Iznogud (wyd. zbiorcze) #5: Przygody wielkiego wezyra Iznoguda

Panie Turek, kończ pan!

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Iznogud (wyd. zbiorcze) #5: Przygody wielkiego wezyra Iznoguda
Wszyscy fani Iznoguda wiedzą, że niecny wezyr marzy, by zostać nowym kalifem. A co by się stało, gdyby tak Iznogud rozmyślił się i w końcu zaakceptował swoje dotychczasowe stanowisko?

Gwoli ścisłości wyjaśnię, że traktuje o tym jedna z czterech opowieści – Iznogud wreszcie kalifem! – składających się na tom piąty przygód Wielkiego wezyra Iznoguda. W albumie znalazło się jeszcze miejsce na dwa kolejne, dłuższe historie: Urodziny Iznoguda oraz Wspólnik Iznoguda, jak również będące de facto zbiorem jednostronicowych pasków Koszmary Iznoguda. Na okładce jako scenarzyści wymienieni są nieodżałowany Rene Goscinny oraz Jean Tabary, co jednak jest prawdą tylko częściowo bowiem wymienione wyżej, pełnokrwiste epizody powstały w latach 1985–89, a więc już po śmierci pierwszego z nich. Co zatem zaoferował Tabary?

W pierwszym rzucie warto spojrzeć na Koszmary Iznoguda, czyli – jak wspomniałem – zestaw jednostronicowych historyjek tematycznych, na przestrzeni których autorzy rzucają niecnego wezyra w wir hipotetycznych obowiązków: ekonomisty, szkolnego nauczyciela, ministra spraw wewnętrznych, opozycjonisty oraz wielu, wielu innych. Jakość historyjek jest różna, zazwyczaj jednak co najmniej dobra. Niektóre z żartów trącą myszką i mogą wydawać się bardzo abstrakcyjne, a młodszym czytelnikom wręcz niezrozumiałe, inne wręcz przeciwnie. Nie raz i nie dwa obywatele kraju rządzonego przez premiera złośliwie przezywanego Vateuszem odniosą wrażenie, że prezesem rady ministrów jest Iznogud. Historyjki są ze swojej natury niezwykle skondensowane oraz sugestywnie zilustrowane.

Kolejne trzy teksty są pełnokrwistymi opowieściami niby oferującymi zupełnie niezależne i oryginalne wątki, ale na swój sposób bardzo podobnymi do siebie. Każdy z tekstów rozpoczyna się interesująco, a Iznogud wreszcie kalifem! nawet zaskakująco. Pomny licznych niepowodzeń Iznogud postanawia się wyrzec ambicji do tronu, co zbiega się z informacją ze strony kalifa, iż ten wskutek kłopotów zdrowotnych musi przekazać władzę następcy. A że słowo się rzekło, sukcesja przechodzi na braci kalifa, a ci jak wrócą, to niechybnie skrócą wezyra o głowę.

W Urodzinach Iznoguda dochodzi z kolei do niecodziennej sytuacji: wezyr nie tylko nie otrzymuje prezentu od kalifa, ale wręcz musi ufundować podarunek od siebie dla władcy, w przeciwnym bowiem razie… domyślcie się sami. Co ciekawe, wręczenie prezentu staje się wyzwaniem większym, niżby się z pozoru mogło wydawać.

We Wspólniku Iznoguda niecny wezyr najpierw musi zmierzyć się ze służbą pałacową, która potrafi wykazać się imponującym poczuciem humoru, co doprowadza bohatera do szewskiej pasji. Żeby jednak dodać sprawie pikanterii, każde wezbranie frustracji owocuje pojawieniem się wróżki, która potrafi spełniać marzenia, czego jednak główny bohater nie potrafi wykorzystać. To jednak nie koniec i na kartach powieści pojawia się nawet niechlubny przywódca III Rzeszy!

Na pierwszy rzut oka wszystkie opowiadania wyglądają obiecująco i początkowe strony takie właśnie są. Tabary za każdy razem rozpisuje całkiem oryginalną intrygę, stawiając głównego bohatera przed nie lada wyzwaniami oraz wzmacniając jego frustrację, co oczywiście jest powodem wielu zabawnych gagów. Jednakże w każdym z przypadków para stopniowo – i niestety dość szybko – ulatuje i po mocnym wstępie dochodzi do ewidentnego przeciągnięcia historii, co negatywnie wpływa na ich atrakcyjność.

Opowieści o wezyrze zawsze najlepiej wypadały jako „średniodystansowce”, czyli kilkustronicowe teksty, w których dochodziło do błyskawicznego zawiązania historii oraz równie szybkiego finału. I takie też były pierwsze albumy zbiorcze, zapewniające mnóstwo inteligentnej – chociaż zazwyczaj nienadającej się dla dzieci – rozrywki oraz frajdy.

Tymczasem ostatnie tomy to w zasadzie gratka wyłącznie dla najzagorzalszych fanów przygód Iznoguda. Sytuacja przypomina pod tym względem smutny finisz Yansa, gdzie po piorunującym początku z tomu na tom cykl gasł. Podobne uczucie mam i w tym przypadku, co wiążę z brakiem wkładu ze strony Goscinnego i brakiem umiejętności Tabaryego, by w odpowiednim momencie zakończyć historyjkę. No niestety, ale recenzowany tom po prostu mnie zmęczył.