, jest Winda Daniela Gizickiego i Mikołaja Tkacza. Publikujący w sieci i w wielu niszowych wydawnictwach twórcy połączyli siły, a owocem tej współpracy jest krótka, lecz błyskawicznie wciągająca opowieść. Scenarzysta na czterech planszach zmieścił kilka doskonałych, subtelnie humorystycznych obserwacji. Zestawione razem i połączone z prostym, czarno-białym rysunkiem budują atmosferę trudnego do zdefiniowania niepokoju. Zapewne takiego, jaki towarzyszy podróży starą windą. I choć Tkacz-rysownik nie dorównuje jeszcze Gizickiemu-scenarzyście, przyjemnie obserwuje się jego konsekwencję w promowaniu własnego, rozpoznawalnego stylu.


Jeju4 na tle swojego poprzednika wypadło solidnie. Choć echa mistrzostw świata w Niemczech jeszcze pobrzmiewają w komiksie Macieja Banasia, to przynajmniej jego dwie plansze wstydu polskiej piłce nie przynoszą. A ponabijać się z Jacka Gmocha jest zawsze rzeczą słuszną i sprawiedliwą.
Poza tym Banasiowi należy się hołd i ofiara na ołtarzu sztuki komiksowej, gdyż podjął się niezwykłego eksperymentu. Otóż, wziął scenariusz Sztućców z poprzedniego numeru i porządnie go zilustrował. Tekstowi zbytnio to nie pomogło, lecz dzięki poświęceniu grafika badacze otrzymali cenny materiał poglądowy. Na jego podstawie można ocenić, jak poziom rysunku wpływa na odbiór całości utworu.

Sam Jakub Syty błysnął tym razem mocniej niż zastawa, którą zazwyczaj portretuje. W kooperacji z Aleksandrą Stachowską stworzył trzy plansze poświęcone relacjom damsko-męskim w tonie zdecydowanie nieżartobliwym, by nie powiedzieć depresyjnym. Większej liczby takich komiksów w Jeju zdecydowanie brakuje, a mogłyby stworzyć (z korzyścią dla pisma) przeciwwagę dla swobodniejszych produkcji. Wielką zaletą "czwórki" jest prezentacja prac kilku twórczyń, na których nadmiar w przekroju komiksowego środowiska nie można raczej narzekać. Poza wspomnianą Stachowską, ponownie pojawiła się Monika Soboń z przywoływanymi już Jaśkiem i mrówką oraz Joanna Kańka w sympatycznej historii o moherowych babciach odnajdujących właściwą drogę dzięki Pomocnej dłoni. Trochę słabiej na tym tle wypadła Izabela Doniec. Stworzony przez nią komiks klasyfikuje się do kategorii "wypełniaczy", którymi trzeba uzupełnić pięćdziesiąt sześć stron pisma.

Zresztą jednoplanszówki mogą stać na zróżnicowanym poziomie i w tej kwestii widać wyraźny postęp w
stosunku do poprzedniego numeru. Co prawda trochę za dużo wśród nich przeniesionych z sieci zoologicznych opowiadań Pawła Płóciennika, ale już Matrix Genesis Artura Sadłosa to wartościowa wstawka. Także Kościan, który zmieścił się na jedną z ostatnich stron, wrażeniem wizualnym prowokuje do cierpliwego oczekiwania na publikację w większym formacie i pełnym kolorze.

Odpowiedzialny za okładki Jeju Norbert Rybarczyk wpuścił na łamy zina Kreta Kretyna, lecz wkład ryjącego bohatera to typowa krecia robota. Chyba lepiej byłoby, gdyby pozostał w Internecie - szczególnie, że bez kolorów wiele traci. Zdecydowanie lepiej wypadł short o hipisie - bardziej absurdalny, lecz mniej hermetyczny i nie nastawiony na chlanie, przeklinanie oraz spędzanie czasu w toalecie. Jako przerywnikowy deser redakcja zafundowała czytelnikom gościnny występ Banzaja, którego do życia powołał Grzegorz Nita. Dwie środkowe strony można sobie zatem bezurazowo wyrwać i włożyć do tomiku z przygodami słowiańskiego samuraja.

W Jeju4 do miana gwoździ programu pretendują dwa komiksy. W pierwszym z nich Przemysław Obara dostał porządnego scenarzystę w osobie Bartosza Sztybora. W To nie je bajka są dowcipne "momenty", a przy okazji łączą się one w logiczną całość, co nie zawsze jest regułą w przypadku zinowych wydawnictw. Tego typu dłuższych, porządnie narysowanych komiksów przydałoby się w magazynie trochę więcej. Powinny pełnić rolę "mięska" oblepionego krótszymi, rozpulchniającymi tomik produkcjami.

Klasę samą dla siebie stanowi Karol Kalinowski. Popularny KRL ozdobił dwunastokadrową planszą ostatnią stronę okładki. Pokazał przy tym, jak bez słów, samą narracją obrazkową sprawnie opowiedzieć historię raczej śmieszną, choć wprawiającą w lekkie zakłopotanie. Sposób kładzenia kolorów, mimika postaci oraz tworzące żart skojarzenia przywodzą na myśl rysunki satyryczne Marka Raczkowskiego. Trudno o lepszą rekomendację.

Czego może Jeju4 zazdrościć bratu, który przyszedł na świat numer wcześniej? Przede wszystkim okładki. Wszechobecna moda na żartowanie z kaczorów nie ominęła i zina Tomka Pastuszki, który w środku zamieścił do kompletu alegoryczną opowieść o
przejmowaniu i sprawowaniu władzy. I choć komiks Wanna be szef to kawałek dobrego, aluzyjnego humoru, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że pomysł na polityczną oprawę jest chybiony. Okładki poprzednich numerów wpisywały się w określony i spójny styl, z którego w "czwórce" pozostało tylko podejście do liternictwa. Powrót do sprawdzonych wzorców jest bardzo pożądany.

Żaden zin nie ukazuje się z taką regularnością jak Jeju. Bez ryzyka większej pomyłki można było dotychczas liczyć, iż nowy numer ukaże się raz na trzy-cztery miesiące. Byłoby wspaniale, gdyby, począwszy od "piątki", redakcja zdecydowała się na staranniejszy dobór materiału. Warto zaczekać miesiąc lub półtora dłużej, by zawartość magazynu nie budziła wątpliwości. Tylko czy redaktorzy będą w stanie wystarczająco krytycznie ocenić swoje własne prace?