IV Lubelskie Spotkania z Komiksem

Nie taka "gadkaszmatka", jak ją malują

Autor: Kuba Jankowski

IV Lubelskie Spotkania z Komiksem
Niby rynek komiksowy w Polsce jest niewielki, a jednak festiwalowy zawrót głowy w każdych kolejnych dwunastu miesiącach mamy gwarantowany. W 2012 pod koniec kwietnia odbyła się Ligatura, w drugim tygodniu maja Komiksowa Warszawa, tydzień później Lubelskie Spotkania z Komiksem, a mamy dopiero pierwszą połowę roku. Zbliża się jeszcze Festiwal Komiksu Historycznego i rzutem na taśmę odbędzie się najprawdopodobniej Bałtycki Festiwal Komiksu (według zapowiedzi Radosława Bolałka podczas panelu wydawców, który odbył się na FKW). Jest w czym wybierać i właśnie wybór jest kwestią kluczową, która decyduje o frekwencji na komiksowych wydarzeniach. Lubelskie LSzK nie są festiwalem, lecz – jak sama nazwa wskazuje – mają charakter "spotkań". Bardzo nieformalnych, kameralnych, co sprawia, że już sam ich zamysł sytuuje je gdzieś poza głównym nurtem komiksowych imprez. Program rozpisany jest na dwa dni i oprócz tradycyjnych spotkań z twórcami obejmuje prelekcje, warsztaty, konkursy i giełdę komiksową. Poltergeist pojawił się na pierwszym dniu imprezy. W tym roku Chatka Żaka UMCS nie ułatwiała organizatorom pracy i przygotowań. Niestety, trwa tam w najlepsze remont i ciężko wykorzystać odpowiednio przestrzeń. Przykładowo, nie uświadczyliśmy żadnej wystawy, co znacznie zubożyło doznania estetyczne. Kilka plansz zdecydowanie ożywiłoby zapyloną Chatkę Żaka. Podobnie jak większa liczba uczestników, choć i na większych imprezach pojawiają się problemy z frekwencją. W tych niesprzyjających warunkach (nagromadzenie imprez plus remont miejscówki) można jednak było spędzić czas bardzo pożytecznie. Spotkanie z Danielem Grzeszkiewiczem Autor odpowiedział na szereg pytań w formie bardzo zwięzłej, pokazał sporo ciekawych prac, zarówno znanych z Gedona zebranego, jak i ilustracji, które wykonywał dla Fabryki Słów. Zdradził, że jego komiksowe manewry rozpoczęły się od Sądu nad Gotham Simona Bisleya, co zapewne ucieszyło bardzo gościa LSzK, Marcina Rusteckiego (wszak to on tworzył "imperium" Tm-SemiC, wydawcy tego tytułu). Autor jednak wymienił wśród swoich komiksowych mentorów przede wszystkim Neila Gaimana i Alana Moore'a, a nie autorów tamtego komiksu, Simona Bisleya i Alana Granta. Zresztą Daniel wskazał nawet Alana Moore’a jako scenarzystę, z którym chciałby popracować przy jakimś komiksie. Na sugestię, że z Brytyjczykiem ciężko się ponoć pracuje, niezbity z tropu odpowiedział: "ze mną też". Obecnie prowadzi cotygodniowe warsztaty komiksowe oraz ma w planach kilka tytułów (m.in. Międzybycie, którego losy nie są jeszcze do końca pewne). Uczestnicy spotkania mogli też przedpremierowo zobaczyć okładkę drugiego tomu The very best OFF The Ziniols, której Daniel jest autorem. Improwizacja Pszrena W zasadzie tego, co robi Piotr Szreniawski podczas improwizacji, nie sposób opisać. Ogólnie: barwnie opowiada o swoich komiksowych projektach-eksperymentach: W tym roku zaczęło się od rozgrzewki w stylu karate, a potem wysłuchaliśmy piętnastominutowej, energetycznej "nawijki", którą uatrakcyjniło rozdawanie domowej roboty wydań komiksów papierowych, dostępnych w wersji cyfrowej pod wyżej wskazanymi linkami. Pszren zdecydowanie dodaje kolorytu imprezie, choć pierwszy kontakt z jego żywiołowym performancem może przestraszyć. Spotkanie z Dominikiem Szcześniakiem i Marcinem Rusteckim Autorzy opowiedzieli o zbliżającej się premierze komiksu Ksionz, na którego pomysł wpadli dwa lata temu podczas jednego z "Leszków". Projekt wyewoluował w ponad stustronicowy album, który w twardej oprawie ukaże się podczas MFKiG 2012. Według słów autorów komiks stanowi zaledwie wstęp do kontynuacji tego, co na bieżąco rodzi się w ich głowach wokół postaci głównego bohatera. Ksionz to komiks drogi i wbrew pozorom jest pozbawiony akcentów antyklerykalnych. Współpraca na linii scenarzysta-rysownik układa się na tyle dobrze, ze z pewnością powstanie drugi tom tej opowieści, o której pierwszy album swego czasu biło się aż trzech wydawców. Jak stwierdził Dominik Szcześniak, pierwszy raz w karierze scenarzysty zdarzyło mu się, że w pewnym momencie nie wyrobił się ze scenariuszem i to Marcin Rustecki musiał czekać na kolejne strony tekstu, a nie scenarzysta na gotowe plansze. I inni 19 maja, w pierwszym dniu imprezy, zaprezentował się jeszcze m.in Maciej Pałka, który opowiedział o Domu Słów – pracowni komiksu działającej przy ośrodku Brama Grodzka – Teatr NN, mogącej się już pochwalić kilkoma publikacjami (np. Spacerem) oraz zapowiedzianą na lipiec 2012 powieścią graficzną Józef Czechowicz: Poemat o mieście Lublinie). Podobnie jak Pszren, również Maciej Pałka rozdawał wśród uczestników spotkania przygotowane komiksy. Na scenę powrócił Dominik Szcześniak, aby opowiedzieć o wydanym tydzień wcześniej na FKW komiksie GadKaszmatka. Rozmowa zeszła potem na tematy związane z wyjątkowo bogatą działalnością komiksową Dominika i trwałaby zapewne jeszcze dłużej, gdyby nie kolejne punkty programu. Inny model Mimo bardzo kameralnego charakteru "Leszka" trzeba przyznać, że ma on jedną wielką zaletę. Zazwyczaj podczas wielkich imprez komiksowych brakuje czasu, żeby nagadać się ze wszystkimi znajomymi oraz poznać nowych. Wszystko robi się "w przelocie", a potem narzeka na brak czasu na cokolwiek. "Leszek", omijany przez większość ludzi związanych z komiksowymi mediami, daje jednak okazję do bliższej integracji w zapętlonym modelu "jedno spotkanie/przerwa na piwo". Dodam, że odbywa się to bez opłakanych skutków, o których pisał w ostatnim felietonie na łamach Bicepsa #4 Tomasz Pstrągowski ("Nie być jak Simon Bisley"). Ta kameralność jest niezwykłym atutem, który likwiduje bariery między publiką a gośćmi. Najlepsze jest zaś to, że rozmowy, które przenoszą się znad piwa w pobliskim barze za stół w sali spotkań, toczą się płynnie i nie powielają tych samych treści. Zwyczajnie jest o czym rozmawiać bez powtarzania się. W skromnych progach Chatki Żaka UMCS znalazło się miejsce na więcej treści, niż podczas niejednego wielkiego festiwalu. Plusem były też wspomniane komiksowe gratisy. Oprócz nich każdy uczestnik LSzK otrzymał też komiks Helsinki Story autorstwa Karoliny Radaj. Zatem przekornie nie napiszę, że na "LeSzKa" warto jeździć, bo za rok pojawi się na nim tłum ludzi i po tej przyjemnej kameralności pozostanie tylko wspomnienie.